Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Kartonik

Dla marszałka Senatu Karczewskiego, lekarza z wykształcenia (inkwizytora z hobby), niepełnosprawni z rodzicami w Sejmie to zagrożenie epidemiologiczne.

Widziałem niedawno krótki filmik z wysadzania wielkiego, 30-piętrowego hotelu w USA. Runął w ciągu pięciu sekund. Pomyślałem sobie wtedy z podziwem o minister oświaty, która zrobiła to samo w Polsce z tysiącami szkół. Po tej demolce pani Zalewska właściwie jest już niepotrzebna. Teraz edukację dzieci i młodzieży przejmuje mózgowa gładź cylindryczna z PiS. Idzie im świetnie.

Partyjny radny z warszawskiego Żoliborza wysłał interpelację do Urzędu Dzielnicy, w której zaleca zaprzestanie uczenia dzieci grania na fletach „Ody do radości”. Już samo to, że jest ona hymnem Unii Europejskiej, wystarczy, bo przecież UE co najmniej dwa razy dziennie walczy z Polską. Podpowiem radnemu dużo lepsze argumenty. „Odę…” skomponował Niemiec, w dodatku głuchy. I polskie dzieci mają to radośnie grać na flecie? Trzeba je uczyć religijnej „Bogurodzicy”, którą śpiewaliśmy Niemcom pod Grunwaldem, i „Roty” Konopnickiej, że nikt nam nikogo nie zgermani. Tego żąda pisowski komisarz.

Tymczasem jeszcze piękniej jest w Grodzisku Mazowieckim. Minister Zalewską wyręczył sam IPN oraz MON. To oni patronowali szkolnemu konkursowi o żołnierzach wyklętych. Nagrodami były książki, wśród których uczniowie znaleźli ulotki. Klozetowe: „Tusk won!”, „KOD – kapusie, oszuści, dewianci”, „PO, swołocz ubecka i inne WRON-y po judaszowe emerytury won do Moskwy na Plac Czerwony”. Jaka jest różnica między lekceważeniem dzieci niepełnosprawnych a wbijaniem uczniom do głowy bredni i pogardy dla innych? Rząd wie, że nie ma żadnej. Dla PiS dziecko nie jest człowiekiem, tylko kartonikiem do wycięcia według wzoru Jarosława Kaczyńskiego.

Dla marszałka Senatu Karczewskiego, lekarza z wykształcenia (inkwizytora z hobby), niepełnosprawni z rodzicami w Sejmie to zagrożenie epidemiologiczne. Przebywają „za długo w jednym miejscu”, ale największym zagrożeniem są odwiedzający, którzy tę epidemię mogą wynieść na zewnątrz. Za chwilę cała Polska może być ścięta, daje nam do zrozumienia Karczewski. Trzeba się bać tych kilkunastu osób. Pan doktor się nie boi – przed Sejmem na okrągło stoi uzbrojona policja, a w środku ma Straż Marszałkowską. Na spotkaniu z wyborcami w Krokowej sumienie mu się wylało: „Żal mi jest tych dzieci, że nie mogą normalnie wyjść na zewnątrz i zobaczyć, jak pięknie wygląda wiosna. Źle, że wykorzystuje się dzieci do tego protestu, który stał się już wyłącznie demonstracją polityczną”. Najwyższa więc pora rąbnąć prawdę: Wojskowe Oddziały Terytorialne oraz strzelnice w każdej gminie i dzieci niepełnosprawne będą miały wiosnę marzenie. A gdy się zmęczą strzelaniem, to poczekają sobie na 500 zł na granitowych ławeczkach patriotycznych ministra Błaszczaka. Przyznaję, nie ja to wymyśliłem, bo za trudne, ale posłanka Krynicka (PiS) dała radę.

A jak świetnie dawał sobie radę w minioną niedzielę premier Morawiecki! Na spotkaniu z mieszkańcami w sali BHP w Stoczni Gdańskiej kłamał z godzinę albo dłużej i ani razu się nie pomylił. Zebrani słuchali go z godną szacunku cierpliwością. Już był w ogródku, już witał się z gąską, ale jako historyk postanowił opowiedzieć zebranym o powstaniu Solidarności. Wymienił kilka osób, kilka ważnych pominął, a gdy miał mówić o Wałęsie – zapomniał jego nazwiska. Część zgromadzonych chciała mu pomóc, skandowała „Wałęsa, Wałęsa”, ale premier nie usłyszał. Wreszcie zapanował taki harmider, że Morawiecki postanowił dokończyć spotkanie w samochodzie. Szybko podał tyły i z nietęgą miną odjechał w siną dal. Ale wróci. Ma jeszcze mnóstwo do opowiedzenia.

Polityka 21.2018 (3161) z dnia 22.05.2018; Felietony; s. 97
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną