Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PiS odbił Kasprowy Wierch

Premier Mateusz Morawiecki w kolejce na Kasprowy Wierch. Premier Mateusz Morawiecki w kolejce na Kasprowy Wierch. Adam Guz / Agencja Gazeta
W historii przejmowania Polskich Kolei Linowych – a zwłaszcza infrastruktury Kasprowego Wierchu – najważniejsze (prócz ceny i nakręcania bębenka) jest to, co oznacza to dla przyszłości świętej góry polskich narciarzy.

Sam premier Mateusz Morawiecki opowiada (i to na Kasprowym Wierchu), jakim to narodowym sukcesem jest bliskie ponoć odkupienie przez państwowy Polski Fundusz Rozwoju od międzynarodowego funduszu Mid Europa Partners niemal 99,8 proc. udziałów w Polskich Kolejach Linowych. Nazywa PKL „narodowym diamentem”, a operację przedstawia w kategoriach odzyskiwania ojcowizny (cytuje ochoczo anonimowego górala, który miał go oświecić, że „jakby nasi poprzednicy (czyli PO) dłużej rządzili, to sprzedaliby całe Tatry”.

Czytaj także: Zakopane – bardzo wątpliwy kurort

Szef rządu podkreśla też oczywiście, że wielki udział w „walce” (bo i takie słowo pada) o „polską własność” (kolejne znamienne sformułowanie) miał prezes Jarosław Kaczyński. Z mniejszą ochotą premier odpowiada jednak na pytanie o wymierne strony transakcji. Ogranicza się do enigmatycznego – zwłaszcza jak na eksbankowca – sformułowania, że cena była „bardzo dobra”. Podobnie tajemniczy jest w tej materii prezes PFR Paweł Borys.

Za ile odkupili PKL?

Warto więc zauważyć, że należące do PKP Polskie Koleje Linowe zostały w 2013 r. – wraz z kolejką linową na Kasprowy Wierch – sprzedane funduszowi inwestycyjnemu Mid Europa Partners za 215 mln zł. Wcześniej z powodów politycznych odrzucono ofertę Tatry Mountain Resorts, konsorcjum, które z jednej strony specjalizuje się w inwestycjach narciarskich (może pochwalić się modernizacją kilku flagowych kurortów zimowych na Słowacji, a ostatnio także w Szczyrku), a z drugiej – oferowało dość atrakcyjne zasady współpracy zainteresowanym górskim gminom (w tym Zakopanemu). Jako że Mid Europa jest przedsięwzięciem czysto komercyjnym, było jasne, że nie będzie on myślał o długofalowych inwestycjach w PKL, lecz po pewnym czasie zechce je korzystnie sprzedać – w branży mówi się, że padała kwota ponad dwukrotnie wyższa od ceny zakupy, bo 500 mln.

Dlatego właśnie tak znamienne byłoby ujawnienie, za ile państwo teraz odkupiło wpływy PKL. Jak bardzo PiS-owi na tym zależało, świadczy zaangażowanie w sprawę samego prezydenta Dudy, szefów kolejnych rządów (Szydło i Morawieckiego), ministra infrastruktury i jego resortu (urzędnicy badali nawet, czy aby nie dało się podważyć prywatyzacji), starosty tatrzańskiego i innych lokalnych działaczy partii, a wreszcie prokuratury (po doniesieniu posła PiS-u Arkadiusza Mularczyka prowadziła ona śledztwo w sprawie transakcji sprzedaży).

Co się zmieni dla narciarzy?

Równie ważne jest, co przejęcie PKL przez państwo oznacza dla przyszłości infrastruktury narciarskiej, którą zarządza ta firma. W tym tego, co stanie się na Kasprowym Wierchu – w jakim kierunku będzie rozwijać się święta dla polskich narciarzy góra. Koncepcji już jest wiele – od zachowania status quo przez uczynienie z Kasprowego narciarskiej enklawy (czy też skansenu w dobrym jednak tego słowa znaczeniu) po daleko idącą modernizację jego infrastruktury – z przekazaniem obu kotłów narciarzom, a może nawet z pozwoleniem w ich okolicy na coraz popularniejszą jazdę terenową.

Na to ostatnie pytanie państwo – jako potencjalny znowu właściciel – też nie odpowiada. Można najwyżej spodziewać się ostrej walki o wpływy (i pieniądze) między Tatrzańskim Parkiem Narodowym, gminą Zakopane (czyli góralami) a władzą centralną właśnie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną