Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pani generał

Monika Jaruzelska wkracza do polityki

Monika Jaruzelska Monika Jaruzelska Kamil Piklikiewicz/DDTVN / EAST NEWS
Całe dorosłe życie Monika Jaruzelska uciekała od polityki. Teraz w nią wchodzi. Świadomie i w poczuciu odrębności od ojca, bo ma ważną sprawę do załatwienia.
Dwudziestoparoletnia Monika z ojcem (już jako prezydentem) podczas urlopu w rządowym ośrodku wypoczynkowym Promnik w Rudzie Tarnowskiej, 1989 r.Wojtek Łaski/EAST NEWS Dwudziestoparoletnia Monika z ojcem (już jako prezydentem) podczas urlopu w rządowym ośrodku wypoczynkowym Promnik w Rudzie Tarnowskiej, 1989 r.
Gen. Wojciech Jaruzelski (wtedy minister obrony narodowej) z żoną Barbarą i córką Moniką na Kaukazie, lata 70.Archiwum rodzinne Wojciecha Jaruzelskiego/PAP Gen. Wojciech Jaruzelski (wtedy minister obrony narodowej) z żoną Barbarą i córką Moniką na Kaukazie, lata 70.

Artykuł w wersji audio

„Nie mam zadeklarowanych poglądów. Myślę i na bieżąco weryfikuję swoje zdanie (…). Dwukrotnie otrzymywałam propozycję startu w wyborach (raz od Leszka Millera, drugi od Janusza Palikota – red.). Nie mówię zdecydowanie »nie«. Ale z pewnością nie teraz. Mam pracę, z której czerpię satysfakcję, i mam małe dziecko. Wiem, co przeżywają dzieci polityków, i zapewniam, że niewiele z nich jest dziećmi szczęśliwymi. A moje dziecko byłoby obciążone podwójnie – funkcją matki i historią dziadka” – tak pisała Monika Jaruzelska pięć lat temu w autobiograficznej książce „Towarzyszka Panienka”. Potem dużo się zmieniło. Cztery lata temu zmarł jej ojciec gen. Wojciech Jaruzelski, syn stał się – jak mówi Jaruzelska – pragmatycznym nastolatkiem, a ona wchodzi do polityki. Jesienią z list SLD wystartuje w wyborach do sejmiku wojewódzkiego.

W imię ojca

W 2010 r. gen. Wojciech Jaruzelski wyznał w wywiadzie dla „Vivy!”, że nie może się tak po prostu położyć, cieszyć wnukiem i nie reagować na każdy tekst o sobie, bo „broni dobrego imienia setek tysięcy ludzi, zwłaszcza wojska”. – Ja bym się pod tym dziś podpisała, choć nie z taką determinacją jak ojciec, który ponosił bezpośrednią odpowiedzialność za swoje decyzje, zarówno te dobre, jak i te złe – mówi dziś Jaruzelska (rocznik 1963).

Wychowywała się wśród wojskowych i do dziś stanowią ważny kawałek jej świata. Nie była córeczką tatusia, ale raczej typem chłopczycy. Uwielbiała przesiadywać w dyżurce z ochroniarzami, którzy stali się kimś w rodzaju rodziny zastępczej. Do wielu mówiła „wujku”. Wspomina, że z nimi mogła tworzyć swój własny niezależny świat. Kiedy w domu bywało jej źle i uciekała, to „wujkom” podawała adres, żeby nie mieli przez nią kłopotów u przełożonych.

Gdy słuchała odchodzących z wojska przez Antoniego Macierewicza generałów, dziwiła się, że mówili tylko o sobie i sprawach logistycznych: – Ktoś, kto jest dowódcą, powinien brać odpowiedzialność za podwładnych, za ich dzieci i rodziny. Byłam z Andrzejem Rozenkiem na spotkaniach z wojskowymi, ich rodzinami i widziałam upokorzonych ludzi. Tłumaczy, że przecież każdy żołnierz, który złożył przysięgę – w PRL czy w dzisiejszej Rzeczpospolitej – składał ją na wierność Polsce. Chce bronić rodzin wojskowych przed skutkami ustawy degradacyjnej wymierzonej w jej ojca, przed odbieraniem im emerytur. Dlaczego? – Tych rodzin jest bardzo wiele, są mi bliskie i wielu towarzyszy dziś poczucie osamotnienia, bezbronność. Myślę i o tych, którzy po zmianie władzy też mogą być degradowani, bo ktoś uzna ich za pisowskich żołnierzy – odpowiada.

Chodzi o ustawę degradacyjną, która pozwala pozbawiać stopni wojskowych żołnierzy, którzy w latach 1943–90 mieli „sprzeniewierzyć się polskiej racji stanu”. O tym, czy mundurowy sprzeniewierzył się czy nie, decydować ma szef MON, a nie – jak każe ład konstytucyjny – sąd. Monika Jaruzelska blisko współpracuje z prezesem Związku Żołnierzy Wojska Polskiego pułkownikiem Markiem Bielcem, a także z byłym szefem MON, europosłem SLD Januszem Zemke. – Decyzję Moniki Jaruzelskiej o wejściu do polityki traktuję z największym szacunkiem. Silne wrażenie wywierają na mnie osoby, które podejmują ten krok nie dla siebie i pozycji zawodowej, ale dla innych. W tym wypadku chodzi o walkę o godność ludzi, którzy byli żołnierzami Wojska Polskiego – mówi Zemke. Ona o nim – że to człowiek wielkiej klasy i skromności. Wspólnie utworzyli Centrum Monitorowania Skutków Ustawy Degradacyjnej. Dają opiekę prawną, nagłaśniają decyzje rządu, tworzą spis osób poszkodowanych. – Każda armia potrzebuje generałów. Pani Jaruzelska postanowiła takim generałem być i walczyć o ludzi, o których wszyscy dzisiaj zapomnieli – komentuje Włodzimierz Czarzasty, szef SLD. Monika deklaruje, że w sprawie ojca nie będzie nic robić, bo on i tak przejdzie do historii jako generał. – A nawet jeśli nie, to był żołnierzem i to było dla niego najważniejsze – mówi.

Dopytywany o to, jak widzi jej rolę w SLD, Janusz Zemke mówi: – Według mnie mogłaby się stać drogowskazem dla ludzi z pokolenia 50+. Wstrząsnęło mną, kiedy usłyszałem, że Maria Kiszczak „nie będzie już więcej głosować na PiS”. To, że ktoś jest dojrzały, to nie znaczy, że nie jest pogubiony. Ona mogłaby tym ludziom pomóc. Być odtrutką na Magdalenę Ogórek.

Jaruzelska nie będzie paprotką Sojuszu, to pewne, jak i to, że nikt nie ośmieli się porównywać jej do Magdaleny Ogórek. Jest wielką nadzieją dla SLD, a Czarzasty liczy, że w wyborach samorządowych zapewni mu bardzo dobry wynik. A dlaczego ona zdecydowała się na SLD? – To moja tacierzysta partia, choć nie zawsze na Sojusz głosowałam. Wcześniej moją partią była Unia Demokratyczna, później Unia Wolności. Jestem pragmatyczna i wiem, że SLD daje mi struktury, na których mogę się oprzeć, aby zająć się w polityce konkretną sprawą. Jestem dzieckiem PRL i kobietą III RP, obie to moja ojczyzna – odpowiada.

W domu ojca

W ostatnich latach, jeśli jej nazwisko pojawiało się w mediach w kontekście politycznym, to przy okazji 13 grudnia, po śmierci Wojciecha Jaruzelskiego, a niedawno – afery reprywatyzacyjnej. Chodzi o dom Jaruzelskich na warszawskim Mokotowie, w którym rodzina mieszkała od 40 lat. Po śmierci rodziców Monika odnajduje w nim spokój. Sprawa jest skomplikowana, bo budynek nigdy reprywatyzowany nie był. W 1938 r. został kupiony przez Lidię Przedpełską od spółdzielni lotników. Przedpełscy wyemigrowali podczas wojny do USA. Prawdopodobnie nie zapłacili ani jednej raty kredytu za nieruchomość. Po wojnie dom został przejęty na mocy dekretu Bieruta, a następnie przeszedł na rzecz wojska. W 1973 r. do domu wprowadziła się rodzina ówczesnego szefa MON Wojciecha Jaruzelskiego. Rodzina Przedpełskich otrzymała od Amerykańskiej Komisji Odszkodowawczej 140 tys. dol. za utracone w Polsce mienie, jednak w jego skład nie wchodzi dom na Ikara. Oceniono, że budynek ma mniejszą wartość niż zaciągnięte na niego kredyty. W związku z czym odszkodowanie się nie należało.

Temat wrócił za sprawą radnych PiS, którzy mają wątpliwości co do decyzji władz miasta z 2012 r. o przekształceniu użytkowania wieczystego działki we własność rodziny Jaruzelskich. Przyciskany przez reporterów „Czarno na białym” Jan Mosiński, członek komisji reprywatyzacyjnej z PiS, nie znalazł innego argumentu uzasadniającego zajęcie się budynkiem niż fakt, że należał do byłego szefa Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.

I jest jeszcze sprawa kamienicy, w której obecnie mieszka Jaruzelska, która również znalazła się w kręgu zainteresowań komisji reprywatyzacyjnej, a jeszcze mocniej – mediów tożsamościowych. „Celebryci w przejętych kamienicach!” – grzmiała TVP Info, dołączając do sztafety mediów „ujawniających”, kto kupił mieszkanie pod niegdyś zreprywatyzowanym adresem. Trafiło na Edwarda Miszczaka, Anję Rubik, Monikę Olejnik, Jarosława Gugałę i Monikę Jaruzelską. Tym, że wymienieni tu mieszkają pod zupełnie innymi adresami, już mało kto się zajmował. Zresztą to osoby, które kupiły (jak Jaruzelska za kredyt we frankach) lub wynajęły mieszkanie, nie są właścicielami kamienicy. Nawet sam adwokat rodziny Przedpełskich Michał Warykiewicz mówi, że „komisja weryfikacyjna nie ma tu nic do roboty”, ale PiS nic sobie z tego nie robi.

Łącząc wątpliwą sprawę „reprywatyzacji” domu na Ikara i kamienicy przy Szucha, można było wziąć Jaruzelską na „reprywatyzacyjne widły”. PiS chce ją wykreować na kogoś, kto wszystko w życiu zyskał na przekręcie. Akurat sprawą politycznie Jaruzelska zajmować się nie chce. Uważa to za bicie piany.

Nie chciała zajmować się polityką, ale – twierdzi – to polityka zajęła się nią. – Jestem córką żołnierza i wiem, że są rzeczy, które dziś należy zrobić, więc wchodzę na tę drogę. Nie chce mówić o żadnej politycznej karierze, bo nie o nią jej chodzi. Potrzebę osiągnięć zawodowych, wspinanie się po szczeblach do sukcesu, już zaspokoiła. – Jestem osobą spełnioną zawodowo i nie mam snów o potędze. Być może pomyślę o Sejmie, ale mam wystarczająco dużo pokory, aby teraz się tej polityki nauczyć, a samorząd jest dobrą szkołą – mówi Jaruzelska.

Wbrew ojcu

W 30. rocznicę stanu wojennego po raz pierwszy udzieliła politycznego wywiadu. Potem spokojnie usiadła przed komputerem, by wynotować komentarze internetowe. Wtedy czytała o sobie obraźliwe wpisy, np. „jesteś czerwonym nasieniem”. Teraz częściej czyta: „ojciec byłby z pani dumny”. Choć nie jest zbyt emocjonalna, to ją wzruszyło. Mówi, że z jednej strony ojciec widział w niej silną i sprawną fizycznie kobietę, sam uczył ją pływać, świetnie radzi sobie na nartach, jeździ konno. Z drugiej – dostrzegał jej kruchość, kiedy rozczulała się nad losem zwierzaków. Jako dziecko ukradła psa uwięzionego na krótkim łańcuchu, a już jako dorosła wzięła do domu znalezionego na mazurskiej drodze królika. Niedawno rozpoczęła studia – behawiorystykę zwierząt. Widać, że jamnik Lolek i trzy koty, wszystkie uratowane, mają się u niej dobrze. Poczuła chwilowy przypływ sympatii do prezesa PiS, kiedy widziała, jak walczył o życie swojego kota.

Czy ojciec widział ją w polityce? – Myślę, że chciałby mnie chronić. Pamiętam rozmowę z ojcem kilka lat temu, kiedy dostałam propozycję startu w wyborach, i byłam pewna, że powie „absolutnie nie”, a on mnie zaskoczył. „Może rzeczywiście powinnaś to rozważyć, ale musisz jeszcze więcej poczytać” i zaproponował mi listę lektur. Mawiał, że wiedzy, godności i kultury nikt nam nie zabierze – wspomina córka generała.

Ojciec nie był zachwycony, że Monika, z wykształcenia polonistka po UW, zawodowo zajęła się modą. Kiedy dorastała, jej też nie przyszłoby do głowy, że moda stanie się jej pracą. Jako nastolatka była rozczarowana, kiedy znajoma germanistka przywoziła jej z NRD szykowne sukienki. Ona wolała słynny budzik z fosforyzującymi wskazówkami. Już jako dojrzała kobieta dostrzegła, że przy takich rodzicach nie było miejsca na jej narcyzm. Matka opowiadała, że kiedy ją urodziła, to córka była brzydka jak Chruszczow. Przy ojcu ascecie i generale, przy matce o wyjątkowej urodzie, która zwracała uwagę wszystkich, jej przypadała rola chorowitej.

Wojciech Jaruzelski – co uświadomiła sobie nie tak dawno – był dla niej ważnym punktem odniesienia. Szukając autonomii, weszła do świata mody i na wiele lat schowała się w wielkiej garderobie. – Wiem, że to była ucieczka przed polityką, bo świat mody był odpolityczniony, i też ucieczka przed tym wszystkim, co wiązało się z przeszłością. To był mój sposób na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, pozycji i pracy na własne nazwisko – mówi Monika. Zatrudniła się w „Twoim Stylu”. Chciała pisać teksty psychologiczne, ale szybko dostała lekcję pokory. Przeszła przez sekretariat redakcji, gdzie robiła korektę, podpisywała zdjęcia, adiustowała teksty, pisała i szykowała sesje okładkowe. Tu uczyła się zawodu stylistki, organizowała pokazy mody, robiła reklamy, dobrze zarabiała.

Miała zacięcie psychologiczne i szybko zauważyła, że Polki, zamiast ubierać swoją osobowość, skupiają się na maskowaniu strojem mankamentów. Tak powstała Szkoła Stylu. Tu dzieliła się wiedzą o tym, jak kształtować swój wizerunek, szkoliła profesjonalistów. Chwilę przed jednym z pokazów mody w Paryżu, a było to w czasie wojny w Jugosławii, usłyszała o gwałtach na muzułmańskich dziewczynkach. Oglądając modelkę w czerwonej sukience, zrozumiała, że to nie jest jej świat, że weszła w modę, by uciec od cierpienia i polityki, ale rzeczywistość na wybiegu ma niewiele wspólnego z tym, co przeżywa i co naprawdę ją obchodzi.

Postanowiła wykształcić się na psychoterapeutkę, ale po dwóch latach trudnej nauki, w tym terapeutycznej pracy nad sobą, doszła do wniosku, że zostając stażystką na szpitalnym oddziale zaburzeń, musi zrezygnować z pozycji pierwszej stylistki i znacznych zarobków. I wtedy zaproponowali jej posadę dyrektora artystycznego w firmie jubilerskiej W. Kruk. Tak porzuciła myśl, że zostanie terapeutką. Po głośnych zawirowaniach w firmie jubilerskiej, opisywanych jako „wrogie przejęcie”, postanowiła odejść.

Jest ciekawa ludzi, lubi rozmawiać, pytać, ta jej psychologiczna pasja jest nadal ważna. Miała swój program w Chillizet i prowadziła internetowe rozmowy ze znanymi ludźmi, którzy mają coś sensownego do powiedzenia. Jak sama mówi, to było talk, ale bez show. Od dyrektora programowego TVN usłyszała kiedyś, że do telewizji jest zbyt kulturalna. Przetłumaczyła sobie, że chciał powiedzieć „zbyt nudna”. Uznała to za komplement.

Dużym sukcesem wydawniczym, także finansowym, okazały się trzy książki Moniki Jaruzelskiej. O swoich relacjach rodzinnych postanowiła opowiedzieć w 2013 r., wydając „Towarzyszkę Panienkę” (ponad 100 tys. sprzedanych egzemplarzy), rok później opublikowała książkę pod wiele mówiącym tytułem „Rodzina”, a całą trylogię zamknęła intymnym „Oddechem”. Prowadzi zajęcia na Uniwersytecie SWPS i odkąd rządzi PiS, ma więcej czasu, bo banki, firmy, instytucje przestały korzystać z jej usług szkoleniowych.

Nazwisko po ojcu

Z okna jej mieszkania na Szucha widać Kancelarię Premiera i Trybunał Konstytucyjny. To z tej perspektywy oglądała marsze w obronie konstytucji, bo sama nie maszeruje. Nie chodzi też na Czarne Protesty, ale jest za liberalizacją ustawy aborcyjnej. Studiowała psychologię i uważa, że marsze wprowadzają ludzi w stan zadowolenia, że już coś ważnego zrobili. Endorfiny obniżają poziom frustracji, a ta jest potrzebna do strategicznego działania.

Jaruzelska czuje się feministką i bardzo żałuje, że lewica nie wystawiła Izabeli Jarugi-Nowackiej na prezydenta. – Ona była twarzą tego feminizmu, do którego jest mi dziś najbliżej. Feminizmu bez agresji i żeńskiego szowinizmu. Mój feminizm opiera się na myśleniu o równouprawnieniu kobiet, a nie odbieraniu mocy mężczyznom, walce z nimi i braniu wszystkiego, niczym siłaczki, na kobiece barki – mówi. Dodaje, że kobiety mają najsilniejszą broń, bo mogą kształtować świat jako partnerki, żony a przede wszystkim matki, wychowując synów, którzy zostaną przyzwoitymi i szanującymi kobiety ojcami, mężami, pracownikami i szefami. – Wiem, że brzmi to konserwatywnie, ale to jest właśnie strategiczne podejście do feminizmu – broni swojego stanowiska Jaruzelska.

Niektórym feministkom nie spodoba się pewnie i to, że Monika nie feminizuje końcówek. Jej zdaniem psycholożka czy ginekolożka odejmuje powagi pani psycholog czy ginekolog. – Dziwi mnie, że niektóre feministki przyjmują nazwiska mężów i ich nazwiskami obdarowują dzieci, które same urodziły. A ja, choć wychowałam się w kulturze patriarchalnej, w której, zastrzegam, widziałam również wiele szacunku do kobiet, uznałam z moim partnerem, że nasz syn Gustaw będzie nosił moje i jego nazwisko.

Miała świadomość, że nazwisko dziadka może oznaczać dla syna trudności. Ale nie przestraszyła się, bo – jak pisała w „Towarzyszce Panience” – „jednocześnie wiedziałam, że jeśli ja sobie z tym poradziłam, i to w dużo trudniejszych czasach, to on także da radę”. – To, jakim będzie człowiekiem i co sam na tym nazwisku zbuduje, stanie się jego tożsamością – mówi Monika Jaruzelska.

Polityka 13.2018 (3154) z dnia 27.03.2018; Polityka; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Pani generał"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną