Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Po co Kaczyński spotykał się z Salvinim

Matteo Salvini Matteo Salvini Michał Dyjuk / Forum
Trudno jednocześnie przekonywać o swojej proeuropejskości i rozmawiać o sojuszu z partiami, które od lat chcą Unię Europejską zniszczyć.

Samo spotkanie włoskiego ministra spraw wewnętrznych Matteo Salviniego z polskim odpowiednikiem Joachimem Brudzińskim nie miałoby politycznego znaczenia. Jesteśmy w Unii, szefowie resortów z różnych krajów spotykają średnio raz w miesiącu, mają wiele wspólnych problemów i spraw do załatwienia. Zapewnienia Salviniego z konferencji prasowej z Brudzińskim „o wspólnych wartościach” można by uznać za czystą kurtuazję.

Z tymi wspólnymi wartościami i interesami to, swoją drogą, bez przesady. Salvini mógłby np. zapytać Brudzińskiego o relokację uchodźców, bo Włoch był jej radykalnym zwolennikiem. Chciał zresztą, żeby między wszystkie kraje Unii rozdzielać nie tylko osoby z szansami na status uchodźcy, ale wszystkich migrantów, którzy przedostaną się przez granice. Rząd PiS jakoś nie był entuzjastą tego rozwiązania.

PiS jak panna na wydaniu

Rozmowy Salviniego z Jarosławem Kaczyńskim to już inna para kaloszy. I jasno mówią to także ludzie obozu władzy. „To jest spotkanie na najwyższym szczeblu. Jeśli prezes Kaczyński przyjmuje polityka, to też świadczy o pewnych specjalnych relacjach” – stwierdził szef dyplomacji Jacek Czaputowicz w PR24.

Oczywistym kontekstem rozmowy są majowe wybory do Parlamentu Europejskiego. PiS, który do tej pory tworzył frakcję z brytyjskimi torysami, po brexicie znów stanie się panną na wydaniu. I próbuje z tego statusu skorzystać. Zwłaszcza że ta panna będzie miała spory posag: do Brukseli pojedzie po wyborach pewnie ok. 30 posłów tej partii, co uczyni PiS jednym z najsilniejszych ugrupowań narodowych.

Europosłowie PiS już od kilku miesięcy dywagują. A może stworzymy klub z Salvinim i innymi populistami? Po pierwszych wyborach europejskich w 2004 r. PiS znalazł się już w jednym, marginalnym wówczas klubie Unii na Rzecz Europy Narodów właśnie z Ligą (ówczesną Ligą Północną) i innymi populistami z Włoch, Danii, Irlandii i państw bałtyckich. A może pójdziemy do centroprawicy, czyli Europejskiej Partii Ludowej? Tu problem polega na tym, że na przyjęcie PiS muszą się zgodzić dotychczasowi członkowie, czyli także Platforma i PSL. A może stworzyć coś na gruzach obecnej frakcji, czyli Europejskich Konserwatystów i Reformatorów? Bez brytyjskich torysów będzie ona jednak dużo słabsza.

Czytaj także: Wicepremier Włoch szuka w Europie partnerów do koalicji „suwerennościowców”

Co oznaczałby sojusz z Salvinim

O Matteo Salvinim sporo już napisano przed jego przyjazdem do Polski. Przekształcił on Ligę z ugrupowania północnowłoskich separatystów w ogólnonarodową partię, która zbiła kapitał polityczny na atakowaniu Unii. Tematem, na którym wypłynęła jego partia, był kryzys migracyjny, choć napływ imigrantów do Włoch jest dziś najniższy od siedmiu lat. Szef Ligi straszy „najazdem islamu”, który ma zagrażać chrześcijańskiej Europie.

Jego wrogami są „europejscy biurokraci”, głośno krytykował też euro (dopiero w ostatnich miesiącach zaczął twierdzić, że rezygnacja ze wspólnej waluty nigdy nie była postulatem jego partii). Jego przyjacielem jest za to Władimir Putin: Włoch popierał aneksję Krymu, już po niej fotografował się na placu Czerwonym w koszulce z portretem rosyjskiego prezydenta. W kampanii żądał likwidacji sankcji nałożonych na Moskwę po agresji na Krym i wschodnią Ukrainę.

Celem Salviniego jest stworzenie populistycznej międzynarodówki, do której chce ściągnąć m.in. Francuzkę Marine Le Pen czy Holendra Geerta Wildersa. To o tym projekcie mówił dziś w Warszawie: „wspólny plan działania, który zasili Europę w nową krew, nową siłę, energię”. „Polska i Włochy będą bohaterami tej nowej europejskiej wiosny, tego odrodzenia prawdziwych europejskich wartości, gdzie będzie mniej finansów, mniej biurokracji, więcej pracy i więcej rodziny, a przede wszystkim więcej bezpieczeństwa” – kusił.

Albo, albo...

Problem w tym, że wizyta Salviniego nastąpiła tuż po zwrocie PiS, który w kampanii europejskiej chce pozować na partię prounijną. „Polska jest bijącym sercem Europy” – mówił na konwencji PiS w połowie grudnia premier Mateusz Morawiecki. PiS z tej okazji odkurzył nawet unijne flagi, które trzy lata temu kazała schować premier Beata Szydło, a poseł Krystyna Pawłowicz nazwała „szmatami”.

PiS musiał pod koniec roku pójść na ustępstwa wobec Brukseli w sprawie Sądu Najwyższego i zmienić ton w sprawie Unii nie dlatego, że nagle zapałał miłością do Unii. Kalkulacja jest pragmatyczna: Polacy, a zwłaszcza polityczne centrum i klasa średnia, którą chce pozyskać Morawiecki, są mocno prounijne. Żeby otrzymać ich poparcie, nie można stwarzać wrażenia, że się próbuje Polskę z Unii wyprowadzić.

Flirt z Salvinim poddaje w wątpliwość ten nowy, kampanijny kurs PiS. Trudno przekonywać o swojej proeuropejskości i jednocześnie rozmawiać o sojuszu z partiami, które od lat chcą Unię Europejską rozwalić. Tym bardziej że „sprawdzam” przyjdzie szybko: po wyborach europejskich, a przed wyborami parlamentarnymi w Polsce PiS będzie musiał się opowiedzieć, z kim wchodzi w sojusz.

Czytaj także: Jakiej Europy chcą Polacy?

Reklama
Reklama