Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dzika rzeź

Prof. Andrzej Elżanowski o dotychczasowej absurdalnej walce z ASF

„Dziki spełniają ważną rolę w ekosystemie leśnym”. „Dziki spełniają ważną rolę w ekosystemie leśnym”. Marcin Nawrocki / Forum
Rozmowa z prof. Andrzejem Elżanowskim o absurdalnej masakrze dzików w związku z wirusem afrykańskiego pomoru świń, polskim niechlujstwie i realnych sposobach walki z ASF.
Prof. Andrzej ElżanowskiLeszek Zych/Polityka Prof. Andrzej Elżanowski
„Żywy, chory dzik zaraża tylko przez kilka dni przed śmiercią, a w szczątkach czy w ziemi zanieczyszczonej krwią wirus może przeżyć kilka miesięcy”.David J. Slater/Getty Images „Żywy, chory dzik zaraża tylko przez kilka dni przed śmiercią, a w szczątkach czy w ziemi zanieczyszczonej krwią wirus może przeżyć kilka miesięcy”.

JOANNA PODGÓRSKA: – Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski oskarżył właśnie myśliwych, że nie wypełniają obywatelskiego obowiązku i lekceważą polską rację stanu, bo nie dość przykładają się do odstrzału dzików, które roznoszą wirus ASF. Rzeź dzików trwa, a ministrowi ciągle mało?
ANDRZEJ ELŻANOWSKI: – Sytuacja jest tragiczna. Nie jestem ekspertem technicznym w kwestiach myślistwa czy rolnictwa, ale jestem profesorem zoologii i naukowcem, który potrafi czytać literaturę naukową i ekspertyzy, czego najwyraźniej nie potrafią robić w Ministerstwie Rolnictwa i RW. Trzeba podkreślić, że epidemiologia ASF nie jest dobrze poznana; to przyznają praktycznie wszystkie poważne źródła. Jest dobrze uzasadnione podejrzenie, że rezerwuarem choroby są hodowle świń, a nie dziki. Wskazuje na to szereg przesłanek. ASF wybuchł dawno temu na Półwyspie Iberyjskim i na Sardynii. Tam po opanowaniu sytuacji w hodowlach i wdrożeniu bioasekuracji choroba wygasała. To nie dziki ją napędzały, mimo że tam były i są. Są też dane, które wskazują, że nawet przy bardzo niskiej gęstości populacji dzików ASF nadal się szerzy.

To, zdaje się, polski przypadek. W ostatnim sezonie zastrzelono ponad 360 tys. dzików, a ASF jak się rozprzestrzeniał, tak się rozprzestrzenia.
Zwracał na to uwagę choćby prof. Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN. Intensywny odstrzał trwa od trzech lat, w ciągu ostatniego sezonu zwiększył się bardzo gwałtownie, bo o 20 proc. w porównaniu z poprzednim, a sytuacja nie zmieniła się w najmniejszym stopniu. Wiadomo na pewno, że intensywny odstrzał nie wpływa na tempo rozprzestrzeniania się wirusa.

Z drugiej strony wiadomo na pewno, że prawie wszystkie przypadki ognisk wirusa ASF wybuchające wśród świń wynikają z ludzkiego niechlujstwa, niedbalstwa i nieprzestrzegania zasad bioasekuracji. Do nas ASF dotarł ze wschodu i faktycznie został przyniesiony przez dziki, ale u dzików na wschodzie wziął się stąd, że tam poziom niechlujstwa jest jeszcze wyższy niż u nas. Na Białorusi czy Ukrainie do niedawna w hodowlach nie przestrzegano żadnych zasad. Tam dziki prawdopodobnie zarażają się od świń (przede wszystkim ich trupów i pozostałości wyrzucanych do lasu lub za stodołę) i przekraczają naszą granicę. Ale to nie znaczy, że one są rezerwuarem choroby.

Dziki dostały rykoszetem?
Mimo że winni są ludzie, zaczęła się masakra dzików. Te bardzo inteligentne, społeczne ssaki stały się zwierzętami ofiarnymi. Są prześladowane w sposób przekraczający granice okrucieństwa.

Elegancko nazywa się to depopulacją.
Do niedawna, czyli w wyniku przeciętnego prześladowania przez ludzi, typowa długość życia dzika w Polsce wynosiła półtora roku; zwierzęcia, które w naturze może cieszyć się życiem 14–15 lat. A teraz, gdy zdjęto wszelkie okresy ochronne, można strzelać nawet do ciężarnych loch czy warchlaków przez cały rok, ta średnia jest jeszcze niższa. Pozwolono na polowania w parkach narodowych. A polowania mogą nawet pogarszać sytuację. Gdy wykryje się ognisko zakażenia wśród dzików, powinno się robić wszystko, by utrzymać je na miejscu, pod kontrolą. Polowania z nagonką rozpędzają watahy po całym obszarze. Zestresowany dzik jest w stanie nawet przepłynąć rzekę.

Sami myśliwi nie są tym wszystkim zachwyceni. „Nikt przy odrobinie przyzwoitości nie będzie strzelał do prośnych ani prowadzących loch”, „Całe życie człowieka uczyli czego innego” – można przeczytać na łowieckich forach.
Dzielę myśliwych na dwie kategorie – prostacy, których satysfakcjonuje każde zabijanie, i biofile, czyli romantyczni gwałciciele, którzy dla przyjemności z gwałtu na łonie natury muszą zachowywać pewne obrzędy i przestrzegać pewnych reguł. Dla tych bardziej wyrafinowanych myśliwych biofilów to, co się dzieje, to już za dużo. Nie chcą być postrzegani jak rzeźnicy i się buntują. Prawo do zabicia każdego dzika od małego warchlaka po ciężarną lochę wprowadzone przez ministra Jana Szyszkę to prawdziwa kompromitacja cywilizacji. W dobie, gdy zachodni świat dojrzewa do poszanowania podmiotowości zwierząt i nadania im podmiotowości prawnej, my – kraj członkowski Unii Europejskiej – nie umiemy inaczej odpowiedzieć na problem ASF niż masakrą. To wynik straszliwej ignorancji władz. Minister Ardanowski wyróżnił się już wcześniej obskurantyzmem, wypowiadając się na temat uboju rytualnego. Czerpie wiedzę z Biblii, a nie opracowań naukowych.

Po wypowiedziach ministra na temat ASF Adam Wajrak zażartował: A może trzeba wybić wszystkie dziki w Polsce? W złą godzinę…
Najchętniej tak by zrobili. Przy czym to zupełnie nierealne z praktycznego punktu widzenia, nawet pomijając aspekt etyczny i humanitarny. Na tym polega beznadziejność tego projektu. W przypadku wysp, na których próbowano się pozbyć zdziczałych świń, w brutalny, bezwzględny sposób, nawet z użyciem helikopterów to się udawało dopiero po kilku latach. A przypominam – chodziło o wyspy, i to stosunkowo niewielkie. W Polsce trwa nieustająca rzeź, która do niczego nie doprowadzi. Są dowody na to, że nawet przy bardzo niskiej gęstości populacji dzików wybuchają kolejne ogniska ASF. Problemem są hodowle, a nie dziki.

Czy to prawda, że groźniejsze są dziki martwe, a nie żywe?
Tak, bo żywy, chory dzik zaraża tylko przez kilka dni przed śmiercią, a w szczątkach czy w ziemi zanieczyszczonej krwią wirus może przeżyć kilka miesięcy. Dlatego podstawą powinno być zbieranie padłych dzików. Z danych za ostatnie lata wynika, że w Estonii w ciągu roku zbierają 1500 trupów, na Łotwie – 1200, a na większym obszarze wschodniej Polski tylko kilkadziesiąt. Oczywiście zbieranie trupów nie jest tak zabawne jak polowanie. Wymaga żmudnego patrolowania lasów.

Jak jeszcze skutecznie zwalczać ASF?
Przez nałożenie żelaznej dyscypliny na hodowle, absolutne przestrzeganie zasad bioasekuracji i nadzór. Ci, którzy nie chcą się do nich stosować, powinni mieć zlikwidowane hodowle. Raport NIK, oceniający działania Ministerstwa Rolnictwa oraz głównego lekarza weterynarii dotyczące programu bioasekuracji, wykazał porażające niechlujstwo w tym względzie. Rolnicy kupowali tanie zwierzęta, niewiadomego pochodzenia, wprowadzając do chlewni zarażone świnie. Handlowali nimi na targach. Karmili zlewkami i odpadami, podczas gdy powinna to być wyłącznie przebadana pasza. Świnie muszą być trzymane w ścisłej izolacji, tylko w gospodarstwach o najwyższym poziomie zabezpieczeń, gdzie nawet mysz się nie prześlizgnie, a 74 proc. gospodarstw takich zabezpieczeń nie miało. Wiele z nich nie miało nawet mat dezynfekujących. Nadzór weterynaryjny często sprowadzał się do bezkrytycznego przyjmowania informacji od lekarzy powiatowych. Na tym się trzeba skupić.

Problemem są chyba przede wszystkim małe gospodarstwa. Rolnicy nie rozumieją, co to jest bioasekuracja i odbierają ją jako rodzaj represji.
Zapewne tak, ale Inspekcja Weterynaryjna jest od tego, żeby te zasady narzucić. Jak ktoś nie potrafi się dostosować, powinien zrezygnować z trzody chlewnej. Z pewnością małe gospodarstwa są bardziej zagrożone, ale słyszałem o przypadku myśliwego, który był właścicielem dużej fermy i zawlókł tam ASF od zabijanych w lesie dzików. Na Półwyspie Iberyjskim i na Sardynii udało się opanować zarazę właśnie dzięki bioasekuracji. Nieselektywne strzelanie do dzików w ciemno jest nie tylko niehumanitarne i barbarzyńskie, ale też kompletnie nieuzasadnione fachowo. Jeśli chcemy ograniczyć populację, to pierwszym krokiem powinien być zakaz dokarmiania.

Wojewodowie właśnie wprowadzają takie zakazy na obszarach zagrożonych.
Po pierwsze za późno, a po drugie – dlaczego tylko na obszarach zagrożonych? Zakaz powinien być całkowity i bezwzględny. Skoro dzików jest za dużo, to po co je dokarmiać? Powinien być wprowadzony także zakaz upraw, przede wszystkim kukurydzy, na terenie kilometra od granicy lasu. Cała Europa ma problem z wzrastającą populacją dzików, bo one się pasą na podleśnych uprawach. W krajach zachodnich trwają prace nad immunoantykoncepcją. To jest przyszłość regulacji populacji dzików. Jedną z metod immunoantykoncepcji jest wyłączanie gonadoliberyny, czyli neuropeptydu z podwzgórza, który uwalnia hormon gonadotropowy przysadki, a ten działa z kolei na jajniki. Badania są bardzo zaawansowane. Gdyby polska zootechnika nie była tak zacofana, to może ktoś by się nimi zainteresował. Ale jedyne hasło naszej zootechniki to zwiększanie produkcji zwierzęcej, jakby nie było dosyć zagłady, cierpienia i skażenia środowiska powodowanych przez ten przemysł.

Według planów Ministerstwa Rolnictwa jeden dzik ma przypadać na tysiąc hektarów. Jakie to może mieć skutki?
Oznacza to zdziesiątkowanie populacji i straumatyzowanie zwierząt, które znowu zaczęły się panicznie bać ludzi – nie było tak jeszcze kilka lat temu. Norma unijna dopuszcza pięciokrotnie większą liczbę. Poza tym dziki spełniają ważną rolę w ekosystemie leśnym. Leśnicy nawet je lubili, przynajmniej do niedawna, bo miały udział w poruszaniu ściółki, rozsiewaniu drzew, wyjadaniu ogromnej ilości larw i poczwarek motyli oraz innych owadów szkodliwych dla drzew. Skutki tak zmasowanego odstrzału dla ekosystemu mogą być bardzo poważne.

Myśliwi są trochę między młotem a kowadłem. Z jednej strony minister rolnictwa straszy Polski Związek Łowiecki a to delegalizacją, a to powołaniem konkurencyjnego. Z drugiej – prasę mają fatalną, a etyka łowiecka była jednym z najważniejszych argumentów, którymi się bronili. Teraz on odpada.
Chciałbym, żeby myśliwi biofile wytrwali w buncie. Nie widzę nic złego w tym, by powstały inne organizacje łowieckie. Jeśli PZŁ, na który zresztą wielu myśliwych narzeka, będzie nadal zmuszany do rzeźnictwa i dokonywania masakry, to może ta przyzwoitsza część środowiska powinna stamtąd wyjść i powołać własne stowarzyszenie, chociaż do tego trzeba by wymusić zmianę Prawa łowieckiego. W wolnym kraju nie ma powodu, by miała działać tylko jedna organizacja myśliwych. Gdyby różne organizacje zaczęły wzajemnie patrzeć sobie na ręce, to mogłoby bardziej ucywilizować polowanie, a nadal jest co cywilizować.

***

Prof. Andrzej Elżanowski – zoolog kręgowców, pracownik Muzeum i Instytutu Zoologii, członek Komitetu Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej PAN. Pracował naukowo i działał na rzecz ochrony praw zwierząt m.in. w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Autor ponad stu publikacji dotyczących ewolucji ptaków, bioetyki i ochrony zwierząt. Wykłada na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Wegetarianin.

Polityka 35.2018 (3175) z dnia 28.08.2018; Polityka; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Dzika rzeź"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną