Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ten straszny Sąd Najwyższy

Dlaczego Sąd Najwyższy szuka pomocy w Trybunale Sprawiedliwości

Sąd Najwyższy Sąd Najwyższy David Berkowitz / Flickr CC by 2.0
Okazuje się, że gdy Sąd Najwyższy przedstawia pytania prejudycjalne i wprowadza zabezpieczenie, to jest to eksces i bezprawne działanie, ale gdy np. Beata Kempa odmawiała publikowania wyroków TK, to przeciwdziałała bezprawiu.

Zgodnie z zapowiedzią miałem pisać o skutkach jurys-stulticji. Zmieniłem zdanie i postanowiłem zająć się postanowieniem Sądu Najwyższego o wysłaniu pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (ETS). To, że takie pytania wystosowano, jest rzeczą znacznie ważniejszą niż zawieszenie kilku przepisów ustaw o SN. To ostatnie zostało skwitowane jednym zdaniem postanowienia, mianowicie: „Sąd Najwyższy, zgodnie z dotychczasowym orzecznictwem TSUE, na podstawie art. 755 § 1 k.p.c. [kodeks postępowania cywilnego] postanowił zawiesić stosowanie art. 111 § 1 i §1a, art. 37 oraz art. 39 ustawy o Sądzie Najwyższym”. Wszelako to właśnie zdanie stało się przedmiotem rozmaitych oświadczeń przedstawicieli dobrej zmiany, w których zresztą jest sporo jurys-stulticji. Jednym z problemów jest możliwość zawieszenia stosowania ustawy przez SN na podstawie k.p.c.

Organ ma tyle kompetencji, ile przyznaje mu prawo, czyli sens pytań prejudycjalnych

Otóż sprawa jest prosta. Pierwsze zdanie postanowienia jest takie: „W dniu dzisiejszym [2 sierpnia] Sąd Najwyższy w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, w związku z pytaniem prawnym, które znalazło się na wokandzie sądu, postanowił zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości UE z pytaniami prejudycjalnymi dotyczącymi zasady niezależności sądów i niezawisłości sądów jako zasad prawa unijnego oraz unijnego zakazu dyskryminacji ze względu na wiek”. Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych działa wedle k.p.c. Dwa przepisy tego kodeksu są ważne, mianowicie art. 730. § 1, art. 732 i art. 755§1. Pierwszy stanowi, że w każdej sprawie cywilnej podlegającej rozpoznaniu przez sąd lub sąd polubowny można żądać udzielenia zabezpieczenia. Drugi – że sąd udziela zabezpieczenia w taki sposób, jaki stosownie do okoliczności uzna za odpowiedni. Ponieważ SN prowadzi stosowne postępowanie i jest instancją ostateczną, zabezpieczenie może być udzielone z urzędu (szczegóły są dostępne na stronie SN; tam też mowa o innych przepisach k.p.c) – tak też postąpił SN. I wreszcie udzielenie zabezpieczenia jest zgodne z prawem unijnym.

Wysuwa się rozmaite obiekcje przeciwko omawianemu postanowieniu (m. in. pp. Jaki, Piebiak, Warchoł i Wójcik – podsekretarze w Ministerstwie Sprawiedliwości, pp. Dera i Mucha z Kancelarii Prezydenta RP i p. mgr Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego). Po pierwsze, że Konstytucja RP nie przewiduje zawieszenia stosowania ustawy przez SN ani też jakikolwiek inny organ. To prawda, ale SN nie powoływał się na ustawę zasadniczą, ale na wyraźne upoważnienie zawarte w k.p.c. Z tego, że Konstytucja RP czegoś nie przewiduje, nie wynika, że to coś nie może być wykonane w reżimie prawnym. Organ ma tyle kompetencji, ile przyznaje mu prawo, niekoniecznie konstytucja.

Niewykluczone, że mgr Przyłębska zainicjuje (sama lub na czyjś wniosek) postępowanie w sprawie uznania art. 755§1 za niekonstytucyjny, a odpowiednio dobrany skład wybrany z grona, któremu prezyduje, orzeknie, że wniosek jest słuszny. Będzie to jeszcze bardziej spektakularny przejaw braku jurysprudencji (mądrości prawnej) niż wyrok uznający niektóre przepisy kodeksu postępowania karnego za niezgodne z konstytucją z tego powodu, że ograniczają prezydenta w materii ułaskawiania.

Okulary ideologiczne zmieniają perspektywę i rozumienie prawa

Kolejny zarzut powiada, że SN postawił się ponad konstytucją, a nawet ją naruszył. To bzdura, gdyż postanowienie SN w sprawie pytań prejudycjalnych w ogóle nie dotyczy Konstytucji RP. Jego przedmiotem jest ustawa o SN. Art. 91 konstytucji z 1997 r. stanowi (nie cytuję całości), że ratyfikowana umowa międzynarodowa (a więc traktat akcesyjny) stanowi część krajowego porządku prawnego i jest bezpośrednio stosowana – oraz ma pierwszeństwo przed ustawą, jeżeli ustawy tej nie da się pogodzić z umową, oraz że – o ile wynika to z ratyfikowanej przez Rzeczpospolitą Polską umowy konstytuującej organizację międzynarodową – prawo przez nią stanowione jest stosowane bezpośrednio, mając pierwszeństwo w przypadku kolizji z ustawami.

Otóż pytania prejudycjalne postawione przez SN mają związek z tym właśnie problemem. SN kwestii nie rozstrzygnął, bo nie ma ku temu kompetencji, ale wniósł (to też jest zawarte w postanowieniu), aby sprawa została rozstrzygnięta przez ETS. Nie ma w tym nic sprzecznego z Konstytucją RP – działanie SN jest w pełni zgodne z wyżej omówionym art. 91. Aż dziw, że osoby z cenzusem prawniczym i zajmujące odpowiedzialne stanowiska w publicznych organach odpowiedzialnych za prawo i jego stosowanie plotą takie bzdury. Jedyne wyjaśnienie polega na tym, że okulary ideologiczne zmieniają perspektywę widzenia. Mój ulubiony pan (nie byle) Jaki, prawdziwy omnibus (jego własny wkład do leksykografii polskiej – jak hakatumba), nie dostrzega nawet różnicy pomiędzy zawieszeniem ustawy a zawieszeniem jej stosowania. Ma więc kompetencje do zajmowania stanowiska wiceministra sprawiedliwości, przynajmniej wedle kryteriów stosowanych przez obecną władzę.

Czytaj także: Co by było, gdyby PiS obchodził 50-lecie swoich rządów

Czego nie wiedzą prezydenccy prawnicy

Z kolei p. Mucha uważa, że postanowienie SN jest obejściem prawa. Być może, aczkolwiek to wymaga sprecyzowania, na czym to miałoby polegać. Niezależnie od tego obejście prawa nie jest jego naruszeniem. Nadto p. Mucha ma chyba obowiązek ostrzegać swego pryncypała przed skutkami podpisywanych ustaw. Od dawna było podkreślane, że tzw. ustawy sądowe budzą wątpliwości z punktu widzenia ich zgodności z prawem europejskim. Pan Mucha w imieniu p. Dudy publicznie oświadczył, że ten drugi nie miał żadnych wątpliwości w sprawie zgodności ustawy o SN z konstytucją i, a fortiori, z prawem europejskim (to drugie jest moim dodatkiem, bo nie wykluczam, że wyobraźnia p. Muchy nie sięga tak daleko). Niech więc Kancelaria Prezydenta RP nie roni krokodylich łez na zaistniałą sytuację, bo to świadczy o jurys-stulpicji prezydenckich prawników. Macie to, co sprawiliście.

Jedyne racjonalne argumenty, akurat niedostrzeżone przez koryfeuszy dobrej zmiany, są takie. Po pierwsze, SN zastosował bardzo drastyczny środek zabezpieczający. To prawda, ale nie jest on a priori wykluczony. Niech rząd rozważy lub zapyta, czy przysługuje mu środek odwoławczy, i ewentualnie z niego skorzysta. Po drugie, powiada się, że tego typu zabezpieczenie zostało zastosowane po raz pierwszy w historii. To prawda, ale nic nie wyklucza tego, że mogło być zastosowane po raz pierwszy, aczkolwiek szkoda, że zdarzyło się to w Polsce. Z drugiej strony zdarzyło się po raz pierwszy w Polsce, że szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, czyli p. Kempa, odmówiła publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego, gdyż uznała je za bezprawne, do czego nie miała jakichkolwiek kompetencji poza nadanymi przez p. Szydło.

Zadziwiająca logika dobrej zmiany

Specjalne oświadczenie zostało wydane przez p. Hernanda, zastępcę prokuratora generalnego. Jest zbyt długie, aby je komentować, zresztą powtarza cały szereg wcześniej skomentowanych argumentów, np. to, że SN złamał konstytucję. Poruszę tylko jeden problem. Pan Hernand powiada: „Oczekiwana przez Sąd Najwyższy wykładnia prawa europejskiego w żadnej mierze nie jest niezbędna dla rozstrzygnięcia sprawy zawisłej przed Sądem Najwyższym”. Otóż prokurator, dowolnego szczebla, nawet generalny lub jego zastępca, nie ma żadnych kompetencji do zajmowania oficjalnego stanowiska w kwestii tego, co jest niezbędne dla wykładni sądowej, chyba że uczestniczy w danym postępowaniu sądowym. Wszelako p. Hernand nie wygłosił swych bezcennych przemyśleń, występując jako strona procesowa, a tylko wtedy mógłby instruować SN. Jego oświadczenie jest prawdziwym skandalem prawniczym i nieźle świadczy o traktowaniu sądów przez dobrą zmianę.

Wspomniany wcześniej p. Piebiak pouczał (w wywiadzie): „O tym, co jest obowiązującym prawem, decyduje konstytucja i przepisy obowiązującego prawa. [Postanowienie SN] jest to eksces, jest to działanie całkowicie poza granicami kognicji Sądu Najwyższego (...). Artykuł 7 konstytucji jest bardzo jasny i stanowi o tym, że wszystkie organy państwowe, także Sąd Najwyższy, są zobowiązane działać w granicach przewidzianych uprawnień (...). Każda władza respektuje te orzeczenia, które są zgodne z prawem (...). Mamy do czynienia z czymś, co jest pozorem uzasadnienia. Gdyby pani redaktor ubrała się w togę, wyszła na salę i wydała postanowienie dowolnej treści, to mielibyśmy do czynienia z uzasadnieniem sądu czy jakimś pozorem, ekscesem? (...) Nie można respektować czegoś, co jest działaniem bezprawnym”.

I tak w koło Macieju. Okazuje się, że gdy Sąd Najwyższy przedstawia pytania prejudycjalne i wprowadza zabezpieczenie, to jest to eksces, pozór uzasadnienia i bezprawne działanie, nawet naruszające ustawę zasadniczą, ale gdy p. Kempa odmawiała publikowania wyroków TK, to przeciwdziałała bezprawiu. Kto o tym decyduje? Ano np. p. Piebiak, p. Mucha, p. Kempa, p. Jaki, p. Warchoł, p. Wójcik, p. Hernand czy p. Przyłębska. Ale gdy np. pp. Biernat, Chmaj czy Matczak mają odmienne zdanie, ich głosy nie mają znaczenia, i popierają ekscesy. Pan Piebiak wyjaśnił, że interpretuje przepisy jak każdy prawnik. Niestety nie wyjaśnił, jaki jest zakres frazy „każdy prawnik”. Zadziwiająca logika, ale ułatwiająca jurys-stulpicję.

Czytaj także: Żarty na bok. Rząd zmierza w stronę państwa autorytarnego

Jak Sąd Najwyższy „poszedł na rympał”

Z kolei p. Pawłowicz orzekła, że Sąd Najwyższy „poszedł na rympał”, tj. bez finezji. Wtórują jej dwa inne tuzy myśli polityczno-prawnej, mianowicie p. Sommer (dr socjologii, a jakże) i p. Ziemkiewicz. Pierwszy powiada: „Rokosz sądowy, który ma miejsce w Sądzie Najwyższym, ma archetypiczny przebieg. Szarpiemy sukno, a z urwanym kawałkiem lecimy za granicę. Z nadzieją, że jakaś caryca Katarzyna nam posiadanie tego płótna zalegalizuje. Oto skutek wejścia do UE”. Natomiast p. Ziemkiewicz prawi (częściowo za p. Pawłowicz): „Kasta poszła na rympał. Sąd Najwyższy nie ma prawa zawieszać ustaw, to bezczelna uzurpacja. Rzecznik dyscyplinarny, jeśli nie jest zblatowany z rokoszanami [notabene p. Ziemkiewicz, podobnie jak p. (nie byle) Jaki, nie rozumie różnicy pomiędzy zawieszeniem ustawy a zawieszeniem jej stosowania], powinien natychmiast zawnioskować o zawieszenie i ukaranie sędziów odpowiedzialnych za tak bezceremonialne łamanie prawa”.

W tej ostatniej materii wypowiedział się również p. Mularczyk (poseł): „Sędziowie, którzy wydali orzeczenie, powinni jako pierwsi stanąć przed Izbą Dyscyplinarną”. Pan Muszyński (zastępca mgr Przyłębskiej), niewykluczone, że przyszły prezes Izby Dyscyplinarnej, zwieńczył dzieło malowniczym białym wierszem: „Do dziś wydawało mi się, że takiej bzdury nie da się wymyślić nawet najbardziej niedouczonemu studentowi w największym poimprezowym zwidzie”.

Zwidy z Jasnej Góry

Korzystając z nieco zmienionej poetyki p. Muszyńskiego, można powiedzieć, że ma on, podobnie jak pp. Mularczyk, Pawłowicz, Sommer i Ziemkiewicz (oraz wielu innych dzielnych praktykantów dobrej zmiany), wizje przedimprezowe. Oby stały się tylko zwidami, chociaż lobby domagające się w imieniu suwerena imprezy w postaci dyscyplinarnej rozprawy z bezczelnymi i niedouczonymi uzurpatorami jest dość pokaźne (patrz: internetowe komentarze do zacytowanych opinii). Można sobie wyobrazić replikę zgromadzenia w Sali Kongresowej odbytego 19 marca 1968 r. (tym razem miejscem mogłaby być Jasna Góra), gdzie współczesny Wielki Gnom (określenie Szpotańskiego) będzie proklamował: „Obywatele polscy, którzy sprzeciwiają się dobrej zmianie, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności co najmniej dyscyplinarnej lub powinni czym prędzej wyjechać poza granice naszego kraju, do miejsc, które uznają za swoje ojczyzny”, a zgromadzona publiczność, dopingowana przez red. Ziemkiewicza i dr. Sommera, odpowie skandowaniem: „Jeszcze dziś, jeszcze dziś!”.

Póki co postanowienie Sądu Najwyższego o pytaniach prejudycjalnych motywuje niejaką nadzieję, że wizja zgromadzenia na Jasnej Górze jest tylko zwidą.

Czytaj także: Rządy PiS, czyli nagromadzenie nonsensów

Reklama
Reklama