Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Krwawy styczeń w lasach

Ministerstwo Środowiska pod presją rolników chce wybić wszystkie dziki

Ministerstwo Rolnictwa w ramach walki z ASF planuje wybić dziki niemal do nogi. Masakra ma się rozpocząć 12 stycznia. Ministerstwo Rolnictwa w ramach walki z ASF planuje wybić dziki niemal do nogi. Masakra ma się rozpocząć 12 stycznia. Kawa / Pixabay
Rolnicy domagają się rzezi dzików w ramach walki z ASF i myśliwi w styczniu planują spełnić ich oczekiwania. Tymczasem według naukowców rozwiązaniem nie jest wybijanie tych zwierząt, ale bioasekuracja.

Nie minął nawet miesiąc od afery ze sprowadzaniem do Polski świń z Litwy z tzw. czerwonej strefy ASF, a krwawa walka z afrykańskim pomorem świń wkracza w nowy etap. O ile władzom nie przeszkadzało sprowadzenie zwierząt z obszaru, gdzie panuje choroba, to przeszkadzają im dziki, które są wektorem, czyli organizmem przenoszącym choroby. Chcą wybić je niemal do nogi: w styczniu myśliwi mają przeprowadzić zorganizowane i skoordynowane polowania wielkoobszarowe, z ukierunkowaniem odstrzału na lochy.

Prof. Andrzej Elżanowski o absurdalnej masakrze dzików w związku ASF, polskim niechlujstwie i realnych metodach walki z epidemią

Jak przenoszone jest ASF i jak skutecznie zapobiegać chorobie?

Tymczasem wystrzelanie dzików problemu ASF nie rozwiąże. Źródłem zarażenia może być dzika i domowa świnia, która sama choruje, ale rezerwuarem wirusa, czyli miejscem, gdzie może przetrwać poza okresami epidemii albo gdzie choroba może mieć zupełnie utajony (bezobjawowy) przebieg, mogą być także kleszcze. Mało tego – człowiek sam nie choruje, ale skutecznie może roznieść chorobę, nie dbając o higienę. „W Polsce to nie dziki są najistotniejszym czynnikiem szerzenia się afrykańskiego pomoru świń, tylko człowiek” – to cytat z tekstu prof. Henryka Okarmy i dr Katarzyny Bojarskiej z Instytutu Ochrony Przyrody PAN „Jak polityka może wykończyć dzika”, opublikowanego w „Braci Łowieckiej” (nr 8/2018). Dzik sam do chlewni nie wejdzie, a świnie nie wychodzą na spacery do lasu.

– Od początku walki z ASF popełniany jest kardynalny błąd – próba zwalczenia wirusa przez intensywny odstrzał dzików przy jednoczesnym zaniedbaniu programu bioasekuracji chlewni. Ta strategia od trzech lat przynosi dokładnie odwrotny skutek: lawinowego przyrostu ognisk wirusa i ekspansji epidemii na zachód – uważa Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją!

Zgodnie z raportem Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach najlepszą i najtańszą (aczkolwiek niedocenianą) metodą pozwalającą na zapewnienie właściwego statusu zdrowotnego zwierząt (skuteczną ochronę przed ASF) jest ochrona stada przed chorobotwórczymi drobnoustrojami.

Rolnicy grożą i żądają

– Instytut w Puławach od początku istnienia tej choroby zajmuje się bioasekuracją, trzeba przyznać z dużym uporem i miernymi skutkami: wzrost liczby ognisk z trzech do 3500 dzisiaj – mówi Sławomir Izdebski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych.

Izdebski zapomniał dodać, że bioasekuracja działa tylko wtedy, gdy się ją stosuje. A z tym ostatnim bywa bardzo różnie. Częstym obrazkiem na polskiej wsi jest pasza składowana luzem na podwórku, więc dziki też z niej mogą korzystać. Do tego nie raz się zdarza, że jedna osoba obłazi wszystkie chlewnie i używa tych samych narzędzi, a to skutecznie roznosi wirusa. Na Suwalszczyźnie rolnicy potrafią się chwalić tym, że w obawie przed kontrolą weterynaryjną trzymają świnie w piwnicy.

Przewodniczący OPZZRiOR jest nieprzejednany.

– Proponowane przez Instytut rozwiązania godzą w interesy rolników, przemysłu mięsnego i Skarbu Państwa – mówi.

Wyjątkowo opłacalna walka z samicami

Izdebski uważa, że myśliwi niewystarczająco walczą z ASF i żąda reformy Polskiego Związku Łowieckiego, domagając się odwołania Łowczego Krajowego Piotra Jenocha oraz zarządu PZŁ. Takie naciski i żądania okazują się skutecznym sposobem na zwiększenie odstrzału, mimo że wielu myśliwych ma co do tego ogromne wątpliwości. Strzela się tutaj także do ciężarnych loch i samic z młodymi, które po śmierci matki skazane są na śmierć głodową.

Przepisy zachęcają finansowo do strzelania do dzików, zwłaszcza do samic. Za zastrzelenie dorosłej samicy lub przelatki (w drugim roku życia) podczas odstrzału sanitarnego państwo płaci 650 zł brutto, a za inne dziki 300 zł.

– Zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Środowiska Polski Związek Łowiecki prowadzi mający na celu obniżenie liczebności populacji odstrzał dzików w skali całego kraju, co wpływa na ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa ASF – tłumaczy Paulina Marzęcka, rzecznik prasowy PZŁ. – Sumaryczny roczny plan łowiecki na rok gospodarczy 2018/2019 zakłada pozyskanie ponad 185 tys. dzików, na dzień 30 listopada pozyskanie dzika wynosi 90,7 proc. rocznego planu. W sposób odpowiedzialny realizujemy zadania zlecone przez Ministrowo Środowiska – dodaje Marzęcka.

Czytaj także: Jak zatrzymać afrykański pomór wśród polskich świń [2016]

Inwentaryzacja prowadzona jest do dnia 10 marca każdego roku. Według danych podawanych przez Stację Badawczą PZŁ w Czempiniu w marcu tego roku liczebność dzików w Polsce wynosiła 82 tys. osobników. Nawet przy uwzględnieniu 200-procentowego przyrostu naturalnego (a taki zdarza się czasami u dzików, choć najczęściej jest trochę ponad 100 proc.) widać, że nie zostało ich w Polsce zbyt dużo, a na niektórych terenach nie ma ich już prawie w ogóle. Dla porównania: w marcu 2014 r. było 258 tys. dzików.

Bezsensowna masakra dzików

To jednak dla rolników oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi ciągle za dużo. Międzyresortowy zespół ds. łagodzenia skutków związanych z wystąpieniem przypadków ASF rekomendował Ministrowi Środowiska redukcję zagęszczenia dzików do poziomu 0,1 osobnika/km2 oraz zmodyfikowania w tym zakresie wieloletnich łowieckich planów hodowlanych.

– Zadaniem myśliwego jest dążenie do utrzymania populacji dzików na odpowiednio niskim poziomie w celu zminimalizowania możliwości fizycznego kontaktu pomiędzy dzikami – tłumaczy Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Co znaczy odpowiednio niski poziom? „Toczymy wojnę z ASF i trzeba wybić dziki" – wyjaśnił parę miesięcy temu minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z tygodnikiem „Sieci”. Obecny odstrzał ma „przyczynić się do maksymalnego obniżenia liczebności populacji”, jak podaje jeden z dokumentów Ministerstwa Środowiska.

Ewa Siedlecka: Odstrzał wyborczy

– Wystąpienie ASF skutkuje przede wszystkim narażeniem państwa na ogromne straty finansowe, związane w pierwszej kolejności z całkowitym zablokowaniem możliwości eksportu świń lub wieprzowiny do państw trzecich, jak również z brakiem możliwości handlu zwierzętami oraz produktami pochodzenia zwierzęcego wewnątrz Unii Europejskiej – podkreśla Książyk.

Zatem najważniejsze są zyski – nawet nie realne, a hipotetyczne – i w tym celu wybije się dziki niemal do nogi. Masakra rozpocznie się 12 stycznia.

Czytaj także: Chore świnie idą na Świnoujście

Jakie skutki może mieć rzeź dzików dla środowiska?

Jeśli rzeź dzików dojdzie do skutku, przyroda poczuje to dotkliwie. Tutaj każde naruszenie równowagi ma konsekwencje. Dziki są głównymi padlinożercami, więc po ich wybiciu będziemy mieć więcej padliny w środowisku, a to z kolei może sprawić, że wzrośnie liczba innych amatorów padliny, takich jak jenoty czy lisy. Już ubiegłej jesieni w wielu rejonach kraju dzików było tak mało, że w lasach leżały tony żołędzi, zwyczajowo zjadane przez te zwierzęta. Naukowcy spodziewają się lawinowego wzrostu liczebności gryzoni leśnych wiosną i lepszej przeżywalności wielu organizmów korzystających z obfitości żołędzi. Nie wszystkie konsekwencje dadzą się przewidzieć. Jest ryzyko, że dojdzie do wzrostu liczebności zwierząt niekoniecznie pożądanych. A dziki być może będziemy niedługo oglądać tylko w ogrodach zoologicznych.

Reklama
Reklama