Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gabinet osobliwości

Polska PiS, czyli nagromadzenie nonsensów

To, co się obserwuje, to gwałtowny wzrost rozmaitych nonsensów. To, co się obserwuje, to gwałtowny wzrost rozmaitych nonsensów. Erik Witsoe / Unsplash
Prywatne rozmowy i komentarze medialne coraz częściej wskazują, że obracamy się w swoistym teatrum absurdum.

Wiele osób zżyma się, że jakiś proboszcz uczestniczył w procesji w czerwonym kabriolecie, że inny wielebny kazał dzieciom przynieść koperty, w których miała znajdować się część pieniędzy ofiarowanych jako prezenty, czy że jakieś dziecko przyjechało na komunijną uroczystość luksusową limuzyną. Można mieć rozmaite oceny tych (i podobnych) zdarzeń, ale są to wewnętrzne sprawy wspólnoty religijnej, w tym wypadku katolickiej. Jeśli wierni akceptują proboszcza „idącego” w procesji w kabriolecie, komunijne kopertówki czy limuzyny à la Carrington (aluzja do serialu „Pogoda dla bogaczy”, kiedyś bardzo popularnego) – ich sprawa i nikomu nic do tego.

Policja przed Bogiem

Podobnie Ordo Iuris ma prawo protestować przeciwko serialowi „Harmidom”, w którym pojawia się para homoseksualna wychowująca dziecko, minister zdrowia, policjanci czy strażacy demonstrować swoje postawy religijne, biskupi interesować się referendum konstytucyjnym i domagać się prawnego priorytetu religii katolickiej. To są normalne prawa obywatelskie, niezależne od tego, czy dotyczą działaczy organizacji pozarządowych, członków Rady Ministrów, stróżów porządku publicznego, ludzi walczących z pożarami czy hierarchów kościelnych.

Czasem wygląda to komicznie, jak w przypadku p. Brudzińskiego, który oświadczył w związku z zakupem dwóch helikopterów dla policji: „Jeśli taka będzie wola komendanta głównego Policji, to daj Boże, będziemy spotykać się przy podobnych okazjach”. Pan Brudziński zapewne bezwiednie uzależnił ewentualny dar od Boga od woli komendanta. W tzw. czasach słusznie minionych krążył taki kawał (trzeba go traktować fonetycznie): „Najwyżej jest Bóg, ale za Bugiem – Breżniew”. Jednak mniej heretycki niż komunikat p. Brudzińskiego, bo Breżniew był za Bugiem, ale komendant główny Policji jest jednak przed Bogiem.

Wiara zamiast wiedzy

Pomijając krotochwile, sytuacja jednak się zmienia, gdy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji solidaryzuje się z Ordo Iuris, pisząc: „Związki homoseksualne są (...) sprzeczne z nauczaniem moralnym Kościoła katolickiego”, gdy p. Szumowski powierza polską służbę zdrowia Matce Boskiej, gdy policjanci modlą się, zamiast kierować ruchem, skomplikowanym przez procesję w Boże Ciało, akurat idącą droga krajową, gdy komendant Straży Pożarnej oświadcza, że jego podwładni służą Bogu, a za Jego pośrednictwem – ludziom. Albo gdy dowiadujemy się, że rząd na serio traktuje konstytucyjne cele biskupów. Nie dowierzam komunikatowi Policji, że funkcjonariusze jednak kierowali ruchem w miejscowości Krypno 31 czerwca 2018 r. Kilka lat temu (za innej władzy, teraz opozycyjnej wobec PiS) jechałem na lotnisko akurat w Boże Ciało. W miejscowości Sułkowice odbywała się procesja. Drogę tarasowały dwa policyjne motocykle, przy których klęczeli funkcjonariusze w pełnym rynsztunku. Zapytani, dlaczego nie kierują ruchem, odpowiedzieli, że procesja jest ważniejsza, oni w niej uczestniczą, a więc trzeba poczekać. W tym samym miejscu, ale innym razem oddział strażaków maszerował do miejscowego kościoła w celu poświęcenia nowego sztandaru i też tarasował drogę.

Nie chodzi tylko o rytuały. Pan Szumowski ma do rozwiązania konkretne problemy, np. strajk pielęgniarek, rezydenci, darmowe leki dla seniorów (dalej fikcja w dużej mierze), kolejki do przychodni czy kilkuletnie oczekiwanie na zabiegi ortopedyczne. Być może wierzy, iż Matka Boska przyjdzie z pomocą, ale byłoby lepiej, gdyby kierował się wiedzą, a nie wiarą.

Gorzej: niewykluczone, że ta druga stanowi alibi dla lekceważenia tej pierwszej. Panowie policjanci mają zapewniać organizację i bezpieczeństwo ruchu drogowego, a to, że klęczą na procesjach, zamiast zapewnić płynność przemieszczania się pojazdów, może skutkować tym, że kierowca spieszący się na lotnisko lub na randkę spowoduje wypadek. Podobnie strażacy winni raczej koncentrować się na śledzeniu informacji o rozmaitych kataklizmach niż na bezpośrednim służeniu Bogu przez święcenie sztandarów czy posyłaniu wozów strażackich na procesje.

A rząd ma, zgodnie z jeszcze obowiązującą konstytucją, gwarantować to, że Polska nie jest państwem wyznaniowym. Pan Gursztyn z TVP wyjaśnia, że to tylko tzw. demony wynikające z wolności, a w związku z tym trzeba byłoby nakazać milczenie dużym grupom społecznym czy legalnie istniejącym instytucjom. W pewnym sensie ma rację, ale pod warunkiem, że nie ma równych i równiejszych – u nas chyba są.

Katastrofa się nie zdarzyła

Pan Bojdoł, komendant komisariatu Wrocław Stare Miasto, odpowiadający za przestrzeganie prawa w czasie Marszu Wielkiej Polski, zeznał przed sądem, że hasło „Śmierć wrogom ojczyzny” rozumie jako patriotyczne. Przyznał, że słyszał okrzyki „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” czy „A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści”. Wyjaśnił, że nie dostrzegł w tym propagowania faszyzmu czy nienawiści, ale odbierał je właśnie jako patriotyczne.

Godzi się jednak zauważyć, że p. Bojdoł nie jest powołany do interpretowania, co jest patriotyzmem, a co nie, o ile pełni służbę publiczną. Jego zadaniem jest ingerencja wszędzie tam, gdzie pojawi się zagrożenie bezpieczeństwa ludzi, a cytowane hasła mogą do tego prowadzić, niezależnie od tego, jak p. Bojdoł je odbiera.

Kiedyś otrzymałem odpowiedź od prokuratora w Myślenicach, że nieusunięcie śniegu z drogi nie uprawdopodobnia katastrofy, bo się nie zdarzyła. Być może p. Bojdoł czy p. Błaszczak myślą tak jak ów prokurator. Z kolei pani Szydło, wicepremier od spraw społecznych, pochwaliła władze Zakopanego, że jako jedyne w Polsce nie zorganizowały agend interweniujących w przypadkach przemocy w rodzinie. Rzeczywiście, jest się czym chwalić (burmistrz Zakopanego) i za co chwalić – w końcu górale to honorne chłopy, jak który zleje babę, to na pewno na to zasłużyła.

Pytania na kartkach

O bezpieczeństwo, aczkolwiek w planie bardziej państwowym, dba również p. Kempa. Ponoć wybrała się do USA w celu ustalenia kolorystyki tapicerki w samolotach dla VIP-ów. Zapytana o szczegóły swojej misji, rzekła: „Nieuprawnione ujawnienie [informacji na temat wizyty] może mieć szkodliwy wpływ na wykonywanie zadań w zakresie obrony narodowej, polityki zagranicznej oraz bezpieczeństwa publicznego”. Tak jest, słusznie i naukowo.

Nie ma się co dziwić, że w trosce o bezpieczeństwo polityków wróciła zasada, że pytania w czasie ich spotkań z suwerenem składa się na kartkach (nieoceniona p. Kopcińska wyjaśniła, że z powodu potrzeby wyeliminowania powtórzeń) i pozostawia się tylko te właściwe. A gdy ktoś zbyt głośno się domaga, aby odpowiedziano na kwestię, którą postawił, zostaje spisany za zakłócanie porządku publicznego. Decyzję podejmuje przełożony danego funkcjonariusza, aczkolwiek nie był obecny na sali, w której spotkanie miało miejsce. Sprawność Kulsonów (dla kolegów oczywiście, gdyż dla mnie panów policjantów) jest wyjątkowa.

Czytaj także: Czego boi się władza PiS?

Kindersztuba parlamentarna kwitnie

Jest mi całkowicie obojętne, czy p. Pięta zgrzeszył uczynkiem czy nie. Z drugiej strony jego stwierdzenie: „Z internetowej, prywatnej rozmowy nie można wnosić, iż ja rzeczywiście podjąłem jakieś starania w tym kierunku [protekcyjnym], bo po pierwsze, chciałem ocenić przydatność tej osoby do jakiejkolwiek pracy, a po drugie, starałem się pomóc, ale moja pomoc nie wyszła poza poinformowanie o procedurze rekrutacyjnej i poinformowanie o konieczności odbycia rozmowy kwalifikacyjnej” jest kuriozalne, ponieważ okazuje się, że poseł na Sejm RP na serio tłumaczy, że pomoc („nadmierna troska” – w innym jego uroczym sformułowaniu) polega na sprawdzaniu, drogą prywatnej rozmowy internetowej, czyjejś przydatności do pracy oraz na poinformowaniu, że trzeba poddać się rozmowie kwalifikacyjnej.

Pan Pięta jest i tak bardzo delikatny w porównaniu z p. Pawłowicz, która zapodała: „Wielgus, przecież jesteś – jak Mengele – za zabijaniem poczętych, a niesprawnych, (...) a teraz, oszukanico, rozdajesz zagr. gościom ulotki, że »nie ma wolności bez solidarności z niepełnosprawnymi«. Nie sil się, i tak tymi wózkami inwalidzkimi do następnego Sejmu już nie wjedziesz”, „Poseł M. Rosa z Nowoczesnej złożyła w Sejmie projekt ustawy o związkach partnerskich. Mówi: »mamy prawo kochać i tworzyć rodziny«. Ale do odbytu to nie kochanie, a choroba, pani poseł. Zaś »rodzina« ma rodzić dzieci, a »współżycia« w tych waszych »związkach« przecież nie ma”. Kindersztuba parlamentarna kwitnie.

Czytaj także: Czy powinien nas interesować romans posła Pięty?

Teatr absurdu

Pan Ziemkiewicz, dzielny pogromca parchów, powiada: „Szumowska, Pawlikowski i Tokarczuk to beneficjenci »dobrej zmiany«. Z całym szacunkiem, ale zawdzięczają nagrody temu, że zachodnie lewicowe salony chcą wesprzeć polskie ekspozytury w walce z »nacjonalistycznym reżimem«. I super, bierzcie, tylko nie kwitujcie pluciem na Polskę”.

Bezinteresowność aż kwiczy z tej wysmakowanej proklamacji. Słusznie odpowiedziano autorowi tego oświadczenia: „Jaki ten świat niesprawiedliwy!!!! Pana środowisko krzyczało o braku demokracji, gdy rządził Tusk, a jakoś nagród nikt wam nie przyznawał” i „To Pan dostanie literackiego Nobla, kiedy władzę przejmie demokratyczna opozycja. Powinien Pan im kibicować”.

Ciekawe, co uczyni teraz p. Ziemkiewicz. Będzie bomba, jak zmieni barwy polityczne, aczkolwiek nie należy tego życzyć opozycji. Jeśli jesteśmy przy dziennikarzach, to warto przytoczyć sławny już pasek w Wiadomościach TVP z 4 czerwca 2018 r., dotyczący wyborów sprzed 29 lat: „Zdrada i spisek elit”. Zważywszy na negocjatorów przy Okrągłym Stole (a nawet w Magdalence), zawołanie o zdradzie i spisku nieźle koresponduje (p. Rachoń powiedziałby: „No to jedziemy”) z informacją, że na Podkarpaciu szykuje się szkolny konkurs (pod patronatem p. Kuchcińskiego) na temat L. Kaczyńskiego. Oto tematy: „Działalność Lecha Kaczyńskiego w opozycji antykomunistycznej”, „NSZZ Solidarność, Lech Kaczyński, św. Jan Paweł II – wspólna rola w odbudowie Polski po 1989 r.”, „Prezydent Lech Kaczyński jako lider państw Europy Środkowej i Wschodniej”, „Polityka historyczna prezydenta Lecha Kaczyńskiego”, „Życiowa postawa prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Czy warto być wiernym do końca?”.

A p. Suski o J. Kaczyńskim: „Jest to polityk, który swoje dokonania, jeśli mówić o niwie politycznej, ma nawet większe od Józefa Piłsudskiego. (...) Nie mówię o tych wojskowych [dokonaniach] w walce o odzyskanie niepodległości, no bo na polu walki Piłsudski ma dokonania”. Czy ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że ośmieszają państwo polskie? Ludzie mojego pokolenia dobrze pamiętają, kiedy i o kim pisano podobnie.

Przytoczyłem garść zaszłości politycznych dosłownie z ostatnich tygodni. To, co się obserwuje, to gwałtowny wzrost rozmaitych nonsensów. Przytoczone są raczej zabawne niż poważne. Trudno je jednak traktować w izolacji od tego, czemu towarzyszą. Prywatne rozmowy i komentarze medialne coraz częściej wskazują, że obracamy się w swoistym teatrum absurdum. Jest z tego jakieś wyjście?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama