Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zatrzymania w Lotosie i Orlenie, czyli jak dorwać Tuska?

Były premier Donald Tusk Były premier Donald Tusk European Council / Flickr CC by 2.0
Medialna akcja z zatrzymaniem byłych prezesów spółek paliwowych, poza dość oczywistą potrzebą odciągnięcia społecznej uwagi od sprawy spółki Srebrna, ma inny poważny cel.

Sąd nie zgodził się na bezwzględny areszt dla byłego prezesa PKN Orlen Jacka K., choć domagała się tego prokuratura. Postanowił, że wystarczy kaucja wysokości 1 mln zł, co dla zainteresowanego jest kwotą raczej symboliczną. Jako prezes Orlenu zarabiał rocznie wiele milionów. To już druga porażka prokuratury, która chwilę wcześniej domagała się aresztu dla byłego prezesa Grupy Lotos Pawła Olechnowicza i też sąd na to nie przystał.

Czytaj też: Narodowe czempiony, kolosy na glinianych nogach

Areszt narzędziem pracy

Dlaczego porażka? Bo w obu przypadkach areszt jest kluczowym narzędziem pracy nad podejrzanym i być może jedynym skutecznym środkiem nacisku. Wbrew pozorom nie chodzi o zgłębienie przestępczej działalności obu podejrzanych. W obu przypadkach sam opis „narażenia spółki na szkody wielkiej wartości”, podawany przez śledczych, świadczy raczej o tym, że chodzi o jakieś stosunkowo drobne sprawy. Być może nie dotyczą one nawet samych głównych bohaterów, ale raczej ich współpracowników, którzy też wpadli w tryby aparatu ścigania. Ale wiadomo: za firmę odpowiada prezes.

W przypadku Olechnowicza i Grupy Lotos chodzi o jakieś opracowanie, które miało zostać zlecone i opłacone przez firmę, choć w rzeczywistości nie zostało wykonane. Starta wielkiej wartości, za którą prezes miał w areszcie czekać na proces, to około 250 tys. zł. A mówimy o firmie, która ma obroty ponad 24 mld zł. Podobnie w przypadku Jacka K. i Orlenu. Chodzi o promocyjną imprezę na Stadionie Narodowym „Verva Street Racing – Dakar” w 2014 r. CBA przekopało się przez dokumentację imprezy i zakwestionowało rozmaite wydatki i rozliczenia. Kiedy wszystko pododawali, to doszli do przekonania, że Orlen na tym stracił ponad 3 mln zł. Zobaczymy, czy to się uda udowodnić.

Nie była więc to akcja w stylu, jaki lubi CBA – z agentami, prowokacjami, podsłuchami itd. Bardziej przypominała kontrolę NIK, która odkrywa w państwowych firmach dużo ciekawsze rzeczy i informuje o nich prokuraturę. Często bez większego z jej strony zainteresowania. Nie ma wówczas kamer, kominiarek i akcji zatrzymania podejrzanych.

Czytaj też: W rok wymieniła się połowa prezesów spółek skarbu państwa

Zniknęło 60 tys. butelek z winem

CBA już w zeszłym roku wysłało do Orlenu księgowych, żeby coś znaleźli. I znaleźli – aż dziw, że tak mało. W tak wielkiej i bogatej firmie z pewnością można było wykopać o wiele więcej. Można było np. zająć się sprawą tajemniczego zaginięcia wina. Kilka miesięcy temu głośno było o tym, że audytorzy w Orlenie ze zdumieniem odkryli, iż koncern paliwowy kupił 76 tys. butelek wina, schował je do magazynu, a kiedy do niego zajrzano, okazało się, że zostało już tylko 16 tys.

I nie było wiadomo, po co je kupiono, czy ktoś je wypił, czy też je sprzedano? Sprawa nie trafiła do kronik kryminalnych ani nie stała się przedmiotem medialnego śledztwa CBA, ale była przedmiotem żartobliwych komentarzy w prasie – o tym, że „dobra zmiana” w Orlenie nie stroni od alkoholu. Niewykluczone, że butelkami zajmie się CBA w przyszłości. Taka jest zwykle logika wydarzeń w spółkach skarbu państwa.

Czytaj też: Czy tworzenie narodowego koncernu paliwowego ma sens

Olechnowicz umiał się dogadać z każdym

Wszystko wskazuje więc na to, że medialna akcja z zatrzymaniem byłych prezesów Lotosu i Orlenu, poza dość oczywistą potrzebą odciągnięcia społecznej uwagi od sprawy spółki Srebrna, ma inny poważny cel. Chodzi o znalezienie haków na Donalda Tuska. Obaj prezesi są potencjalnie atrakcyjnymi rozmówcami. Olechnowicz był aż przez 12 lat prezesem Grupy Lotos – koncernu, który sam tworzył. Pod względem sztuki przetrwania na stanowisku szefa państwowej spółki nie ma sobie równych i zapewne mieć nie będzie. Dziś, gdy czas urzędowania prezesa mierzy się w miesiącach, tuzin lat Olechnowicza wygląda na wieczność. Mianowany za czasów rządów SLD, dotrwał do 2016 r.

Jak tego dokonał? Potrafił układać się z politykami wszystkich opcji, zwłaszcza z Pomorza. Stworzył przekonanie, że tylko on jest gwarantem, iż Gdańsk zachowa wielką i bogatą państwową firmę. I miał rację, bo gdy tylko stracił posadę, zaczął się proces przyłączania Lotosu do Orlenu. Olechnowicz dogadywał się z politykami w Gdańsku i Warszawie, z samorządowcami i kościelnymi hierarchami. Z premierem Jarosławem Kaczyńskim i premierem Donaldem Tuskiem.

Śledczy będą go teraz ciągnąć za język. Nieprzypadkowo wybrali sprawę, która daje im dobry punkt zaczepienia, bo tu nie chodzi o 250 tys. zł, ale o to, że to opracowanie miał ponoć pisać asystent posła Sławomira Nowaka, w owym czasie wpływowego polityka PO, z którym prezes Lotosu musiał się liczyć.

Czytaj też: Orlen zarabia na zakazie handlu

Jacek K. blisko Grasia

Nie inaczej jest z Jackiem K. To niezwykle interesująca postać. Menedżer ze sporym doświadczeniem w prywatnych firmach był bardzo zasiedziały wśród ludzi polityki. To właściwie „sierota po POPiS-ie”. Miał szansę na wysokie stanowisko jeszcze w czasach pierwszego rządu PiS, na które forsował go zaprzyjaźniony premier Kazimierz Marcinkiewicz. Dobre kontakty w środowisku PiS były w jakiejś części zasługą powiązań rodzinnych. Jego siostra Małgorzata Bochenek była ministrem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego i należała do grona jego najbliższych współpracowników.

Sam Jacek K. współpracował z Janem Rokitą, a potem współtworzył program gospodarczy PO. Nic więc dziwnego, że szybko został wiceprezesem, a potem prezesem Orlenu. Pozostał na tym stanowisku do grudnia 2015 r.

Choć pojawiały się pogłoski, że może zostać odwołany, czuł się pewnie. I to mimo skandalu z taśmami z restauracji Sowa i Przyjaciele, na których utrwalono jego rozmowy z Pawłem Grasiem, z którym był blisko zaprzyjaźniony. Współpracownicy Jacka K. przyznają, że pozycja prezesa opierała się w dużym stopniu na tej relacji, co przekładało się też na wpływy Grasia w Orlenie.

Ale Jacek K. działał też na drugim froncie, bo w Orlenie – według naszych informatorów – miał też zatrudnić Jana Maria Jackowskiego, senatora PiS. Także jego rzecznik Tomasz Fill może zastanawiać. Rzecznik to zajęcie szczególne, a Fill znajdował się w najbliższym kręgu prezesa. Rzecznicy mają zwykle dużą wiedzę o kulisach firmy, dlatego wylatują następnego dnia po prezesie. Tak też było z Fillem, tyle że on wyleciał w dość szczególne rejony. Jeszcze niedawno był dyrektorem w kancelarii premiera, a dziś jest wiceprezesem Polskiego Funduszu Rozwoju.

Czytaj też: Sumienie w biznesie

Benzyna pod kontrolą

W rozmowie z Grasiem Jacek K. wspomniał, że przed wyborami 2011 r. miał dostać od Tuska polecenie pilnowania cen paliw, by nie przekroczyły 6 zł/l (to był okres drogiej ropy). Po wygranych wyborach radosny Tusk miał mu powiedzieć, że teraz benzyna może kosztować nawet 7 zł. Dziś prawicowe media chętnie o tym przypominają, by wykazać, jak zły i fałszywy był Tusk. Po ujawnieniu tamtego nagrania Jacek K. złożył publiczne przeprosiny (zwłaszcza że klął jak szewc), ale posady nie stracił.

To, że Jacek K. dostał polecenie trzymania przed wyborami cen pod kontrolą, nawet ze szkodą dla Orlenu, brzmi całkowicie wiarygodne. Trudno już nawet się temu dziwić, choć formalnie z punktu widzenia prawa to działanie na szkodę spółki i prezes może za to odpowiadać karnie. Tyle że żaden prokurator mu takiego zarzutu nie postawi, zwłaszcza dziś, gdy na polityczne polecenie spółki energetyczne muszą utrzymywać niskie ceny prądu, nawet za kosztem wysokich strat.

Ale co do tego, że Tusk miałby Jackowi K. mówić o benzynie za 7 zł – mam spore wątpliwości. Żaden szef rządu nie lubi, kiedy za jego kadencji dochodzi do drastycznych podwyżek. Ale faktem jest, że Jacek K. takie zdanie przytoczył i zapewne śledczy zapytają go i o to. I o wiele innych rzeczy, które mogą dotyczyć Tuska.

Czytaj też: Orlen i Lotos mrożą ceny paliw przed wyborami

Będą następne zatrzymania?

Cały ten mechanizm nacisku aresztowego nie jest niczym nowym i egzotycznym. PiS ćwiczył go już w poprzedniej kadencji. Słynna była sprawa Grzegorza Ślaka, byłego prezesa Rafinerii Trzebinia, który został aresztowany pod zarzutem działania na szkodę skarbu państwa. I to na jaką szkodę! Dzisiejsze zarzuty wobec Olechnowicza czy Krawca są doprawdy śmieszne. Ślakowi zarzucono uszczuplenie o wartości ponad 700 mln zł.

Chodziło o to, że państwowa Rafineria Trzebinia, którą kierował, korzystała z ulg akcyzowych stworzonych dla borykających się z kłopotami małych państwowych firm naftowych. Zdaniem śledczych Trzebinia skorzystała bezpodstawnie. Kiedy skarbówka potwierdziła, że rafineria miała prawo do ulg, prokuratorzy wszczęli postępowanie przeciwko… kontrolerom skarbówki. Tak byli zdesperowani.

Sprawa ciągnęła się latami i zakończyła jak wiele podobnych: Ślaka uniewinniono i teraz to on dochodzi odszkodowania od skarbu państwa za bezpodstawny areszt. W rozmowie z POLITYKĄ opowiadał niedawno: – Aresztowanie to był dla mnie szok. Początkowo nie wiedziałem, o co chodzi, jakie uszczuplenie, skoro prokuratura dopiero po aresztowaniu zwróciła się o informację do Urzędu Kontroli Skarbowej? Ale kiedy zaczęto mnie wypytywać o moje kontakty z czołowymi polskimi politykami, zrozumiałem, o co tak naprawdę chodzi.

O kogo śledczy wypytują teraz Olechnowicza i Jacka K. – dowiemy się niebawem. Zapewne też poznamy kolejnych kandydatów do wypytania. Niektórzy obserwatorzy już ich nawet typują. Pojawiła się sugestia, że śledczy w przypadku Orlenu nieprzypadkowo wybrali imprezę promocyjną Verva Street Racing. Była ona organizowana przez zewnętrzną firmę, która w takich działaniach obsługiwała więcej dużych spółek skarbu państwa. Byli prezesi tych spółek mogą dużo wiedzieć o Tusku.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną