Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Naczelna Rada Lekarska ma nowego prezesa. Obiecał dużo

Andrzej Matyja Andrzej Matyja Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
„Będziemy partnerem władzy, a nie petentem” – zapowiedział prof. Andrzej Matyja, uwodząc tym ponad 400 delegatów Krajowego Zjazdu Lekarzy.

Po sukcesie młodych lekarzy w strukturach okręgowej izby na Mazowszu, gdy na stanowisko prezesa tej izby wybrano po raz pierwszy rezydenta Łukasza Jankowskiego (jednego z przywódców strajku głodowego), w kuluarach odbywającego się w ten weekend Krajowego Zjazdu Lekarzy zadawano sobie pytanie: „Czy to już czas, by nasze sprawy oddać w ręce młodego pokolenia?”.

Trójka kandydatów chcących objąć schedę po ustępującym – i niezbyt dobrze ocenionym przez delegatów – Macieju Hamankiewiczu składała się jednak z samych doświadczonych lekarzy i aktywistów samorządu. Prof. Andrzej Matyja wygrał już w pierwszym głosowaniu, otrzymując bezwzględną liczbę głosów. Obiecał dużo. Jakby z perspektywy Krakowa, gdzie pracuje w Klinice Chirurgii Ogólnej Collegium Medicum UJ, kompletnie nie rozumiał realiów polityki w resorcie zdrowia i obecnym Parlamencie.

Co obiecał nowy prezes Naczelnej Rady Lekarskiej lekarzom i pacjentom?

Nic o nas bez nas – tak można podsumować credo prof. Matyi, który uważa, że głos lekarskiego środowiska powinien liczyć się najbardziej przy reformowaniu ochrony zdrowia. „Będziemy partnerem władzy, a nie petentem” – zapowiedział, uwodząc tym ponad 400 delegatów.

Czytaj także: Środowisko medyczne zaangażowane w walkę o antykoncepcję

Ten refren powtarza się od lat 90. na wszystkich zjazdach lekarzy, gdzie omawiane są sprawy polityki zdrowotnej państwa i zmian w systemie lecznictwa. „Nasz głos musi być brany pod uwagę, tymczasem nie ma przedstawiciela NRL wśród uczestników debaty ogłoszonej przez ministra” – twierdzi nowy prezes, licząc, że minister zdrowia będzie chciał dokonywać zmian wyłącznie pod dyktando władz samorządu lekarskiego. Wypada przypomnieć, że sam minister i jego doradcy to jednak też lekarze – członkowie samorządu.

Argument, który został przedstawiony na Zjeździe – że władza powinna bardziej liczyć się ze stanowiskiem 180-tys. środowiska, a nie stowarzyszeń lub korporacji mniej licznych – jest absurdalny, bo nie odmawiając lekarzom złych intencji i pomysłów na reformę, nie oni jedni kształtują system ochrony zdrowia. Przecina się w nim wiele interesów, które trzeba umieć pogodzić. Buńczuczne obietnice i postulaty – „tylko nas słuchajcie”, „tylko my mamy prawo wypowiadać się w imieniu pacjentów” – w dzisiejszych czasach na nikim, a zwłaszcza na rządzie, nie robią już wrażenia. Przez pacjentów mogą być nie najlepiej odebrane.

Rezydenci są rozczarowani

„Nie mam ambicji politycznych i nie zamierzam robić kariery politycznej na plecach samorządu” – zadeklarował przed lekarzami nowy prezes i była to wyraźna aluzja do Konstantego Radziwiłła, który po latach wielbienia w samorządzie dołączył ostatnio do grona najgorzej ocenianych przez własne środowisko ministrów.

Ale i oddający berło prezes Maciej Hamankiewicz był podczas zjazdu surowo oceniony, głównie za zbyt małe wsparcie udzielone rezydentom podczas ich strajku i protestu głodowego. Fakt, że władze samorządu ograniczyły się w tym czasie do pisania apeli, a prezes przyjechał do strajkujących na kilkanaście minut, aby przed kamerami przywdziać ich koszulkę z napisem „wspieram protest”, oceniono jako zawstydzający.

Czytaj także: Bezcenne lekcje u Ministra Zdrowia

Liderzy Porozumienia Rezydentów oczekiwali większego zaangażowania, a wywalczone podwyżki – które nadal nie wiadomo, czy będą zgodne z podpisanym porozumieniem – wciąż stanowią w środowisku kość niezgody. Na Zjeździe pojawiły się głosy ze strony zasiedziałych w strukturach izb działaczy, że to niewłaściwe, by uczący się młodzi medycy zarabiali więcej od ich nauczycieli – ale prof. Andrzej Matyja próbował tonować te niesnaski, akcentując potrzebę jedności i równości. Widać jednak, że między młodymi a starszymi porozumienia nie ma. I to nie tylko jeśli chodzi o pieniądze.

Rozdźwięk pokoleniowy

Wraz z uaktywnieniem się młodych lekarzy w strukturach samorządu powstał konflikt, czym on ma być dla reprezentantów tego zawodu: związkiem zawodowym, walczącym o wyższe pensje oraz lepsze warunki pracy czy korporacją dbającą o standardy i kontrolującą jakość wykonywania tej profesji?

Rezydenci i młodsi lekarze woleliby, aby za płacone obowiązkowo składki ich izby nie były tylko od wydawania zaświadczeń i opinii, ale w większym stopniu stały się ich rzeczywistymi reprezentantami – aktywnie zmieniającymi rzeczywistość ochrony zdrowia.

Zmiana nie będzie jednak wcale tak łatwa, ponieważ sama dobra wola nowego prezesa nie wystarczy. Ba, nie pomogą nawet krewcy rezydenci, którzy wejdą do władz samorządu, próbujący go rozruszać i grożący palcem ministrowi zdrowia. Wiele zależy bowiem od jakości stanowionego prawa, a z tym w naszym kraju jest coraz gorzej. Poziom debaty publicznej spada i ochrona zdrowia nie jest tu niestety żadnym wyjątkiem.

Czytaj także: Przychodzi prokurator do lekarza

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną