Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Popierajcie swego szeryfa

Dutkiewicz Rafał

Pragmatyk, mistrz autopromocji, bezpartyjny fachowiec. Wybory na prezydenta Wrocławia wygrał brawurowo.

Kiedy w 2002 r. kandydował na prezydenta Wrocławia, kojarzyło go niewielu. Był zakładnikiem Platformy Obywatelskiej i PiS, które wsparły go w wyborach i chciały współdecydować o obsadzie stanowisk w urzędzie. Po czterech latach ani PO, ani PiS nie miały odwagi wystawić przeciwko niemu swego kandydata. Zdobył 85 proc. głosów w pierwszej turze.

Uieć się wyróżnić

Wszyscy są zgodni, że Rafał Dutkiewicz jest mistrzem PR. O jego fryzurach (i okresowym braku włosów) mówi się na salonach. Podczas zaprzysiężenia na prezydenta w 2002 r. wystąpił w długiej marynarce przypominającej surdut. – Taki strój to sygnał, że facet chce się wyróżnić – skomentowała specjalistka z miesięcznika „Twój Styl”.

Wręczając Urszuli Kozioł bukiet kwiatów z okazji doktoratu honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, padł przed poetką na kolana. Muzykowi jazzowemu Piotrowi Baronowi osobiście udzielił ślubu. Organizowane przez Annę i Rafała Dutkiewiczów bale charytatywne przyciągają najbogatszych. Podczas ostatniego zebrano pół miliona złotych. Pióro, którym podpisywał kontrakt z Hewlettem-Packardem, poszło za 45 tys. zł. Dochód przeznaczono na wyposażenie ośrodka wczesnej diagnostyki uszkodzeń mózgu i patologii noworodków.

Wejść do ekstraklasy

– Ania, moja żona, wymyśliła, że nie będziemy żyli pod dyktando programu telewizyjnego – mówi. – Telewizor służy nam do oglądania filmów na DVD. Wieczorem czasem brakuje mi programów informacyjnych, ale dzięki temu unikamy stresów, jakie niesie z sobą rzeczywistość medialna.

Nie miał oporów, żeby przyznać się, że jego dwunastoletni syn (ma jeszcze córkę) woli oglądać „Czterech pancernych” niż „Shreka”, „Harrego Pottera” i „Władcę pierścieni”.
Pisze okolicznościowe fraszki. O swoim poprzedniku, bardzo popularnym we Wrocławiu Bogdanie Zdrojewskim, napisał: „Ze starym zwyczajem czas skończyć wnet, by nowy wprowadzić do językowej gry. Nie będziemy już mówić od A do Z, będziemy mówić od B do Zdr”.

– Świadomie unika angażowania się w konflikty, które mogłyby przysporzyć mu wrogów – mówi Tomasz Czajkowski, przewodniczący klubu SLD w Radzie Miejskiej, przez cztery lata lider antydutkiewiczowskiej opozycji i jego kontrkandydat w wyborach 2006 r. – Nie zabrał głosu w sprawie uchwały nadającej jednej z ulic w mieście imię pułkownika Kuklińskiego. A także, gdy odebrano honorowe obywatelstwa Wojciechowi Dzieduszyckiemu, gdy na jaw wyszła współpraca Dzieduszyckiego z UB i SB. I nawet te błędy, które popełnił, wyborcy przypisali innym.

Przeciwnicy zarzucają Dutkiewiczowi ciągoty imperialne i budowanie prestiżu miasta cudzym kosztem. Z Cieszyna ściągnął do Wrocławia głośny festiwal filmowy Nowe Horyzonty, z Legnicy Biuro Literackie i organizowane przez nie ogólnopolskie festiwale poetyckie, piosenkarzowi Mariuszowi Lubomskiemu zaoferował we Wrocławiu mieszkanie. Kibiców piłkarskich porwał, kiedy zapowiedział, że miasto wykupi udziały w obijającym się w II lidze Śląsku Wrocław i wprowadzi klub do ekstraklasy.

Lot ku niezależności

– Przyszedł z nadania politycznego – mówi Czajkowski – ale w trakcie kadencji potrafił wyzwolić się z tej roli.

Wyborcy uwierzyli w niezależność Dutkiewicza, kiedy wziął udział w kampanii wyborczej Jacka Piechoty, kandydata SLD na prezydenta Szczecina. Piechota był ministrem gospodarki w rządzie Millera, gdy do Wrocławia trafiły wielkie inwestycje Hewletta-Packarda i LG. Dutkiewicz podczas spotkania z wyborcami Piechoty oświadczył, że ocenia kandydata SLD dobrze. Szczecińscy politycy PO się wściekli. Przed II turą wyborów samorządowych pojechał do Krakowa wesprzeć Ryszarda Terleckiego, którego kandydaturę poparł także Jan Maria Rokita, a nie poparł Donald Tusk. Zaczęto mówić, że Dutkiewicz to jeden z pierwszych przedstawicieli rodzącej się generacji ponadpartyjnych fachowców od rządzenia.

Sam nie ukrywa, że nie myśli o politykach najlepiej. Zapowiada, że nie zamierza, jak jego poprzednicy, odchodzić do parlamentu. W swojej książce „Nowe horyzonty”, która ukazała się tuż przed wyborami, napisał, że polityka ma dwa fałszywe horyzonty. Poranny to wieczorne wiadomości telewizyjne, wieczorny – najbliższe wybory. – Mnie to nie interesuje – podsumował.

Zaczynał znacznie gorzej. Lot balonem z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim, który miał zwrócić uwagę rządu na konieczność budowy trasy szybkiego ruchu łączącej miasta, wzbudził uśmieszki. Tym bardziej że balon wylądował tuż za miastem. Ale potem było już lepiej.
 
Łącznik z kaszą gryczaną

W polityce pojawił się podczas karnawału pierwszej Solidarności. Był członkiem Klubu Inteligencji Katolickiej, organizował Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej. Gdy wybuchł stan wojenny, absolwent matematyki stosowanej na elitarnym Wydziale Podstawowych Problemów Techniki Politechniki Wrocławskiej należał do grona ludzi zaufanych.

– Był jakiś czas łącznikiem w Regionalnym Komitecie Strajkowym – wspomina Władysław Frasyniuk, wtedy lider podziemnej Solidarności. – Zapamiętałem go dobrze, bo kiedy usłyszał, że uwielbiam kaszę gryczaną, przywiózł mi od swego ojca kilka kilogramów.

Dutkiewicz cudem uniknął aresztowania. Wracając z Lublina, gdzie szukał wykładowców na kolejny Tydzień Kultury Chrześcijańskiej, zobaczył pod swoim domem milicyjną sukę. Zniknął z Wrocławia na kilka lat. Miał 26 lat, gdy w 1985 r. obronił na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL rozprawę: „Z badań nad metodą tablic semantycznych Betha”. Pracował na KUL do 1989 r. Wrócił do polityki przed czerwcowymi wyborami 1989 r., najpierw jako sekretarz, a w 1990 r. przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Solidarności (sekretarzem był Bogdan Zdrojewski). Z tej pozycji startowało się do najwyższych stanowisk w województwie i mieście.

– Przekonywałem go, żeby został wojewodą. Wydawał mi się najlepszym kandydatem – wspomina Frasyniuk, który rozdawał we Wrocławiu polityczne karty. – Nie chciał, natomiast bardzo zdecydowanie wsparł Zdrojewskiego na stanowisko prezydenta. Byli wtedy ze Zdrojewskim niemal nierozłączni. Jedna z ówczesnych anegdot głosiła nawet, że na zmianę noszą tę samą marynarkę. Aż któregoś dnia pojawili się każdy we własnej.

Po wyborach Dutkiewicz wyjechał na roczne stypendium fundacji biskupów niemieckich do Fryburga w Niemczech, które z powodu kampanii od roku odkładał. – Wcześniej nie wyjeżdżałem, więc to było spełnienie marzenia o zobaczeniu świata – mówi. – Wydawało się, że wszystko zostało poukładane i mogę wrócić do pracy naukowej.

Wrócił jednak do Wrocławia jako biznesmen, przedstawiciel firmy headhunterskiej Signium International. Wyszukiwał kandydatów na menedżerskie stanowiska w polskich oddziałach największych światowych firm: Nestle, Henkel, Philips, Sony, Cadbury, Isuzu.

Kandydował też do parlamentu. W 1991 r. do Sejmu z listy Unii Demokratycznej, w 1993 r. do Senatu z listy Kongresu Liberalno-Demokratycznego; dwa razy przegrał. Wystarczył rok nieobecności w kraju, żeby wypadł z politycznych układanek. Proponowano mu niskie miejsca na listach. Zniechęcił się. Przez kolejnych osiem lat było o Dutkiewiczu cicho.

Funkcję prezydenta Wrocławia od 1990 r. pełnił Bogdan Zdrojewski. W mieście miał coraz lepsze notowania, podczas powodzi tysiąclecia usłyszała o nim cała Polska. Mówiono: wrocławski Kordecki. Kiedy w 1997 r. wystartował w wyborach do Senatu, zdobył jeden z najlepszych wyników w kraju. – W 2001 r. postanowiłem kandydować do Sejmu i zaproponowałem Rafałowi, żeby został prezydentem – mówi Zdrojewski.– Znowu odmówił.

Nie dajcie się wydudkać

Do końca kadencji zostało tylko 9 miesięcy, a o wyborze prezydenta decydowali radni. Dutkiewicz powiedział, że wystartowałby, gdyby prezydenta wybierali w bezpośrednich wyborach mieszkańcy.
– Przez te 9 miesięcy dzwoniłem do niego kilka razy w tygodniu, żeby się nie rozmyślił – mówi Zdrojewski. – Udało się, zmieniła się ordynacja. Musiałem tylko obiecać, że ani ja, ani partie nie będą mu się wtrącać w rządzenie.

– W swojej firmie osiągnąłem sukces, a ponieważ nie ma we mnie potrzeby robienia coraz większych pieniędzy, zacząłem myśleć o powrocie do działania – tłumaczy Dutkiewicz.

W spocie reklamowym taksówkarz pytał Zdrojewskiego, czy Dutkiewicz będzie dobrym prezydentem? „Będzie nawet lepszy niż ja!” – odpowiadał Zdrojewski. Ale kiedy Dutkiewicz zapytał go o wysokość zadłużenia miasta, na wszelki wypadek powiedział, że ok. 20 proc. budżetu. Naprawdę zadłużenie sięgało 60 proc. Dziś Wrocław pozbył się większości długów. – Wierzyłem, że Dutkiewicz wniesie do miasta te elementy, których w mojej prezydenturze brakowało – mówi Zdrojewski. – Przychodził z doświadczeniem z biznesu, a to w chwili, gdy Polska po wejściu do Unii otwierała się na wielkie inwestycje, było bardzo ważne.

Wystartował jako wspólny kandydat PO i PiS. Lewica w 2002 r. była jeszcze silna, rozbicie głosów byłoby dla kandydata zabójcze. Na czele komitetu wyborczego umieścił Barbarę Zdrojewską, żonę Bogdana.

Jednym z kontrkandydatów do urzędu był Frasyniuk. W kampanii pytał, dlaczego wrocławianie mają głosować na człowieka, którego znają tylko z billboardów? Mówił, że wybór Dutkiewicza utrwali układ, którzy rządzi Wrocławiem. Poprzednim prezydentom Frasyniuk zarzucał tolerowanie w urzędzie korupcji. Podczas kampanii przybił do drzwi magistratu cennik „usług”.

W drugiej turze Dutkiewicz spotkał się z kandydatką SLD Lidią Geringer-d’Odenberg, dyrektorką festiwalu Wratislavia Cantans. Miasto zostało zarzucone jej ulotkami: „Nie dajcie się wydudkać”. Wygrał zdobywając 64 proc. głosów.

Zmiana klimatu

Po dwóch latach nawet konkurenci przyznają, że prezydent z billboardu nie musi oznaczać prezydenta nijakiego. – Sukcesem Dutkiewicza jest zmiana niedobrego klimatu, jaki istniał wokół urzędu – mówi dziś Frasyniuk. – Wcześniej w mieście wszyscy wiedzieli kto, za co i ile bierze. Za jego kadencji zniknęły niejasne układy i szare eminencje.

Potrafił ułożyć sobie współpracę nawet z opozycją, która poparła aż 95 proc. projektów uchwał wnoszonych przez magistrat. – Kontakty były częste i dobre, choć praktycznie wszystkie projekty uchwał zgłaszane przez SLD były przez niego opiniowane negatywnie – mówi Czajkowski.

Poparcie Dutkiewicza uzyskały tylko dwie propozycje SLD. Darmowe przejazdy komunikacją miejską dla bezrobotnych poszukujących pracy i nadanie jednej z ulic imienia Ferdynanda Lassalle’a, założyciela niemieckiej socjaldemokracji, który jest pochowany we Wrocławiu.

– Nauczył się skupiać uwagę ludzi nie na problemach, ale na przyszłości – mówi Frasyniuk. – Posługując się magicznym słowem modernizacja spowodował, że wrocławianie tkwiący dziś w gigantycznych korkach sparaliżowanego miasta nie myślą o tym, jak jest źle, ale jak będzie dobrze, kiedy remonty wreszcie się zakończą.

Opozycja punktowała błędy, wyborcy najwyraźniej nie chcieli słuchać. Skarbnikiem gminy został przyjaciel Dutkiewicza Maciej Bluj. Prezydent był świadkiem na ślubie skarbnika, ten jest ojcem chrzestnym syna prezydenta. Dziś nawet opozycja chwali skarbnika. – Sukces Wrocławia to w dużym stopniu sukces naprawdę dobrego zarządzania finansami miasta – mówi Tomasz Czajkowski.
Prezydent ze skarbnikiem wymyślili obligacje miejskie. Pieniądze zostały przeznaczony na wykup tzw. Skarbu z Bremy, kolekcji wyrobów ze złota, pucharów, konwi, dzbanów, kielichów i puzderek, autorstwa wrocławskich złotników sprzed kilkuset lat. Warte 3 mln zł obligacje zostały wykupione błyskawicznie. Skarb jest już we Wrocławiu.

Kolejnym etapem sięgania do starszej, niż powojenna polska, tradycji Breslau będzie rekonstrukcja barokowych organów w bazylice św. Elżbiety, które spłonęły w 1976 r. A dla równowagi powstanie muzeum „Pana Tadeusza”, którego rękopis znajduje się we Wrocławiu.
 
Wrocław jak Londyn

Opozycja krytykowała Dutkiewicza za żółwie tempo przygotowywania planów zagospodarowania przestrzennego, co hamuje budownictwo, złe administrowanie mieniem komunalnym, kulejącą komunikację, sprzedaż Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. – W zamian wrocławianie otrzymali wizję EXPO i utworzenie w mieście Europejskiego Instytutu Technologicznego, co znakomicie brzmi, ale nie bardzo wiadomo, co się za tym naprawdę kryje. Wizja Wrocławia, jaką zbudował Dutkiewicz, to wizja miasta dobrego dla yuppies, ale nie dla ludzi, których nie stać nawet na obiad w cenie biletu tramwajowego – mówi były mistrz świata w judo Rafał Kubacki, który już dwukrotnie rywalizował z Dutkiewiczem o fotel prezydenta. W 2002 r. jako kandydat Samoobrony, w 2006 r. – PSL.

Rafał Dutkiewicz wylicza inne sukcesy. Rośnie fabryka ekranów LCD koncernu LG Philips, największa inwestycja III RP. Nieopodal budowę podobnej fabryki zapowiedziała Toshiba. W ciągu czterech lat do Wrocławia weszły Hewlett-Packard, Whirlpool, Siemens i Volvo. W sumie inwestycje za trzy miliardy euro, które dadzą Wrocławiowi 100 tys. nowych miejsc pracy.

Kiedy usłyszał, że spadek bezrobocia w mieście to nie jego zasługa, tylko efekt wyjazdu tysięcy młodych ludzi do pracy w Anglii i Irlandii, odpowiedział kampanią „Wracajcie”. W Londynie i Dublinie stanęły billboardy namawiające do powrotu. O Wrocławiu głośno było w całej Europie. O akcji napisały najważniejsze europejskie pisma, specjalny program przygotowała BBC.

– Operacja „Wracajcie” nie była obliczona na dziś ani nawet na jutro – mówi Dutkiewicz. – Wzięła się z gniewu, że młodzi Polacy wyjeżdżają, a nikt nie widzi w tym problemu, nie ma dyskusji.
W Warszawie i Krakowie pojawiły się billboardy reklamujące Wrocław jako miasto młodych ludzi, pełnych fantazji. W Polskę ruszyły autobusy zachęcające do studiowania tutaj. Nawet jeśli dało to niewielki skutek, to budowało poczucie dumy wrocławian.

– Bardzo zmieniło się podejście mieszkańców do wydatków budujących image miasta – ocenia Dutkiewicz. – Na dziedzińcu Parlamentu Europejskiego w Strasburgu stoi szklana kula, dar Wrocławia dla Parlamentu. Kosztowała 100 tys. zł, pieniądze cztery lata temu wyłożyli przedsiębiorcy, z czego byłem dumny, bo nikt nie mógł zarzucić mi, że marnuję fundusze publiczne. Dziś wiem, że taki wydatek z kasy miejskiej zostałby zaakceptowany, choć starałbym się znaleźć na to pieniądze od biznesmenów.
 
Kot o imieniu Popis

Przed wyborami samorządowymi partie, które w 2002 r. wspierały Dutkiewicza, pokłóciły się, kto ma do niego większe prawo. Pierwsza, w czerwcu, poparcie dla prezydenta ogłosiła Platforma, liderzy PiS zastanawiali się aż do października. Ostatecznie Dutkiewicza poparło nawet SDPL i Samoobrona, a głównym zarzutem trzeciego obok Kubackiego i Czajkowskiego kontrkandydata w wyborach, Janusza Dobrosza z LPR, było niewybudowanie we Wrocławiu pomnika Bolesława Chrobrego.

– Dutkiewicz dokonał ekwilibrystycznej sztuki połączenia tego, co wydawało się nie do spięcia – ocenia Czajkowski.

Decyzję o ponownym kandydowaniu ogłosił trzymając na rękach kota o imieniu Popis.

Dziś nikt nie ma wątpliwości, że to Rafał Dutkiewicz dyktuje we Wrocławiu warunki. Mógłby zostać prezydentem nawet bez oglądania się na polityków PO i PiS. – Zdecydował pragmatyzm Rafała – mówi Zdrojewski (który w grudniu został przewodniczącym Klubu Parlamentarnego PO). – Bliżej mu do środowiska Platformy, ale skoro PiS rządzi w kraju, to w interesie miasta było, żeby nie musiał walczyć z kontrkandydatem z PiS.

Zdjęcia Dutkiewicza znalazły się na billboardach kandydatów PO i na ulotkach kandydatów PiS. Kandydaci z jego własnej listy musieli radzić sobie sami. W efekcie na 37 mandatów w radzie, 35 zdobyły dwie partie popierające Dutkiewicza i komitet wyborców prezydenta. Opozycja, czyli cała zjednoczona lewica, ma tylko dwa mandaty.

– Teraz Rafał Dutkiewicz będzie musiał wykazać się sztuką kreowania w Radzie Miejskiej sporu – mówi Władysław Frasyniuk. – Bez wyraźnej opozycji rada zmieni się w maszynkę do głosowania.

 

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną