Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nagrody do zwrotu?

Głośny artykuł o tajnych kontach byłych prezesów PZU zniknie z archiwum 'Rzepy'.

Jeśli ktoś nie przeczytał głośnego artykułu o tajnych kontach byłych prezesów PZU na wyspie Jersey, który pięć lat temu robił furorę, powinien to zrobić jak najszybciej.

Wkrótce tekst zniknie z archiwum „Rzeczpospolitej". Za kilkanaście dni gazeta oświadczy, że to, co kiedyś napisała o Andrzeju Perczyńskim, który rzekomo miał prać pieniądze PZU w rajach podatkowych, jest nic niewarte. „Rzeczpospolita" na mocy zawartej właśnie ugody sądowej przeprosi za wszystkie informacje, „które mogły stać się źródłem pochopnych i błędnych wniosków", a znalazły się w tekście „Tajne konta Jamrożego i Wieczerzaka. Anatomia oszustwa".

I nie byłoby może w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie chodziło o jeden z najgłośniejszych tekstów śledczych, obsypany nagrodami Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Fundacji Batorego oraz nominowany do tzw. polskiego Pulitzera, przyznawanego przez miesięcznik „Press". Co więcej, ugodę podpisano wbrew autorowi tekstu Bertoldowi Kittelowi oraz współpracownikowi Prestonowi Smithowi. Obaj utrzymują, że tekst był dobrze udokumentowany. - Przystawiono mi spluwę do głowy, mówiąc, że albo dopiszę się do tej ugody, albo będę bronił się sam - mówi Kittel, który już w „Rz" nie pracuje. - Myślałem, że redakcja będzie dla mnie oparciem w tej sprawie. Ale nie była. Dziś, kiedy ogólnopolski dziennik wycofał się już ze sprawy, gigantycznego odszkodowania w wysokości 1 mln zł adwokaci Andrzeja Perczyńskiego domagają się od Prestona Smitha, który pięć lat temu zainteresował tematem redakcję „Rzeczpospolitej" (był redaktorem naczelnym wydawanego w Warszawie angielskojęzycznego magazynu „Poland Monthly", gdzie również pisał o tej sprawie).

Już na pierwszej rozprawie pełnomocnicy „Rzeczpospolitej" poszli na ugodę. - Zaskoczyło mnie, że nikt nie próbował się bronić, przedstawiać jakichkolwiek dowodów, przytaczać faktów - mówi Smith. Adwokat Jacek Kondracki, reprezentujący „Rzeczpospolitą", uznał, że to jedna ze spraw obciążona dużym ryzykiem przegranej. - Dysponowaliśmy bardzo nikłymi dowodami - mówi Kondracki. - Nasz prawnik ocenił, że jest to najlepsze rozwiązanie - mówi Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej".

W najtrudniejszej sytuacji znalazł się Preston Smith. Adwokat Jędrzej Tracz, który reprezentuje Amerykanina, mówi, że jego klient jest zdeterminowany. - To tak jakby ogłosić: nasza gazeta pisze teksty niewiarygodne, które są nic niewarte - mówi mecenas Tracz.

Polityka 5.2008 (2639) z dnia 02.02.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną