Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Sarko pomaga Kadafiemu

Dlaczego francuskiemu prezydentowi zależało na uwolnieniu bułgarskich pielęgniarek?
Wiadomo już dlaczego francuskiemu prezydentowi tak bardzo zależało na szybkim uwolnieniu bułgarskich pielęgniarek i palestyńsko-bułgarskiego lekarza z rąk pułkownika Kadafiego. Chodziło nie tylko o przeprowadzenie spektakularnej akcji humanitarnej, ale i o kontrakty gospodarcze z Libią.

W trakcie wczorajszej wizyty Sarkozy'ego w Trypolisie, w dzień po zwolnieniu zakładników, prezydent wyjaśnił, iż przyjechał rozszerzać współpracę z Libią i zakotwiczać ją wśród krajów demokratycznych. Uwolnienie pielęgniarek miało według niego po prostu umożliwić wprowadzenie w życie od dawna konstruowanych planów francusko-libijskiej współpracy gospodarczej, kulturalnej i naukowej.

Minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner podpisał m. in. umowę o budowie (za kilka lat) reaktora atomowego niezbędnego dla funkcjonowania fabryki odsalania wody morskiej. Dla Kadafiego, który w roku 2003 oficjalnie zrzekł się dążenia do zdobycia broni jądrowej, ten kontrakt to francuskie poręczenie jego dobrych intencji na arenie międzynarodowej.

Ciągłe izolowana politycznie i gospodarczo, a bogata w ropę i prawdopodobnie w uran Libia (Francuzi będą go tom teraz szukać) to dla tradycyjnie proarabskiej Francji doskonały partner gospodarczy i nowy rynek zbytu np. dla broni i samolotów. Nikogo chyba nie trzeba jednak przekonywać, że to również partner bardzo niebezpieczny i nieprzewidywalny.

Sarkozy sądzi, że Francuzi będą w stanie kontrolować instalacje atomowe w Libii. Ale dostarczanej Kadafiemu broni przecież kontrolować nie będą, tak jak od dawna dzieje się z francuską (i nie tylko) bronią w innych państwach Afryki i Bliskiego Wschodu. Teraz za Francją mają podążyć do Libii inne kraje - wybiera się tam niedługo Condoleezza Rice (swoją drogą ciekawe, czy pułkownik Kadafi też przyjmie ją w beduińskim namiocie ustawionym w cieniu zbombardowanego przez amerykańskie samoloty w roku 1986 i zachowanego w postaci ruin starego pałacu prezydenckiego).

Polityczna gra Paryża w Libii przyniesie zapewne korzyści ekonomiczne obu krajom. Sarkozy zaklina się, że współpraca ta również przyczyni się do demokratyzacji Libii, przywrócenia praw człowieka w tym kraju i nawet do pokojowego rozwiązania konfliktu w Darfurze. Nowy przyjaciel Sarkozy'ego może jednak bardzo łatwo spłatać mu figla. Miejmy nadzieję, że Paryż przygotował na taką ewentualność jakiś plan B.
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną