Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Schetyna na czele rankingu nieufności. Czemu zawdzięcza „sukces”?

„Sukces” Grzegorza Schetyny to efekt pracy zespołowej. „Sukces” Grzegorza Schetyny to efekt pracy zespołowej. Paweł Kula/Kancelaria Sejmu / Flickr CC by 2.0
Nie byłoby lauru dla Schetyny w klasyfikacji indywidualnej, gdyby nie stał za liderem wielce sprawny team, każdego dnia pracujący na zwiększanie nieufności dla swego lidera.

W sondażach zaufania dla polityków, które CBOS publikuje regularnie od wielu lat, nie ma świętych krów i liderzy co jakiś czas się zmieniają. O niebo stabilniejsza była za to od niepamiętnych czasów czołówka rankingu nieufności. Tutaj można było niemal w ciemno obstawiać, i to niezależnie od ogólnych koniunktur, że jeśli na czele nie znajdzie się Kaczyński, to wyprzedzi go Macierewicz. Albo na odwrót, co w sumie na jedno wychodziło. I kiedy wydawało się, że tak będzie zawsze, wreszcie nastąpiła wielka odmiana. Otóż przebojem na pierwsze miejsce właśnie wdarł się Grzegorz Schetyna. Liderowi opozycji nie ufa już 48 proc. Polaków.

Spektakularny ten awans nie wziął się rzecz jasna z niczego. Myli się ten, kto stereotypowo sądzi, że ludzie nie ufają politykom z zasady, mając na uwadze samą ich profesję. Niestety nie jest tak łatwo, na prawdziwą nieufność każdy musi sobie zapracować. W jaki sposób? Jest metoda na Macierewicza: przez lata rozwijać umiejętność tworzenia najbardziej idiotycznych teorii spiskowych. Albo na Kaczyńskiego: z wirtuozerią niezrównaną fechtować grubym epitetem i niczym niepopartą insynuacją.

Dlaczego Polacy nie ufają Schetynie?

Zawodnik tak niepozorny jak Grzegorz Schetyna – zwykle nieśmiało uśmiechnięty, pozbawiony krzty tupetu i bezczelności, z charakteru człek raczej obrażający się niż innych – nawet nie może się równać z tamtymi mężami. Cóż więc stanowi tajemnicę jego obecnego sukcesu? Otóż jest nią praca zespołowa. Nie byłoby bowiem lauru dla Schetyny w klasyfikacji indywidualnej, gdyby nie stał za liderem wielce sprawny team, każdego dnia pracujący na zwiększanie nieufności wobec swego lidera.

W ostatnich kilkunastu tygodniach team radykalnie zresztą podkręcił tempo. Wiele już powiedziano o tym, że przykładając rękę do odrzucenia obywatelskiego projektu liberalizacji aborcji, zręcznie odciął balast zaufania w elektoracie progresywnym. A zaraz potem celnie uderzył z drugiej flanki. Wywalając konserwatywnych posłów, którzy zagłosowali przeciwko aborcji akurat z nakazu sumienia, a nie oportunistycznych kalkulacji, Platformie udało się obniżyć deficyt nieufności wśród wyborców onegdaj wabionych „konserwatywną kotwicą”.

Ostatnio zrobiło się zaś nawet jeszcze lepiej. Bo gdy rządzący znienacka odmrozili projekt ustawy o IPN, PO nie dała się zaskoczyć i koncertowo wstrzymała się od głosu. Dopiero gdy zrobiła się globalna chryja i nic to już nie kosztowało, chyłkiem dołączyła do międzynarodowego chóru oburzonych, skąd jej głos ma ogromną szansę nie zostać usłyszany przez krajowy elektorat.

A gdyby tego było mało, stale i konsekwentnie drużyna Grzegorza Schetyny pracuje też nad brakiem zaufania do jej kompetencji ekonomicznych. Występ Andrzeja Rzońcy w TOK FM (21 lutego) idealnie to pokazuje. Pięknie bowiem krytykował główny ekonomista Platformy proponowane przez rząd pracownicze fundusze emerytalne. Udatnie dowodził, że prawdziwym sednem problemu emerytalnego jest niski poziom zatrudnienia Polaków. Aż niejeden słuchacz słusznie czy nie kojarzący rządy PO z ekspansją śmieciówek otrząsał się przed radioodbiornikiem z resztek zaufania wobec tej partii. Z nie większą zresztą wiarygodnością Rzońca lansował dalej autorskie pomysły swej partii na problem niskich emerytur. I bez wątpienia zapowiedzią ustawy ułatwiającej młodym zakładanie firm udało mu się nie przyciągnąć uwagi elektoratu. Trafnie rozpoznając grunt, że takie suchary nikogo już nie kręcą.

Jednak najcelniejszy strzał ekspert PO zachował sobie na koniec. Wiadomo już, że lada dzień formacja Grzegorza Schetyny zgłosi projekt… ustawy chroniącej resztki OFE. I co więcej, to dopiero początek ofensywy – gdyż w zamierzeniu wnioskodawców to jedynie wstęp do rekonstrukcji drugiego filara!

Takiego zagrania nikt się nie spodziewał. Jednym ruchem udało się zneutralizować wyborców, którzy kilka lat temu klaskali rządowi Tuska za demontaż OFE, poważnie biorąc sobie do serca ówczesne opowieści o wielkim kapitale żerującym na naszych emeryturach. Z kolei ci, którzy wypowiedzieli wtedy Platformie zaufanie, bez wątpienia sięgnęli teraz po butelkę. Choć bynajmniej nie po to, aby wznosić toasty. Po prostu byli ciekawi, kogo teraz licho nabije.

Czytaj także: Gra władzy, gra opozycji

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną