Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prezydent uziemiony w USA. Nowe samoloty VIP nie są gotowe

W wyniku awarii maszyny prezydent musiał zostać w USA. Na zdjęciu: Dreamliner LOT W wyniku awarii maszyny prezydent musiał zostać w USA. Na zdjęciu: Dreamliner LOT Tony Hisgett / Flickr CC by 2.0
Dłuższy o dobę pobyt Andrzeja Dudy w Chicago wywołała awaria samolotu rejsowego. Maszyny VIP wciąż są dla prezydenta niedostępne. To kolejna niespełniona obietnica MON.

Prezydent RP doświadcza tego, co zdarza się zwykłym pasażerom – jego lot z Chicago do Warszawy został odwołany. Dreamliner LOT miał wystartować wczoraj wieczorem z lotniska O′Hare i być w Warszawie dziś wczesnym popołudniem. Niestety, z powodu usterki technicznej przewoźnik lot odwołał, a prezydent z delegacją musiał przedłużyć pobyt w USA. Powrót zaplanowano na wtorek. Sprawa niby zwyczajna, gdyby chodziło o zwyczajnego pasażera. Jednak w tym wypadku pasażer zwyczajny nie jest, a od razu padają pytania: co z samolotami dla VIP?

Czytaj także: Po co prezydent Duda wyrusza za ocean?

Prezydent czeka na nalot

Samoloty są, tyle że nie dla wszystkich dostępne. Dwa nowiutkie gulfstreamy G-550, które mogłyby zabrać prezydenta z delegacją za ocean, wciąż służą jedynie urzędnikom niższego szczebla, no i załogom do szkolenia. Wszystko przez zapisy tzw. instrukcji HEAD, które dla lotów o takim najwyższym statusie wymagają relatywnie długiego „nalotu”, czyli liczby godzin, jakie poszczególni członkowie załogi powinni spędzić za sterami danego statku powietrznego.

Dla kapitana „prezydenckiego” samolotu te wymogi wynoszą 1000 godzin ogółem na samolotach wojskowych i 250 godzin w kabinie gulfstreama. Drugi pilot musi mieć wylatane przynajmniej 750 i 150 godzin. Bez dobrania odpowiednio doświadczonej pary pilotów loty z prezydentem są wykluczone – choć na pokład mogą wchodzić np. ministrowie, wiceministrowie, najwyżsi wojskowi. Na każdą z maszyn, dla bezpieczeństwa, muszą przypadać trzy przygotowane załogi.

Prezydent zagryza więc zęby i lata lotowskim embraerem wynajętym dla rządu jeszcze do końca roku – z przystankami, jeśli w grę wchodzą dalsze trasy – albo lotowskim samolotem rejsowym, jak w czasie obecnej wizyty w USA. Standard kabiny klasy biznes dreamlinera nie odbiega zbytnio od wygód, jakie prezydent i jego najbliżsi współpracownicy mogliby zażywać na pokładzie wojskowych gulfstreamów. Prestiż to już inna sprawa. A w sytuacjach awaryjnych, jak ta, z którą mamy obecnie do czynienia, dochodzi też aspekt bezpieczeństwa. Nie ma wątpliwości, że niezależny, rządowy transport jest z każdego punktu widzenia wielką zaletą. Jednak na uzależnienie się trzeba poczekać.

Czytaj także: Stan MON po odwołaniu Macierewicza

Kolejne opóźnienie resortu Macierewicza

„Absolutnie nie będę narzekał, bo – po pierwsze – polski przewoźnik, po drugie, samoloty do przewozu najważniejszych osób w państwie zostały kupione, tylko wymogi, które zostały wprowadzone w tzw. instrukcji HEAD, powodują, że ja na razie jeszcze nie mogę latać tymi samolotami – mówił prezydent w wywiadzie udzielonym w niedzielę w Chicago Radiu Maryja i Telewizji Trwam. – Godzę się, że taka jest sytuacja, takie zostały wprowadzone regulacje i widocznie są potrzebne. Dzisiaj latam z Lotem i absolutnie nie widzę w tym żadnej krzywdy” – ciągnął Andrzej Duda z uśmiechem. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy dziś, po nieprzewidzianym postoju, nadal się uśmiecha.

Zwłaszcza że jeśli nie sprawdził, jak się sprawy mają bezpośrednio w wojsku, któremu podlegają nowo zakupione maszyny, mógł się zawieść na obietnicach MON. Bo może pamiętał te słowa byłego wiceministra Bartosza Kownackiego: „W połowie listopada gulfstream będzie mógł po raz pierwszy zabrać na pokład kogoś poza załogą, prawdopodobnie w marcu/kwietniu, pasażerów ze statusem HEAD”.

Słowa te padły na konferencji prasowej w MON 10 listopada. I rzeczywiście, gulfstream do końca roku odbył kilka lotów w kraju i za granicą, głównie na potrzeby resortu. Kownacki powtórzył wiosenny termin gotowości maszyn dla VIP, gdy pod koniec roku zabierał dziennikarzy gulfstreamem do Krakowa, by prezentować osiągnięcia w modernizacji wojska.

Jednak już w styczniu 1. Baza Lotnictwa Transportowego informowała: „Wstępną gotowość operacyjną do wykonywania lotów o statusie HEAD eskadra lotnicza 1BLTr osiągnie w II połowie 2018 roku”. Można uznać, że gotowość samolotów dla VIP była jedną z niespełnionych obietnic resortu Antoniego Macierewicza, gdyby stwierdzenie tego faktu kogokolwiek jeszcze mogło zdziwić.

Budowanie kadr od nowa

Bo według wojska samoloty G550 nadal realizują loty operacyjne i treningi zgodnie z obowiązującymi programami szkolenia i instrukcjami. Dopóki nie będzie trzech wyszkolonych załóg z odpowiednimi nalotami, prezydent na pokład „Księcia Józefa Poniatowskiego” ani „Generała Kazimierza Pułaskiego” nie wejdzie.

Jeszcze dłużej będzie musiał czekać na skorzystanie z większego samolotu: boeinga B737-800 „Józef Piłsudski”. Na tej maszynie załogi realizują obecnie wyłącznie loty szkoleniowe. Loty operacyjne z wykorzystaniem tego samolotu rozpoczną się w momencie, gdy personel latający 1BLTr uzyska stosowne uprawnienia, co było planowane w II kwartale tego roku, ale najprawdopodobniej się opóźni.

Przy czym opóźnieniom nie należy się dziwić – w ostatnich latach, po rozwiązaniu 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, warszawska baza była tak przetrzebiona, że de facto musiała od podstaw budować swoje kadry. W wojsku zaś nie było przed zakupem dwóch gulfstreamów i pierwszego z trzech boeingów wielosilnikowych samolotów odrzutowych. Stąd szukanie chętnych i ich wyszkolenie musiało zająć nieco dłużej, niż to zapowiadał MON. Będzie dobrze, jeśli oba gulfstreamy uda się obsadzić załogami do końca tego roku. Boeing to prawdopodobnie kwestia przyszłego roku.

Zakup na granicy prawa

Trzeba też pamiętać, że na szukanie załóg nie było zwyczajnie czasu. Zakup samolotów był bowiem rekordowo szybki. Za w sumie prawie 3 mld zł rządowi udało się w nieco ponad rok kupić pięć maszyn – dwa luksusowo wyposażone biznesowe odrzutowce gulfstream i trzy pasażerskie boeingi, które mają być dostosowane do lotów delegacji państwowych. O tym, jak bardzo PiS był zdeterminowany, by ten zakup przeprowadzić, świadczy choćby to, że większe boeingi zostały zakupione na granicy prawa, co wytknęła ministerstwu Krajowa Izba Odwoławcza, choć kontraktu nie wstrzymała.

Choć samoloty będą służyć wszystkim najwyższym urzędnikom państwowym, zakup sfinansowano z pieniędzy MON – co też dowodzi, że modernizacja wojska została poddana presji politycznej. Ale jak się okazuje, nawet najdroższy i przepchnięty nieco na siłę zakup nie gwarantuje natychmiastowej dostępności samolotów. Paradoksalnie im kto ważniejszy, tym dłużej musi czekać.

Reklama
Reklama