Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PiS kapituluje przed wojskiem

Andrzej Duda i Mariusz Błaszczak Andrzej Duda i Mariusz Błaszczak MON / Flickr CC by 2.0
Skoro lud tego nie chce, degradacji nie będzie, a partia tylko na tym zyska. Jarosław Kaczyński opowiedział się za pragmatyzmem, przynajmniej sondażowym.

W czwartkowym wystąpieniu jedyne degradacje, o jakich chciał mówić Jarosław Kaczyński, dotyczyły uposażeń posłów. Sprawę degradacji oficerów służących w Wojsku Polskim w czasie PRL, która ledwie miesiąc temu była na ustach premiera, ministra obrony i czołowych polityków obozu władzy, prezes PiS uznał „w tym momencie za zamkniętą” i oświadczył, że partia nie będzie pracować nad jej poprawieniem. To przełom, odstępstwo od dotychczasowej linii PiS.

Oczko w głowie Macierewicza

Ustawa degradacyjna w szerokiej i ostrej wersji była oczkiem w głowie Antoniego Macierewicza. Według PiS miała dostarczyć podstaw prawnych dla pozbawienia stopni generalskich członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, wprowadzającej stan wojenny w grudniu 1981 roku, przede wszystkim Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka.

Projekt Macierewicza przewidywał także możliwość degradacji szerokich rzesz żołnierzy i oficerów za samą służbę w formacjach i instytucjach aparatu bezpieczeństwa komunistycznego reżimu. Radykalnej wersji nie udało się uchwalić, a po odwołaniu najbardziej kontrowersyjnego ministra temat na chwilę przycichł.

Wrócił z nową siłą po objęciu MON przez Mariusza Błaszczaka, który w MSWiA wsławił się dezubekizacją – jak PiS nazwał pozbawienie części emerytur funkcjonariuszy służb mundurowych PRL. Przeniesienie tej polityki w szeregi wojskowych emerytów było jedną z największych obaw środowiska wojskowego po zmianie kierownictwa MON.

I rzeczywiście Błaszczak zaczął urzędowanie od zapowiedzi, że ustawa degradacyjna będzie uchwalona. Projekt przygotowano ekspresowo, choć nieco łagodniejszy, niż chciał Macierewicz. Przesłanką degradacji miał być już nie sam fakt służby, a sprzeniewierzenie się polskiej racji stanu poprzez uczestnictwo w walce z podziemiem niepodległościowym, strzelanie do cywilów, wydawanie wyroków na zbrojne podziemie lub prześladowania na tle religijnym czy rasowym. Ponieważ nadal to Jaruzelski i Kiszczak byli na celowniku, degradacje miały objąć również osoby zmarłe.

Duda zepsuł PiS święta

Rada Ministrów przyjęła nowy projekt 1 marca, w dniu pamięci żołnierzy wyklętych. Premier Morawiecki i minister Błaszczak mówili wtedy, że to spełnienie marzeń ich pokolenia, akt sprawiedliwości dziejowej, długo oczekiwane rozliczenie peerelowskich zbrodniarzy. Później do ich głosów dołączył cały chór posłów. Przyjęciu ustawy przez Sejm 6 marca towarzyszyły okrzyki „Precz z komuną!”, a Błaszczak mówił z trybuny sejmowej, że „orła WRON-a nie pokona”.

Senat przegłosował ustawę dwa dni później bez poprawek. Politycznej kampanii towarzyszyła triumfalistyczna retoryka. Zdawało się, że degradacji nikt i nic nie powstrzyma. Aż do Wielkiego Piątku.

Andrzej Duda zepsuł PiS-owi święta, oświadczając, że ustawa zawiera rozwiązania niesprawiedliwe i niemoralne. Wysunął szereg zastrzeżeń natury prawnej, ale jednocześnie zakwestionował całą polityczną narrację obozu władzy, mimo że od demonstracyjnego uchwalenia projektu w Sejmie upłynęły ledwie tygodnie. Zablokowanie degradacji było drugim przypadkiem, po lipcowym wecie do ustaw sądowniczych, gdy prezydent postawił się w tak zdecydowanej opozycji do partii rządzącej.

Jednak nie ustawka

Początkowo wielu obserwatorów sądziło, że to ustawka, wszystko jest ukartowane i świadczy o zmianie kursu PiS w obliczu spadających notowań. Dziś coraz więcej jest poszlak świadczących o tym, że prezydent jednak wykonał woltę bez konsultacji. Kaczyński przyznał, że Duda nie uprzedził go o zamiarze weta, ale jednocześnie oddał pole i zamknął temat degradacji, przynajmniej na razie.

Zawetowana przez prezydenta ustawa była powszechnie krytykowana przez środowiska byłych i obecnych wojskowych. Oficerowie rezerwy uważali za haniebne przepisy niedające im szansy obrony dobrego imienia. Obawiali się, że schemat raz wprowadzony w odniesieniu do byłych będzie użyty też wobec czynnych wojskowych.

Trzeba przy tym mieć świadomość, że wojsko to w Polsce w dużej mierze tradycja rodzinna, dziedziczona przez pokolenia. Takie też mogło być oburzenie, grożące rozlaniem na miliony socjalnie nastawionych wyborców, o których przecież zabiega PiS. Andrzej Duda pokazał im, że nie zgadza się na wprowadzanie odpowiedzialności zbiorowej i upokarzające dla oficerów degradacje w drodze decyzji, bez możliwości odwołania. Ujął się też za oficerami, którzy trafili do WRON wskutek rozkazu przełożonych, a nie z własnej woli, jak szanowany gen. bryg. Mirosław Hermaszewski, polski kosmonauta.

Decyzja prezydenta była też krokiem do odzyskania roli niezależnego od rządu zwierzchnika sił zbrojnych, który ma decydujący głos w sprawach armii. I mimo zapewnień prezydenta, że rozmawiał o wecie z premierem i ministrem obrony, zdawała się ciosem wymierzonym tak w Mateusza Morawieckiego, jak w Mariusza Błaszczaka. Lider PiS pokazał jednak, że jest w stanie zlekceważyć ich zapał z początku marca, by ratować notowania.

Czytaj także: Dlaczego PiS chce pośmiertnie degradować generałów?

Głos ludu, głos Boga

Całe wystąpienie Kaczyńskiego, którego głównym tematem były wynagrodzenia klasy politycznej, można zamknąć w przytoczonym przez niego haśle „vox populi, vox Dei”. Jeśli potraktować te słowa serio, od dziś politykę PiS będą kształtować sondaże lub, jak kto woli, okładki tabloidów. Sondaże mówiły zaś jasno, że większość społeczeństwa sprzeciwiała się arbitralnemu odbieraniu stopni wojskowych. Najświeższe badania sprzed weta Dudy pokazywały, że 55 proc. pytanych było przeciwnych degradacjom oficerów za służbę w komunistycznym państwie i tyle samo sprzeciwiało się odebraniu stopni generalskich Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.

Wetując ustawę, Duda zapowiedział, że po świętach będzie chciał spotkać się z Błaszczakiem i delegacjami organizacji kombatanckich, by zacząć pisać nowe przepisy, ale Kaczyński chciał najwyraźniej oszczędzić swemu politycznemu wychowankowi upokorzenia i zdjął temat z agendy.

Pytanie, jak to wszystko skończy się dla Andrzeja Dudy, na dziś pozostaje bez odpowiedzi. Prezydent na pewno uczynił gest w stronę elektoratu postkomunistycznego, mundurowych emerytów czy lewicy młodszego pokolenia sympatyzującej z PRL. Zapewne uznał, że takie otwarcie przyda mu się w kampanii za dwa lata, w której – co było jasne po odwołaniu z rządu Macierewicza za sprawą prezydenta – nie będzie mógł liczyć na pisowski beton.

Znamienne, że gest Dudy od razu podzielił sprzyjające rządzącym prawicowe media. Obóz „Gazety Polskiej” i TV Republika wraz z internetowymi fanami Antoniego Macierewicza przypuścił na prezydenta bezpardonowy atak, ostrzejszy nawet niż po wecie ustaw sądowych. Marek Suski mówił w świąteczny weekend, że prezydent stracił jego głos. Ale obóz „pragmatyczny”, skupiony wokół mediów braci Karnowskich, natychmiast opublikował kilka tekstów wyrażających poparcie dla prezydenta, krytykujących prawne niechlujstwo ustawy i deklarujących rozejm z tymi, którzy nie zwalczali PRL.

Czytaj także: Degradacje żołnierzy – nowe narzędzie walki politycznej

Pragmatyczny prezes PiS

Kaczyński opowiedział się za pragmatyzmem, przynajmniej sondażowym. Skoro lud tego nie chce, degradacji nie będzie, a partia tylko na tym zyska. Co będzie z Dudą i PiS – o tym też może przesądzić lud, co łaskawie zatwierdzi prezes. Można powiedzieć, że wojsko wygrało tę bitwę, a PiS musiał skapitulować. Oburzeni radykałowie pod wodzą Macierewicza będą demonstrować niezadowolenie, ale wątpliwe, by zdecydowali się na rozłam, musieliby bowiem wystąpić przeciw samemu prezesowi.

Kaczyński wykonał taktyczny odwrót po to, by strategicznie zyskać – ocieplić wizerunek PiS wśród elektoratu, który tradycyjnie wiązał się z SLD. Ostatnie sondaże pokazały, że postkomunistyczna lewica się odbudowuje, a w dodatku zyskała nową twarz Moniki Jaruzelskiej. Część argumentów, które mogły pomóc w kampanii lewicy, Kaczyński właśnie unieważnił.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama