Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Druga zmiana szefa sztabu. Czy dobra?

Nowym szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zostanie gen. dywizji Rajmund Andrzejczak. Nowym szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zostanie gen. dywizji Rajmund Andrzejczak. Olaf Nowicki / Agencja Gazeta
Po gen. Mieczysławie Gocule również gen. Leszek Surawski odchodzi ze stanowiska szefa sztabu generalnego przed końcem kadencji. Zastąpi go świetnie oceniany oficer, który przeskoczy ze szczebla taktycznego na strategiczny. Czy to dobra zmiana?

Nowym szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zostanie gen. dywizji Rajmund Andrzejczak. Przez ostatnie lata był dowódcą 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej, jednego z trzech związków taktycznych naszej niewielkiej armii. Ma za sobą misje na Wzgórzach Golan, w Iraku i Afganistanie. Generałem został w wieku 44 lat, co już wtedy wróżyło świetną karierę. Od dwóch lat nosi na ramieniu dwie gwiazdki. Wykształcony na czołgistę, z czasem przesiadł się na Rosomaki i pokochał je tak, że na jednym z nich kazał namalować napis „R – Force One” czcionką znaną z płyt ukochanego zespołu Iron Maiden. Bo generał gra na basie i wcale nie kryje, że ma rockandrollową duszę. Jeśli MON i prezydent szukają na wysokie stanowiska oficerów „nieobciążonych” służbą w PRL, gen. Andrzejczak, który zaczął służbę po poznańskiej szkole pancernej w 1991 r., musi być na czele listy najbardziej doświadczonych spośród tych najmłodszych. Teraz ze szczytu listy kandydatów wskoczył na szczyt wojskowych stanowisk w Polsce. W wieku 51 lat został pierwszym żołnierzem RP.

Czytaj także: Ilu nam zostało generałów?

Druga zmiana na stanowisku szefa Sztabu Generalnego

Można powiedzieć, że na zmianę szefa sztabu – w natowskiej terminologii szefa obrony państwa – w trakcie trzyletniej kadencji nigdy nie ma dobrego czasu. Jesteśmy jednak świadkami drugiej takiej zmiany za obecnych rządów, co powinno budzić najwyższy niepokój. Pamiętamy przecież, jakim zaskoczeniem było przedwczesne odejście w styczniu zeszłego roku gen. Mieczysława Gocuła, wyznaczonego na drugą kadencję przez prezydenta RP Andrzeja Dudę w kwietniu 2016 r.

Dzisiaj wiadomo, że po swojej pierwszej kadencji w latach 2013–16 generał Gocuł został na stanowisku dłużej wyłącznie z powodu zbliżającego się ówcześnie szczytu NATO w Warszawie i toczących się kluczowych negocjacji o obecności wojsk Sojuszu w Polsce. W obliczu narastającego konfliktu z ministrem obrony Antonim Macierewiczem i przy braku wystarczającego wsparcia od zwierzchnika sił zbrojnych dymisję złożył 4 lipca 2016 r. Po półrocznym wypowiedzeniu odszedł ze stanowiska i do cywila. Dopiero od niedawna wrócił do publicznej debaty i zapowiedział koniec milczenia o sprawach bezpieczeństwa narodowego.

Niepokojące odejścia z armii

Następcą Gocuła został gen. broni Leszek Surawski, wcześniej krótko pierwszy zastępca dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych, czyli wtedy jeszcze gen. broni Mirosława Różańskiego, jednego z najgłośniejszych krytyków Antoniego Macierewicza wśród wojskowych. Różański powiedział dość w grudniu 2016 r. i odszedł ze służby dokładnie wtedy co gen. Gocuł. Surawski, awansowany trzykrotnie przez Macierewicza na kolejne stanowiska (inspektora wojsk lądowych, pierwszego zastępcy DGRSZ i szefa sztabu), postrzegany był początkowo jako człowiek ministra. Ale dość szybko okazało się, że po osiągnięciu najwyższego w służbie stanowiska nie zamierzał bezkrytycznie firmować wszystkich kontrowersyjnych decyzji. Na pogarszający się klimat w relacjach z politycznym kierownictwem MON, nawet po dymisji Macierewicza, nałożyły się kłopoty zdrowotne.

Od wielu tygodni pogłoski o zbliżającej się dymisji szefa sztabu krążyły w kuluarach spotkań poświęconych obronności. Dzisiaj stają się faktem. Polska znowu traci jedynego w czynnej służbie czterogwiazdkowego generała, którego trzyletnia kadencja jako szefa sztabu upływałaby w 2020 r. Wtedy też generał obchodziłby 60. urodziny, uprawniające go do normalnej wojskowej emerytury.

Cały zakres powodów stojących za dymisją gen. Surawskiego nie jest dziś znany, a on sam jest na tyle mało rozmowy, iż wątpliwe, by sytuacja szybko się wyjaśniła. Prezydent Andrzej Duda, najwyraźniej próbując uprzedzić nadchodzące decyzje, mówił w czasie wizyty u polskich żołnierzy na Łotwie, że „przyjmowanie nowego systemu dowodzenia wojskiem wymaga również kolejnych zmian kadrowych, także na najwyższych stanowiskach dowódczych”. Dla wtajemniczonych była to jasna zapowiedź wymiany szefa sztabu generalnego.

Nieoficjalnie można usłyszeć, że chodzi o to, by nowy szef sztabu pojechał na szczyt NATO i zaczął wdrażać reformę dowodzenia, którą będzie miał szansę doprowadzić do końca. Dzień wcześniej, w środę, gen. Andrzejczak został wyznaczony na stanowisko zastępcy szefa sztabu, a na jego miejsce do Szczecina trafił z Rakowieckiej gen. Maciej Jabłoński, wcześniej dowódca 10. Brygady Kawalerii Pancernej, przez ostatnie lata w sztabie odpowiedzialny za planowanie wojenne. Dodatkowo zastępcą dowódcy – szefem sztabu 12. Dywizji – został gen. bryg. Jarosław Gromadziński, dowódca 15. Brygady Zmechanizowanej, która od ponad roku ma w swoim składzie wielonarodową grupę batalionową NATO. Widać więc, że roszady dowódców są szerzej zakrojone.

Awans dla generała

Gen. dyw. Rajmund Andrzejczak wraz z nominacją na szefa sztabu dostanie w poniedziałek trzecią gwiazdkę i awans na generała broni. Znowu najważniejszym oficerem Wojska Polskiego nie będzie przez dłuższy czas generał czterogwiazdkowy. Nawet jeśli Andrzejczak świetnie odnajduje się wśród sojuszników, wrócić mogą zastrzeżenia i krytyka – dlaczego Polacy ze swoją relatywnie dużą armią mają taki problem z promocją do najwyższych rang? Problem formalny jest również problemem rzeczywistym, gdy spojrzymy przez pryzmat doświadczenia. Oto ponownie (gen. Surawski też na szefa sztabu awansował prawie bezpośrednio z dowództwa 16. Dywizji) stanowisko strategiczne zajmuje oficer niemal wprost ze szczebla taktycznego.

Nawet jeśli przez najbliższe dwa tygodnie, jakie zostały do szczytu NATO, gen. Andrzejczak będzie przechodził najintensywniejszy kurs relacji sojuszniczych i polityki bezpieczeństwa, nie sposób, by poznał je w wystarczającym stopniu – zwłaszcza że część czasu będzie musiał poświęcić na poznawanie instytucji Sztabu Generalnego i swojej roli jako konstytucyjnego organu państwa. Normalnie przydałoby się, by kandydat na szefa sztabu odsłużył kilka lat na stanowisku zastępcy, jeszcze lepiej, by w toku przygotowań miał doświadczenie na wysokim stanowisku w NATO. Niestety, ostatnie lata przyzwyczaiły nas, że normalnie nie jest – taki „zaplanowany” kandydat musiałby być przecież wybrany dekadę wcześniej i przez kolejne lata przygotowywany do najwyższej w wojsku roli. W polskiej sytuacji politycznej to nie do pomyślenia, a ostatnie lata tak zredukowały korpus generalski, że zwyczajnie nie ma wystarczającej liczby wystarczająco dobrze przygotowanych kandydatów.

Czytaj także: Co zostało ze strategii zmian w polskiej armii

Inne nazwiska na wojskowej giełdzie

Czy zamiast gen. Andrzejczaka szefem sztabu mógł zostać ktoś inny? W spekulacjach medialnych i na wojskowej „giełdzie”, bo taka poza dziennikarską też istnieje, pojawiało się nazwisko gen. dyw. Krzysztofa Króla. To również świetnie oceniany oficer młodego pokolenia. Tyle że ścieżka jego kariery w ostatnich latach była jeszcze bardziej „skomplikowana”. Po tym jak Antoni Macierewicz odmówił wyznaczenia na należne Polsce stanowisko w wielonarodowym korpusie w Szczecinie przygotowywanego na nie gen. Marka Mecherzyńskiego, ofertę tę otrzymał ówczesny płk Król, dowódca brygady wsparcia dowodzenia korpusu. Problem w tym, że stanowisko zastępcy dowódcy w Szczecinie to funkcja dla dwugwiazdkowego generała. Król miesiąc po nominacji dostał pierwszą gwiazdkę generała brygady, generałem dywizji jest dopiero od lutego tego roku – a za chwilę skończy mu się kadencja. Czy nadawałby się na szefa sztabu? Jako żołnierz wykonałby każde powierzone zadanie.

Drugim oficerem, który ma wszelkie „papiery” na najwyższe stanowisko wojskowe w kraju, jest gen. broni Sławomir Wojciechowski, bardzo doświadczony dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. Tyle że Wojciechowskiego minister obrony Mariusz Błaszczak widzi w roli dowódcy szczecińskiego korpusu i zapowiedział powierzenie mu tego stanowiska od września. Jeśli ma to być awans, to co najmniej problematyczny. Z dowództwa połączonego gen. Wojciechowski zostaje przesunięty do korpusu wojsk lądowych, owszem, na stanowisko w Sojuszu, ale nie w jego strukturze dowodzenia, a w strukturze sił. Wojciechowski trzyma fason i w wypowiedzi dla portalu Defence24.pl tłumaczy, że „dowódca korpusu w Szczecinie jest w tej części Europy najwyższym rangą natowskim dowódcą sił lądowych i nie tylko. (...) Praktycznie rzecz biorąc, na jego barkach będzie spoczywać obrona w imieniu NATO całej wschodniej flanki w wymiarze lądowym”.

Ale dla większości wojskowych ekspertów jego nominacja z DORSZ do Szczecina przynajmniej łamie schematy, jeśli nie jest wprost degradacją. Nieoficjalnie słychać, że między generałem a ministrem nie ma „chemii”. Więc na Rakowiecką nie było szans.

Czytaj także: Błaszczak krytykuje Macierewicza

Zadania dla szefa sztabu

Trzeba zaakceptować sytuację niekomfortową – drugiej w ciągu półtora roku przedwczesnej zmiany na najważniejszym stanowisku wojskowym w Polsce. Jakakolwiek narracja by jej nie towarzyszyła, ani z zewnątrz, ani od środka nie wygląda to dobrze. Potwierdza bowiem przekonanie o niestabilności na szczytach armii, nawet jeśli nadejście gen. Andrzejczaka ma właśnie tę stabilność na najbliższe lata zagwarantować. Za samego generała rzecz jasna trzeba trzymać kciuki, bo czeka go zadanie przekształcenia Sztabu Generalnego na powrót w strukturę dowodzenia, której ostatecznego kształtu publicznie jeszcze nie znamy.

Skupienie na wewnętrznej reformie Andrzejczak będzie musiał dzielić z dookolną uwagą skierowaną na zewnątrz, bo przecież realnych zagrożeń wcale nie ubywa, a o sojuszniczą jedność i obecność w Polsce chyba właśnie teraz trzeba zabiegać bardziej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich lat. Do tego dochodzi mozolny i kosztowny proces modernizacji, który musi być połączony – też z uwagi na właśnie przyjmowane wytyczne NATO – z podnoszeniem gotowości wojsk wyposażonych w obecny sprzęt. Gen. Rajmund Andrzejczak musi przejąć w tych procesach rolę lidera.

Reklama
Reklama