Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Stan rozdwojenny

© Dominik Sadowski, AG © Dominik Sadowski, AG
Być może największym z błędów braci Kaczyńskich okaże się ten, że stanu wojennego nie wprowadzili odpowiednio wcześnie.

Lepper i Wałęsa (pesymiści) wieszczą jednym głosem stan wojenny, opozycyjni „optymiści" natomiast mówią co najwyżej o czekającym nas stanie wyjątkowym. Że obecna sytuacja jest wyjątkowa, to nie ulega wątpliwości, ale zaraz stan wojenny? Za późno, o dwa lata.

Na złość

Być może największym z dotychczasowych błędów strategicznych braci Kaczyńskich (czy raczej - Pierwszego z nich) okaże się ten, że stanu wojennego nie wprowadzili odpowiednio wcześnie. Teza niby absurdalna, ale gdyby tak prześledzić, punkt po punkcie, treść „Ustawy o stanie wojennym z dn. 29 sierpnia 2002 r.", próbując zestawić ją z „przygodami IV RP", wnioski mogłyby się okazać wręcz „porażające". Podstawowy jest taki, że swoiste szaleństwo, które tkwi w metodach sprawowania w niej władzy, skłaniające jednych do głębokiej refleksji, innych do emigracji (a jeszcze innych do samobójstwa, choć ci - na szczęście - są w mniejszości), można było usankcjonować prawnie. Wystarczyło od razu po wyborach w 2005 r. ogłosić stan wojenny, wprowadzając w życie odpowiednią ustawę.

Jak informuje art.1. Ustawy o stanie wojennym, określa ona m.in. "zasady działania organów władzy publicznej oraz zakres ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela". Wprowadzenie go musiałoby być oczywiście jakoś sensownie uzasadnione. Nic prostszego. Art. 2. podpowiada, że stan wojenny Prezydent ogłosić może „w razie zewnętrznego zagrożenia państwa, w tym spowodowanego działaniami terrorystycznymi, zbrojnej napaści na terytorium RP". Wszystkie warunki spełnione, bowiem terroryzm to fakt, a z zewnątrz wciąż jakieś kuksańce - jak nie ze strony Rosji, to z Niemiec.

Spójrzmy więc, jaką sielanką mogłaby być IV RP dla jej rządców, gdyby wpadli odpowiednio wcześnie na pomysł zalegalizowania stanu wojennego.

Na każdego coś dobrego

Stan wojenny to nie tylko ukrócenie „wolności i praw człowieka i obywatela" gwarantowanych - przynajmniej prawnie - przez Konstytucję, ale także przyznanie prawa do większej dowolności jej interpretowania przez władzę publiczną (choć ładniej brzmią „zmiany kompetencyjne"). Po co to wszystko?

Art. 18.
2. Rodzaje ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela (...) powinny odpowiadać charakterowi oraz intensywności zagrożeń stanowiących przyczyny wprowadzenia stanu wojennego, a także zapewniać skuteczne przywrócenie normalnego funkcjonowania
państwa.

Deklaracje o „przywracaniu normalności" słyszeliśmy już z ust Premiera (w stanie - Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych) wielokrotnie. Nihil novi. By jednak tego dokonać, na każdego należy mieć odpowiedni paragraf.

Na ród

Jak utrzymać obywatela w ryzach, dla jego (oczywiście!) bezpieczeństwa, podczas stanu wojennego?

Art. 20.
1. W czasie stanu wojennego w przypadku osób, których działalność zagraża bezpieczeństwu lub obronności państwa, można dokonać przeszukania tych osób lub przeszukania ich mieszkania, a także zajęcia przedmiotów wykorzystywanych do prowadzenia tej działalności.

Lekka konsternacja. To bez stanu wojennego władza nie ma prawa tego robić?

Art. 21.
1. W czasie stanu wojennego może być wprowadzona (...) kontrola treści korespondencji telekomunikacyjnej i rozmów telefonicznych lub sygnałów przesyłanych w sieciach telekomunikacyjnych.

To bez stanu wojennego władza nie ma prawa tego robić? (bis) Ogłupieć można...

Na tacę

Mimo że „w czasie stanu wojennego może być wprowadzona cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu obejmująca materiały prasowe", ograniczanie wolności słowa wszystkim mediom byłoby oczywiście rozwiązaniem skrajnym. Na takie zastrzeżenie przychodzi w sukurs inny ustęp tego samego artykułu:

Art. 21.
7. Cenzura prewencyjna nie obejmuje należących do kościołów i innych związków wyznaniowych środków społecznego przekazu (...).

O sojuszników bowiem - nawet tych niewiernych - trzeba dbać. W końcu to stan wojenny - każde, nawet chwilowe poparcie się przyda.

Art.22:
1. W czasie stanu wojennego mogą być zawieszone prawa do organizowania i przeprowadzania wszelkiego rodzaju zgromadzeń.

„Mogą być", ale nie „muszą".

2. Przepis nie dotyczy zgromadzeń organizowanych przez kościoły i inne związki wyznaniowe oraz organizacje religijne.

Chwała Panu! (Tadeuszowi!)

Na rząd

Art. 4.
3. Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o wprowadzeniu stanu wojennego oraz inne akty prawne dotyczące tego stanu podaje się do publicznej wiadomości, w drodze obwieszczenia właściwego wojewody, przez rozplakatowanie w miejscach publicznych, a także w sposób zwyczajowo przyjęty na danym obszarze.

Ech, gdyby w takim stanie zacząć, a nie kończyć! Natychmiastowa kampania powyborcza to dużo pewniejszy chleb niż ta przed kolejnymi wyborami.

Art. 11.
1. Rada Ministrów w czasie stanu wojennego w szczególności (...) określa, na wniosek Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, zasady działania organów władzy publicznej w strefie bezpośrednich działań wojennych.

Czy nie lepiej było tak od razu się zobowiązać?

Na „przeciw"

Art. 22:
1. W czasie stanu wojennego mogą być zawieszone prawa do (...) zrzeszania się poprzez nakazanie okresowego zaniechania działalności zarejestrowanych stowarzyszeń, partii politycznych, związków zawodowych, organizacji społeczno-zawodowych rolników (...), których działalność może utrudnić realizację zadań obronnych.

Artykuł ten za jednym zamachem odprawiłby z kwitkiem kilku politycznych „szkodników" i innych „petentów". Nastąpiłaby (na początek tymczasowa) delegalizacja opozycji, chłopi wróciliby na swoje pola, nauczyciele do szkół, a pielęgniarki przestałyby wreszcie bezczelnie deptać trawnik przed Kancelarią Premiera. Zresztą, złamanie art.22 mogłoby się okazać dla świętego spokoju IV RP jeszcze bardziej dobroczynne niż jego przestrzeganie. Dlaczego?

Art. 31.
Kto w czasie stanu wojennego, będąc członkiem stowarzyszenia, partii politycznej (...) nie zaprzestał udziału w ich działalności, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Kolejne wybory można by było przeprowadzić w przepisowym terminie, po 4 latach i bez pośpiechu, a głosowano by na jedyną dostępną partię. („Przestępcy" po odbyciu wyroku musieliby mieć trochę czasu na dojście do siebie, a kiedy by już tak się stało - jedyna dostępna partia zastosowałaby ponownie trick z artykułem 31. itd.)

Na zdrowie

Art. 19.
W czasie stanu wojennego można zawiesić prawo do (...) strajków pracowniczych i innych form protestu w odniesieniu do określonych kategorii pracowników lub w określonych dziedzinach.

Problem z służbą zdrowia? Jaki problem?!

Na bank

Art. 24.
1. W czasie stanu wojennego mogą być wprowadzone ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w zakresie (...) wolności działalności gospodarczej, poprzez nakazanie okresowego zaniechania prowadzenia działalności gospodarczej określonego rodzaju (...).

Tym oto sposobem, gdyby stan wojenny odpowiednio wcześnie zalegalizowano, można by było uniknąć np. zatrzymania założyciela Prokomu Ryszarda Krauzego (tego samego, o którym jeszcze do niedawna Lech Kaczyński mówił, że to jedyny prawdziwy biznesmen, jakiego zna). „Zaniechałby" po prostu odpowiednio wcześnie prowadzenia interesów, i w ogóle nie byłoby sprawy.

Na drogę

Art. 26.
1. W czasie stanu wojennego może być wprowadzony (...) całkowity albo częściowy zakaz lub ograniczenie ruchu wszelkich pojazdów na drogach publicznych.

Jak by to ułatwiło życie! Po co miałyby powstawać kilometry nowych dróg czy autostrad, skoro i tak nie byłoby na nich ruchu? Toż to absurd! Zresztą, nawet gdyby (np. przez pomyłkę) zakaz odwieszono i naszłaby chęć na budowanie, nie byłoby znowu tak źle:

Art. 15.
Decyzje wydane przez organy władzy publicznej na podstawie niniejszej ustawy lub przepisów wykonawczych podlegają natychmiastowemu wykonaniu.

Na zasadzie: mówisz i masz. Autostrady! Kilometry autostrad! Tysiące kilometrów! Raz - dwa!

Na koniec...

...fragment wpleciony do ustawy - jak się wydaje - dla demokratycznej (za przeproszeniem) zmyły.

Art. 8.
1. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, na wniosek Rady Ministrów, w drodze rozporządzenia, znosi stan wojenny, jeżeli ustaną przyczyny, dla których stan wojenny został wprowadzony oraz zostanie przywrócone normalne funkcjonowanie państwa.

„Przyczyny" raczej nie „ustaną". Zawsze będzie jakaś opozycja, zawsze się jakiś powód do kontynuacji znajdzie. Dlaczego zresztą od razu zakładać, że stan wojenny to nie jest „normalne funkcjonowanie państwa"? Stan jak stan, tyle że obowiązują w nim trochę inne niż się przyjęło zasady.

"Ustawa z dn. 29 sierpnia 2002 r. o stanie wojennym" to bite 20 stron niezrealizowanego (w ramach prawa) i nie mającego już szans na realizację (o 2 lata za późno) potencjału pomysłów na IV RP. Bo co z tego, że niektóre punkty były wprowadzane w życie, skoro nie miało to odpowiedniej „podkładki" legislacyjnej i trzeba się było potem z tego tłumaczyć? Treść ustawy zabezpieczyłaby w zasadzie wszystkie fronty - nie dość, że zawsze o kilka kroków wyprzedza poczynania opozycji, to jeszcze skutecznie zamyka usta każdego „petenta", wpychając w nie odpowiedni paragraf. Jak to możliwe, że premier, nazywany genialnym strategiem, na to nie wpadł? Bo teraz - co? Jakiś chorobowy stan rozdwojenny.

WIĘCEJ O ZASADACH

  • Zasady i zasad(z)ki
    Przyglądamy się założeniom wyborczym PiS sprzed dwóch lat i ich dzisiejszym echom. 
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną