Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wyścig wampirów

Albo Tour de France przestanie istnieć, albo doping zostanie usankcjonowany.
Tegoroczny Tour de France stał się niezwykłą próbą walki o czystość sportu zagrożonego wszechobecnym w rekordach i zwycięstwach dopingiem. Jeden z asów kolarstwa zawodowego Kazach Aleksander Winokurow jednego dnia traci na etapie pół godziny, dojeżdża w stanie skrajnego wyczerpania, by potem w fenomenalny sposób wygrać dwa etapy, w tym jazdę na czas. A potem zostaje przyłapany na stosowaniu dopingu, konkretnie na zabiegu przetaczania krwi. Dyskwalifikacja, usunięcie całej ekipy Astana, której był liderem, utrata nie tylko premii za zwycięstwa, ale i wysoko płatnej pracy. Więc płacz, zaklęcia, że nigdy nie stosował dopingu. To samo było z głównym faworytem do zwycięstwa, liderem do przedwczoraj, Duńczykiem Michaelem Rasmussenem. Siedmiokrotny zwycięzca Tour de France Lance Armstrong też skończył sławną karierę z niesławnym oskarżeniem o stosowanie dopingu, którego wszakże nie sposób było mu udowodnić w trakcie wyścigu.

Walka z dopingiem jest stara jak sport. Polega na coraz ostrzejszej, już niemal codziennej kontroli antydopingowej, która jednak nie jest w stanie wykryć coraz to nowszych środków i metod, w tym skutecznego wypłukiwania organizmu. Wielka Pętla, jak nazywają Tour de France, składa się z 20 etapów, również w Alpach i Pirenejach, wymagających pokonywanie wzniesień na wysokości 2700 m n.p.m., a więc nadludzkiego wysiłku. W sporcie, a zwłaszcza w kolarstwie zawodowym od lat też umacnia się tendencja dopuszczania dopingu pod lekarską kontrolą. Przebieg tegorocznego, pełnego skandali dopingowych wyścigu wskazuje, że albo Tour de France przestanie istnieć, albo już wkrótce doping zostanie usankcjonowany.
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną