Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wojskowy kontrwywiad w sprostowaniu przyznaje rację POLITYCE

Dzięki zaliczeniu sześciu lat poza SKW do stażu B. przekroczył barierę 15 lat pracy w służbach i zyskał prawa emerytalne. Dzięki zaliczeniu sześciu lat poza SKW do stażu B. przekroczył barierę 15 lat pracy w służbach i zyskał prawa emerytalne. Igor Morski / Polityka
Służba Kontrwywiadu Wojskowego zarzuca nam napisanie nieprawdy w artykule „Milioner z SKW”, po czym potwierdza, że historia oficera, którą opisaliśmy, jest... prawdziwa.

Komunikat jest na tyle krótki, że cytujemy go w całości: „W artykule redaktora Grzegorza Rzeczkowskiego pt. »Milioner na służbie«, opublikowanym w tygodniku »Polityka«, zawarte zostały nieprawdziwe informacje. Wbrew temu, co podał autor tekstu, funkcjonariuszowi Służby Kontrwywiadu Wojskowego nie przyznano i nie wypłacono zaległego wynagrodzenia oraz świadczenia w wysokości »od 1,3 mln zł do nawet niespełna 1,5 mln zł« za okres, w którym nie pełnił służby. Opisany w artykule funkcjonariusz otrzymywał zgodnie z prawem wynagrodzenie oraz należne świadczenia wyłącznie za okres, gdy pełnił służbę”.

Czytaj także: MON przegrał z byłym szefem SKW

Kim jest oficer Piotr B. i o co chodzi w jego sprawie?

O co chodzi? W POLITYCE (21/2018) opisaliśmy przypadek oficera SKW płk. Piotra B., który w 2009 roku został usunięty ze służby w wyniku wewnętrznego postępowania, które wykazało, że jako zastępca szefa archiwum służby naruszył zasady dostępu do tajnych dokumentów. Działo się to w czasie, gdy szefem SKW był Antoni Macierewicz, i polegało m.in. na tym, że z pominięciem prawa zlecał podległym sobie funkcjonariuszom wykonywanie tzw. sprawdzeń w bazie danych SKW.

Mniej więcej to samo wykazała prokuratura, która zarzuciła B. działanie na szkodę interesu publicznego. W końcu jednak odstąpiła od oskarżenia go, uznając, że nie doszło do przestępstwa. Stało się tak głównie dlatego, że ówczesny wiceszef SKW płk Maciej Urbański, który nadzorował pion archiwum, zeznał prokuratorowi, iż z powodu działalności Piotra B. i kilku innych funkcjonariuszy działających na zlecenie Antoniego Macierewicza służba nie poniosła szkody. Dlaczego tak zrobił, do dziś nie wiadomo. Faktem jest, że Urbański to dawny podwładny Macierewicza, który w 2006 roku mianował go szefem inspektoratu SKW w Poznaniu.

Gdy w 2015 roku PiS wygrał wybory, do SKW pod skrzydła Macierewicza i jego prawej ręki Piotra Bączka wrócił również Piotr B. Choć po sześciu latach mógł być po prostu przywrócony do służby, to okazało się to za mało. B. wystarał się w kancelarii premiera o decyzję unieważniającą usunięcie go z SKW w 2009 roku – mimo że sądy administracyjne potwierdziły jej zgodność z prawem – a szefostwo wojskowego kontrwywiadu to zatwierdziło. Konsekwencją takiej decyzji była wypłata zaległych uposażeń Piotrowi B. Jak wyliczyliśmy, mogło być to nawet 1,5 mln zł, a do tego wyższa o ok. 2 tys. zł emerytura – oczywiście gdyby zdecydował się odejść ze służby.

Czytaj także: Stan MON po odwołaniu Macierewicza

Posłowie i szef SKW powinni wyjaśnić sprawę Piotra B.

Wróćmy do komunikatu SKW. Co konkretnie zarzuca nam jego anonimowy autor (swoją drogą dziwne, że nikt nie miał odwagi się pod nim podpisać)? Otóż że „nie przyznano i nie wypłacono zaległego wynagrodzenia oraz świadczenia w wysokości »od 1,3 mln zł do nawet niespełna 1,5 mln zł« za okres, w którym nie pełnił służby”.

Kluczowe jest tu stwierdzenie „za okres, w którym nie pełnił służby”. Skoro decyzję poprzedniego kierownictwa wojskowego kontrwywiadu z 2009 roku anulowano, to tym samym uznano, że w latach 2009–15 Piotr B. pełnił służbę w SKW (choć faktycznie był cywilem i pracował jako cywil poza SKW). A więc o żadnym „przyznaniu” uposażenia i wypłacie „zaległego wynagrodzenia” – jak zdaje się argumentować SKW – nie mogło być mowy, bo przecież w tamtym czasie B. pełnił służbę!

Taki sposób rozumowania widać w drugim zdaniu komunikatu, w którym napisano czarno na białym, że „funkcjonariusz otrzymywał zgodnie z prawem wynagrodzenie oraz należne świadczenia wyłącznie za okres, gdy pełnił służbę”. A więc wszystko się zgadza – pod warunkiem, że patrzymy na sprawę tak, jak chcieliby autorzy komunikatu.

Można byłoby się pośmiać z ich nieudolnych manipulacji, tym bardziej że SKW zaprzecza sama sobie. Jeszcze 30 marca zastępczyni dyrektora biura prawnego SKW Alicja Kurek w odpowiedzi na wniosek POLITYKI o dostęp do informacji publicznej napisała, że nie może nam udzielić żadnych dotyczących płk. B., by nie naruszyć obowiązku „ochrony danych identyfikujących funkcjonariuszy”. Więcej, nie mogła nawet zaprzeczyć, czy „w stosunku do wskazanej przez wnioskodawcę osoby toczy się lub toczyło się postępowanie administracyjne zakończone wydaniem decyzji administracyjnej”. Teraz, jak widać, SKW nic nie przeszkodziło zaprzeczyć informacjom POLITYKI.

SKW to wysoko wyspecjalizowana służba państwowa do ochrony polskiej armii przed obcą infiltracją, która z zasady powinna się cieszyć nieposzlakowaną opinią. Dlatego warto, by przyjrzała się jej sejmowa komisja do spraw służb specjalnych, a szef SKW Maciej Materka, w przeszłości m.in. były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zamiast przemilczać wątpliwe etycznie i prawnie postępowanie poprzedników, wyjaśnił, jak to naprawdę było z płk. Piotrem B.

Reklama
Reklama