Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jestem sędzią Rzeczpospolitej Polskiej

Jestem sędzią Rzeczpospolitej Polskiej

Sędziowie, którzy mogliby oczekiwać awansu w okresie kadencji pana prezydenta, otrzymali jasny sygnał: „uważajcie, co robicie, wasze wyroki mogą się obrócić przeciwko wam”.
Według niektórych polityków i mediów jestem członkiem wszechmocnej, mającej olbrzymią władzę korporacji nastawionej głównie na obronę swoich interesów. Korporacji, która orzeka wbrew polskiej racji stanu, interesom narodowym i sprzecznie z ogólnymi przekonaniami moralnymi.

W dodatku członkowie tej korporacji są całkowicie bezkarni, bo chroni ich immunitet.

Sędzia ma zatem ogromną władzę, mnóstwo przywilejów i za nic nie odpowiada. To jest przekaz, jaki codziennie otrzymuje społeczeństwo na temat sędziów i działań trzeciej władzy.

Rzadko przy tym ktoś powie statystycznemu Kowalskiemu, że sędziowski immunitet i wynagrodzenie sędziego oraz pewna niezależność od ministra sprawiedliwości są gwarancjami niezawisłości i poczucia bezpieczeństwa tego właśnie Kowalskiego, gdyby nagle okazało się, że sprawa, która go dotyczy, znalazła się w zasięgu zainteresowania polityków i mediów.

Coraz częściej słychać jednak ostatnio, jak wiele rzeczy zależy od niezawisłego sądu, i że dopiero sąd przesądzi o czyjejś winie lub niewinności.

Rzadziej jednak słyszy się i czyta o tym, że uchwalona ustawa o zmianie prawa o ustroju sądów powszechnych znacznie zwiększa uprawnienia ministra sprawiedliwości i ogranicza rolę sędziowskiego samorządu.

O przydziale spraw konkretnemu sędziemu ma decydować nie jak dotąd kolegium sądu, tylko prezes. Minister sprawiedliwości będzie mógł każdego sędziego (odsuwając go od spraw, które sądził) delegować bez jego zgody na okres 6 miesięcy do innego sądu. A gdyby sędzia się tam niebezpiecznie zadomowił i znowu zaczął robić coś „nie tak”, minister może go również znienacka odwołać z delegacji. Obowiązki prezesa sądu będzie mógł przy tym przez okres 6 miesięcy wykonywać sędzia wskazany przez ministra sprawiedliwości bez opinii kolegium i Zgromadzenia Ogólnego Sędziów.

Co to może oznaczać, wiemy choćby z ostatnich wynurzeń min. Kaczmarka, który zacytował posła wypowiadającego się na temat możliwości zastosowania przez sąd aresztu wobec posłanki Blidy: „nie po to powoływaliśmy prezesa sądu, żeby nam teraz nie zastosowali aresztu”.

No i wreszcie możliwość pozbawienia sędziego immunitetu i aresztowania w 24 godziny, czego nie chce się już komentować, bo jest to prawo obraźliwe i haniebne. Przy udziale różnych służb, których jest bez liku, każdego sędziego da się uchronić przed wydaniem „niewłaściwego” wyroku. A potem się zobaczy.

Po wejściu w życie tej ustawy sytuacja sędziego i prokuratora nie będzie się różniła tak bardzo jak obecnie, bo dyspozycyjny prezes i minister sprawiedliwości mogą skutecznie utrudnić życie każdemu.

Na miejscu wspomnianej już pani prezes, żeby móc pozostać wiarygodnym sędzią, zrzekłabym się natychmiast funkcji prezesa, ale wtedy być może szybko znajdzie się ktoś inny, kto zdaniem polityków ma te same zalety.

Problem nie polega na tym, że ludzie wykonujący określony zawód (polityka, sędziego, prokuratora) są z natury dobrzy lub źli. Jak słusznie pisze Jacek Żakowski w artykule „Podróż z krańca świata” [POLITYKA 25], niezbędne są mechanizmy, które wymuszają zachowania przyzwoite i zabezpieczają demokrację przed demontażem.

Kariera sędziego nie może w związku z tym, jak obecnie kariera prokuratora, zależeć od jego dyspozycyjności.

Tymczasem pan prezydent ostatnio odmówił wskazanym przez siebie sędziom nominacji, nie wyjaśniając przyczyn tej decyzji. Trwają spory, czy pozwala na to konstytucja, ale nie w tym jest istota rzeczy. Wszyscy sędziowie, którzy mogliby oczekiwać awansu w okresie kadencji pana prezydenta, otrzymali jasny sygnał: „uważajcie, co robicie, wasze wyroki mogą się obrócić przeciwko wam”.

Dlatego propozycja wpisania do konstytucji słów dotyczących kompetencji prezydenta: „mianuje i odmawia mianowania”, uczyni cały proces nominacyjny, z wnioskiem Krajowej Rady Sądownictwa włącznie, iluzorycznym. I tak ostatecznie prezydent da nominację, komu będzie chciał.

Zaczyna się znowu fala odejść z sądów. Najlepsi egzaminowani aplikanci często nie czekają już, jak dotąd, na nominację, tylko odchodzą do innych zawodów prawniczych. W dalszym ciągu sędzia sądu okręgowego zarabia osiem razy mniej niż notariusz i na nic się tu przydał szok, jaki przeżył minister Ziobro po zapoznaniu się z tą wiadomością.

Obrońcą praw człowieka jest bardziej SLD niż PO, a zwykłemu Kowalskiemu usłużne media, kiedy zajdzie taka potrzeba, opiszą jakiegoś sędziego, który zachował się niegodnie, nie wspominając, że jest to wyjątek od reguły.

Tylko któregoś dnia może się okazać, że nie ma już sądu, który odważy się uchylić areszt, czy Trybunału Konstytucyjnego, który zechce stwierdzić niezgodność ustawy z konstytucją. Bo na razie jeszcze są.

Irena Kamińska, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną