Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Będziemy świętować stulecie we własnym sosie

W Warszawie 11 listopada zabraknie przywódców innych krajów? W Warszawie 11 listopada zabraknie przywódców innych krajów? Rafał Zambrzycki / Flickr CC by 2.0
Brak wysokiej rangi gości z zagranicy na obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości pokazuje, jak bardzo Polska w ostatnich latach straciła na arenie międzynarodowej.

Stulecie niepodległości powinno być okazją do zaproszenia do Polski przywódców zaprzyjaźnionych krajów. To nie jest zwykły jubileusz, ale rocznica przypadająca raz na wiek, więc powinna być pokazem międzynarodowej siły naszego państwa i jego sojuszy. Takie obchody z okazji 100-lecia organizowali niedawno Finowie, Litwini czy Czesi i na ich imprezy przyjeżdżali prezydenci, premierzy i koronowane głowy z innych państw.

Czytaj też: Czy 11 listopada połączy Polaków

Wielkie obchody w Paryżu

Wielu obserwatorów przypomniało, że na 25. rocznicę wyborów ′89 do Polski w czerwcu 2014 r. przyjechało 50 delegacji z różnych krajów, z prezydentem USA Barackiem Obamą, prezydentami Niemiec i Francji oraz wszystkich państw naszego regionu. Przedstawiciele obecnego obozu władzy zapewniali, że na 100-lecie niepodległości zapraszali do Polski kanclerz Niemiec czy prezydenta Francji. Na razie nie słychać jednak o tym, żeby za półtora tygodnia ktokolwiek miał do Warszawy przyjechać.

Są oczywiście istotne obiektywne przyczyny faktu, że tego dnia trudno kogokolwiek ściągnąć do Polski. Musimy pamiętać, że przywódcy państw europejskich też mają ważne, smutne święto: 100-letnią rocznicę zakończenia I wojny światowej – hekatomby, która pochłonęła życia milionów ich współobywateli. Wielkie obchody zaplanowane są w Paryżu (gdzie notabene na 11 listopada zaplanowane jest spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem), uroczystości z udziałem głów państw odbędą się także w Londynie oraz w belgijskim Mons.

Z punktu widzenia zachodnich przywódców polskie święto ma lokalny charakter. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, żeby wykorzystać obchody w innych krajach i ściągnąć tutaj gości, np. w wigilię 11 listopada albo 12 listopada, jak już mamy wyjątkowo obchodzić to dodatkowe święto. Można było też pomyśleć o regionalnych obchodach, bo koniec I wojny światowej oznaczał rozpad imperiów Austro-Węgier, Niemiec, Rosji i Turcji, a w efekcie przywrócenie lub powstanie państwowości kilkunastu krajów w naszym sąsiedztwie. Trzeba było tylko cokolwiek wystarczająco wcześnie zaplanować.

Czytaj też: 12 listopada, święto chaosu

Niechciana Warszawa

Chciałbym być złym prorokiem. Być może kancelaria premiera albo prezydenta trzymają w zanadrzu bombę, którą odpalą na kilka dni przed rocznicą – jakieś głośne nazwisko czy nazwiska. Ale nie jest to prawdopodobny scenariusz, a zresztą wyglądałoby to też dość niepoważnie. Udział w tego rodzaju obchodach zwykle planuje się z dużym wyprzedzeniem, przykładowo Donald Trump oficjalnie ogłosił udział w paryskich uroczystościach jeszcze w sierpniu.

Czytaj też: Listopadowa niepodległość

Problem polega na zupełnie czym innym. Polska przestała być wymarzonym celem wizyty dla wielu zachodnioeuropejskich przywódców, a Warszawa nie jest dla nich dobrym miejscem do świętowania. Wdając się w konflikt z unijnymi instytucjami i stolicami wokół sądownictwa i rządów prawa w naszym kraju, polski rząd naraził się na międzynarodową izolację, której skutki będziemy odczuwać na każdej płaszczyźnie dyplomatycznej, więc także świętując 11 listopada. Sami siebie zapędziliśmy do kąta.

Po odwołaniu udziału prezydenta w organizowanym przez narodowców marszu niepodległości (na który Andrzej Duda zapraszał polityków z innych obozów) plan obchodów wygląda bardzo skromnie. „Uroczystość pośmiertnego nadania Orderów Orła Białego 25 wybitnym Polakom, wspólne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego w ramach akcji »Niepodległa do hymnu«, Msza Święta, inauguracja »Festiwalu Niepodległa« – to niektóre z punktów programu na 11 listopada”, czytamy na stronie prezydenta. Wysilone uśmiechy podczas obchodów czy urzędowy optymizm przedstawicieli obozu władzy nie pokryją wrażenia, że z międzynarodowego punktu widzenia nasze święto stanie się niewykorzystaną szansą. To smutne.

Reklama
Reklama