Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Senatorska głębia i polityczna codzienność

Teza, że wszystko jest we wszystkim, stanowi trywialną tautologię. Teza, że wszystko jest we wszystkim, stanowi trywialną tautologię. Randall Honold / Unsplash
Tako toczy się światek prawa i sprawiedliwości w odpowiednio sprzyjającej atmosferze...

Trudno oczekiwać filozoficznej głębi od politycznej prozy, a nawet poetyki. Zdarzają się jednak spektakularne wyjątki. Jeden z nich jest dziełem p. Jackowskiego, senatora PiS. Rzekł on tak: „Jeśli wszystko ma być we wszystkim, to nic nie jest we wszystkim”. Ponieważ nie mogę oprzeć się profesjonalnej skłonności do filozoficznej analizy, postanowiłem bliżej zająć się treścią zacytowanej wypowiedzi. Proszę Czytelników o wybaczenie, że w mojej analizie pojawią się terminy specjalistyczne.

Wszystko jest we wszystkim

Pan Jackowski sformułował zdanie warunkowe, tj. połączone spójnikiem „jeśli, to” o poprzedniku „wszystko ma być we wszystkim” i następniku „nic nie jest we wszystkim”. Przypuszczam, że w senatorskiej intencji (to hipoteza, ponieważ semantyczne zamiary p. Jackowskiego mogą być niezrozumiałe dla filozofa) rzeczone zdanie warunkowe ma wyrażać to, że następnik wynika logicznie z poprzednika. Kiedyś Bertrand Russell rozważał, czy ze zdania „Jerzy IV wiedział, że Walter Scott jest autorem powieści »Wawerley«” wynika zdanie „Jerzy IV wiedział, że Walter Scott jest Walterem Scottem”, ale zauważył, że trudno przypuścić, aby rzeczony monarcha był nadmiernie zainteresowany zasadą identyczności. Podobnie można żywić wątpliwości, czy p. Jackowski interesuje się relacją wynikania logicznego, ale to nie przeszkadza w analizie jego bezcennych wypowiedzi.

Jeśli mamy zbadać, czy jakieś B (np. „nic nie jest we wszystkim”) wynika logicznie z jakiegoś A (np. „wszystko jest we wszystkim”), trzeba ustalić znaczenie tych zdań. Rozpatrzmy tekst „wszystko jest we wszystkim”. Załóżmy, że coś jest wszystkim. Wówczas w owym cosiu jest wszystko, tj. nic nie może być poza nim. Tak więc mamy równość: „coś = wszystko”.

Nic nie jest we wszystkim

Teza, że wszystko jest we wszystkim, stanowi trywialną tautologię. Niewykluczone, że p. Jackowski zdziwiłby się, że sformułował tautologię, podobnie jak niejaki p. Jourdain, bohater jednej z komedii Moliera, był zdumiony, że mówi prozą. So far, so good – jak powiadają Anglicy. Prawdziwe schody zaczynają się dopiero, gdy przejdziemy do następnika, gdyż sens zwrotu „nic nie jest we wszystkim” jest tajemniczy sam w sobie, a nie tylko dlatego, że użył go jeden z najelegantszych parlamentarzystów RP. Język polski jest osobliwy, jeśli chodzi o przeczenia. Anglik powiedziałby: „nothing is in everything”, a ponieważ „nothing” już wyraża negację, słowo „no” jest niepotrzebne.

U nas jest inaczej, chociaż można powiedzieć: „nic jest we wszystkim”. Dalej jednak nie wiadomo, co znaczy całość: „nic nie jest we wszystkim”. Przyjmijmy, że sens tej wypowiedzi daje się przedstawić zdaniem „niczego nie ma we wszystkim”. W konsekwencji wychodzi na to, że p. Jackowski wytworzył okres warunkowy: „jeśli wszystko jest we wszystkim, to niczego nie ma we wszystkim”.

Zgodnie z założeniem zdanie „niczego nie ma we wszystkim” ma wynikać ze zdania „wszystko jest we wszystkim”. To jednak jest niemożliwe, bo jeśli uznamy drugie za tautologię, pierwsze nie może z niego wynikać, gdyż nietautologie nie wynikają z tautologii. Można nieco zmienić zarysowaną argumentację przez pominięcie tautologiczności i uznanie, że zdanie „wszystko jest we wszystkim” jest prawdziwe (bo jest), a zdanie „niczego nie ma we wszystkim” jest fałszywe (bo jest), a jeśli tak, to drugie nie może wynikać z pierwszego, ponieważ prawda nie może logicznie implikować fałszu. Tak czy inaczej nie jest tak, że następnik analizowanego okresu warunkowego wynika z jego poprzednika.

Byt jest w bycie

Niemniej nasuwa się jeszcze jedna interpretacja analizowanego okresu warunkowego. Przypuszczam, że p. Jackowski, zgodnie ze swym światopoglądem, zapoznał się z elementami filozofii klasycznej i wie, co to jest ens qua ens (byt jako byt). Można uznać, że wszystko to tyle co byt. Stwierdzenie „byt jest w bycie” jest trywialnością ontologiczną. Ale znowu mamy problem z następnikiem, teraz o postaci „nic nie jest w bycie”. Wprawdzie, jak kiedyś zauważył p. Szekspir, są na ziemi i niebie rzeczy, które nie śniły się filozofom, filozofia ma niekiedy do zaoferowania rzeczy, które, mówiąc ostrożnie, rzadko śnią się niefilozofom.

Takowych dostarczają Hegel i Heidegger. Pierwszy ustalił (po swojemu), że byt i nicość są tym samym. Przy tej interpretacji mamy od razu, że byt jest w bycie, a skoro byt i nicość są tożsame, to nicość jest w bycie. Z Heideggerem sprawa jest poważniejsza. Weźmy jego najsławniejsze twierdzenie: „Das Nichts nichtet”, co oddaje się po polsku jako: „Nicość nicuje (niczeje, nici itp.)”. Skoro nicość coś czyni, nicuje (niczeje, nici itp.), to musi to odbywać się w bycie. W konsekwencji skoro byt jest w bycie, a nicość działa w bycie, to nicość jest w bycie.

Z fałszu wynika wszystko

Nie będę już Czytelników nużył filozoficznymi abstrakcjami, których i tak już wyżej nadużyłem ponad miarę. Niemniej fakt, że deklaracja p. Jackowskiego w postaci okresu warunkowego – niesprawnego logicznie, natomiast sprawnego ontologicznie – jest interesująca. Przyznaję, że rzeczona wypowiedź stanowi fragment szerszej całości, której niestety nie udało mi się znaleźć w internecie. Podobno p. Jackowski skomentował w ten sposób powstanie Koalicji Obywatelskiej. Wprawdzie szczegóły nie są znane, ale niech wypowiedź „jeśli wszystko jest we wszystkim, to nic nie jest we wszystkim” znaczy, że jeśli wszystko jest totalną opozycją, to nic nie jest w totalnej opozycji. Sytuacja jest lepsza od poprzednio zarysowanej, ponieważ tym razem poprzednik jest fałszywy. Nie ma więc przeszkód, aby następnik wynikał z poprzednika, gdyż z fałszu wynika wszystko. Treść i wartość logiczna następnika jest już obojętna. I na tym zasadza się logika dobrej zmiany, nie mówiąc już o tym, że prawda nas na pewno wyzwoli.

Wielka wrażliwość moralna

Rozważyłem już przypadek senatorskiej głębi, a więc pora na polityczną codzienność. Ekspozycje p. Jackowskiego są akuratne i w tym przypadku. Otóż został zapytany, czy nie razi go to, że KRS rekomenduje do Sądu Najwyższego p. Rocha – prokuratora, który kazał przesłuchać kobietę w ostatnim stadium ciąży (wystąpiła do trybunału w Strasburgu przeciwko Polsce i sprawę wygrała) – odparł, że jego bulwersuje to, że p. Iwulski (sądził w stanie wojennym) zasiada w Sądzie Najwyższym.

Przypuśćmy, że X pyta Y, która godzina, a ten drugi odpowiada, że w Nowym Jorku kiedyś bili Murzynów. Związek pomiędzy pytaniem a odpowiedzią jest jasny jak słońce i prosty jak parasol. Pomijając kwestię p. Iwulskiego, odpowiedź p. Jackowskiego jest, łagodnie mówiąc, wymijająca. Z drugiej strony jest wielce interesująca z uwagi na jego znane oświadczenie: „Proszę mieć pretensje do natury, nie do polityków” (w domyśle: wprowadzających całkowity zakaz aborcji), dotyczące przeżyć rodzących kobiet świadomych dziejącej się lub przyszłej śmierci ich dzieci w wyniku wad płodu.

Prokurator Roch i jego podwładni nie przejmowali się tym, że przesłuchiwana kobieta była już w stanie akcji porodowej (funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego weszli nawet na salę porodową – dziwne, że lekarze do tego dopuścili). To nie razi p. Jackowskiego, który utrzymuje, że środki wczesnoporonne, które prowadzą do niszczenia życia ludzkiego, są niesłusznie określane jako niewinne środki antykoncepcyjne. W omawianym wypadku przesłuchanie mogło okazać się środkiem późnoporonnym, powodującym tragiczne konsekwencje, ale to nie ma znaczenia, przynajmniej wedle p. Jackowskiego, wielce wrażliwego moralnie.

Odpowiedni grafik dla sędziów

Pan Woś, wiceminister sprawiedliwości, trapi się, że sędziowie mają gigantyczny wpływ na sądownictwo. Pytanie jednak, kto ma mieć ów wpływ. Chyba prokuratorzy, np. w taki sposób (polecenie szefostwa prokuratury w Gdańsku): „Panie i Panowie Prokuratorzy Rejonowi. Poproszę o przesłanie faksem jutro do godz. 9 (...) informacji o: 1. Sędziach z S[sądów] R[ejonowych] właściwych Wam miejscowo orzekających w sposób stosunkowo najłagodniejszy i najrzadziej uwzględniających wnioski o t. a. [tymczasowe aresztowanie], 2. Sędziach z SR orzekających w sposób stosunkowo najsurowszy, 3. Sędziach S[ądu] O[kręgowego] Gdańsk w powyższych kategoriach. Potrzebuję przekazać taką informację do Prokuratury Regionalnej”.

Gdy sprawa się wydała, powyższe sformułowanie uznano za niefortunne, ale tylko z uwagi na polecenie podania nazwisk. Rozmaite agendy dobrej zmiany przekonywały, że chodzi tylko o zbieranie danych statystycznych. Bzdura, ponieważ badanie statystyczne nie polega na operowaniu nazwiskami.

O co więc chodzi? Zasadne jest przypuszczenie, że o ułożenie odpowiedniego grafiku dla przesyłania wniosków o tymczasowe aresztowanie w zależności od dotychczasowej judykatury poszczególnych sędziów. W ogólności prokuratura sprawuje się bardzo dzielnie. Przyznała, że uczestnicy Marszu Narodowców bili i znieważali kobiety blokujące tę manifestację, ale sprawę umorzyła, gdyż „to nie było pobicie, ale okazanie niezadowolenia”.

Ewa Siedlecka: Państwo dla swoich, czyli „nie podoba się? Wyp...ć!”

Modlitwa o wymiar sprawiedliwości

Pan Święczkowski, zastępca prokuratora generalnego, liczy na modlitwę w intencji rzetelnego i uczciwego funkcjonowania w organach władzy, w tym powodzenia reformy sądownictwa. Protekcja sił nadprzyrodzonych na pewno polepszy wymiar sprawiedliwości, zapewne w takim samym stopniu jak powierzenie tym mocom służby zdrowia i energetyki przez odpowiednich ministrów zlikwidowały kolejki do zabiegów i oczyściły powietrze od smogu. Ponieważ nigdy dość strzeżenia strzeżonego, p. Morawiecki zdecydował się oddać pod opiekę niebios cały kraj. Rezultaty nie są jeszcze znane, zapewne z uwagi na zbyt krótki czas dla ich pojawienia się w realu.

Hamletowskie pytania o SN

Kandydatka do SN, ukarana dyscyplinarnie, uległa wezwaniom p. Mitery (może nie tylko?) do dokonania autorefleksji i zrezygnowała z awansu do najwyższej instancji orzekającej. Inny kandydat, p. Duś (też prokurator), nie spełnia kryteriów formalnych (nie ma wymaganego stażu pracy), a ponadto miał dyscyplinarkę. Pan Mitera prawi: „My nie mamy takiego obowiązku [sprawdzania postępowań dyscyplinarnych]. My patrzymy, czy jest odpowiedni kandydat, czy nie. My możemy na zasadzie zapobiegawczości zapytać, czy toczyło się postępowanie dyscyplinarne, czy nie, ale nie mamy takiego obowiązku”. Krótko mówiąc: patrzenie, czy kandydat jest odpowiedni, nie wymaga sprawdzenia, czy podlegał postępowaniu dyscyplinarnemu.

Czytaj także: Dialektyczne podejście PiS do Sądu Najwyższego

Co pozostaje? Pan Mitera nie widzi problemu, ponieważ: „W mojej ocenie jest oczekiwanie, że pan prokurator Duś w poczuciu przyzwoitości i autorefleksji uzna, że być może jeszcze nie jest to czas, że może kandydować. Jeśli te wyroki się po jakimś czasie zatrą, to być może będzie wtedy aplikował”. Tak czy inaczej p. Duda ma zagwozdkę. Być może skorzysta z przeszkody formalnej i uzna, że p. Duś ma jeszcze czas i winien poczekać na promocję (p. Szydło może powiedziałaby, że mu się należy), ale co począć z wielce zasłużonym i odpowiednim p. Rochem? Oto jest prawdziwie hamletowskie pytanie.

Co honorowo zdarzyło się z liścia

KRS zakończyła nabór kandydatów do SN – równie pracowity, co błyskawiczny. Może więc zająć się innymi sprawami. Jak wiadomo (art. 186.1 konstytucji), KRS stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Realizując tę powinność, Rzecznik Dyscyplinarny (zlokalizowany w Biurze KRS) wezwał trzech sędziów do złożenia przez nich wyjaśnień w związku z wypowiedziami na temat reformy sądownictwa wdrażanej przez dobrą zmianę. Dla okrasy p. Cejrowski w rozmowie z p. Rachoniem (TVP Info) stwierdził, że niejaka ruda z KOD dostała z liścia na pl. Piłsudskiego, a była to kwestia honoru. Pan Rachoń nie krył rozbawienia tym, co honorowo zdarzyło się z liścia. Tako toczy się światek prawa i sprawiedliwości w odpowiednio sprzyjającej atmosferze.

PS 8 września odbył się doroczny „Koncert dla Piotra [Skrzyneckiego]”. Prowadzący imprezę poinformował, że premier Morawiecki nie założył „Piwnicy pod Baranami” i nie napisał jej hymnu: „Dezyderaty”. Zebrani przyjęli te oświadczenia z nieukrywanym zdziwieniem.

Zobacz także: Jak Mateusz Morawiecki tworzył świat i pisał polską historię

Reklama
Reklama