Zwolnienia z pracy osób, które demonstrowały przeciwko kłamstwom TVP i zostały za to przez państwową telewizję publicznie zaatakowane (z podaniem zdjęć, nazwisk i danych, pozwalających zidentyfikować miejsca pracy czy zamieszkania), są kolejnym świadectwem atmosfery w państwie PiS.
W sumie można się było tego spodziewać. Przecież w Polsce pod rządami PiS od dawna traci się posady już nie za wprost deklarowany sprzeciw wobec aktualnych porządków czy sympatię wobec opozycji, ale nawet – jak na państwo dążące do modelu autorytarnego przystało – za brak dostatecznego zaangażowania po stronie władzy i partii. Czystki dotknęły nie tylko zależne od rządu instytucje i państwowe spółki, ale np. także publiczne media. Skądinąd miejsca wyrzucanych ochoczo zajęły zastępy bezkrytycznych wyznawców PiS bądź pozbawionych skrupułów i poglądów karierowiczów – a wszyscy oni (wraz z rodzinami przecież) tworzą pokaźną już liczebnie bazę (i elektorat) obecnej władzy.
RPO interweniuje w sprawie demonstrujących
Zwalnianie z pracy uczestników protestu przed TVP jest jednak nową jakością. Po pierwsze, następuje w efekcie jawnie bezprawnego posunięcia tejże TVP. Nie zaszła bowiem żadna z okoliczności pozwalających odstąpić od zasady zakazu rozpowszechniania wizerunku obywatela bez jego zgody. Dowodzi tego choćby rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar w interwencji skierowanej do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Po drugie, i jeszcze bardziej znamienne, pracodawcy atakowanych publicznie przez państwową telewizję osób podjęli decyzję o ich zwolnieniu po prostu ze strachu. A to przed spływającymi także do nich pogróżkami i obelgami, a to przed wizją rozmaitych szykan administracyjnych (skarbowych chociażby). Strach jest rzeczą ludzką, każdy ma nań mniejszą bądź większą odporność. Podobnie jest z gotowością do oporu czy solidarności z prześladowanymi – też mogą być różne.
Metody jak za PRL
Rzecz w tym, że wszystko to dzieje się w Polsce niemal 30 lat od chwili, gdy udało się obalić system polityczny oparty na zniewoleniu i strachu właśnie. Oraz na podobnych chwytach propagandy (przypomnijmy zbliżone w stylu i formie „piętnowanie” w peerelowskim „Dzienniku” TVP działaczy KOR czy „Solidarności”) i metodach nękania – ówcześni działacze opozycji też byli przecież wyrzucani z pracy, i to nie wprost przez funkcjonariuszy policji politycznej czy partii, ale właśnie przez zastraszanych przez władzę przełożonych. Tak było choćby w przypadku Lecha Wałęsy czy Anny Walentynowicz.
I mogło się zdawać, że to już nie wróci.
PS I Wtedy, za PRL, sprawdzoną formą obrony okazało się zapewnianie zwalnianym pomocy prawnej oraz tworzenie społecznych funduszy pomocowych na czas pozostawania bez środków do życia. Dawało to siłę i możliwości do dalszego działania, a w końcu stało się bazą dla ruchów opozycyjnych.
PS II Ciekawe skądinąd, co teraz napiszą koledzy publicyści (oczywiście ci z niesympatyzujących z władzą mediów), którzy gromili protestujących przed TVP oskarżeniami o „lincz”, niedopuszczalną presję i zastraszanie pracowników tej instytucji? Czy pozostaną na swoich szczytach bezstronności i dzielenia włosa na czworo?