Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Heblem po Belce

Na zniesieniu podatku Belki – co obiecują kolejne rządy – mają skorzystać właściciele lokat, funduszy inwestycyjnych, banki i ewentualnie gracze giełdowi. Do tej listy trzeba jeszcze dopisać polityków. Ci próbują zyskać najwięcej.

Podatek od zysków kapitałowych – nazywany potocznie podatkiem Belki od nazwiska ministra finansów, który go w 2001 r. wprowadził – znów wywołuje emocje. Fot. Maciej Macierzyński / REPORTER

 

Obietnice jego zmiany lub całkowitej likwidacji składały już kolejno wszystkie liczące się ugrupowania polityczne. Z tym hasłem do wyborów w 2005 i 2007 r. szły Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Zniesienie podatku obiecywali m.in. Kazimierz Marcinkiewicz (jeszcze jako premier), szefowie PO, z Donaldem Tuskiem i Zbigniewem Chlebowskim na czele, a ostatnio Waldemar Pawlak (jeszcze jako kandydat na wicepremiera). Ale jeśli polityk w kampanii wyborczej coś mówi, to mówi. Gdy już zdobędzie mandat, jego chęć do uszczuplenia państwowej kasy opada.

Tymczasem na konferencji podsumowującej sto dni prac rządu Donald Tusk powtórzył, że będzie dążył do jak najszybszego zniesienia podatku Belki i już wkrótce jego rząd przygotuje projekt ustawy w tej sprawie. Dobry efekt propagandowy zepsuły jednak pomruki płynące z Ministerstwa Finansów, którego szef Jacek Rostowski od początku występował jako zwolennik pozostawienia tego podatku bez zmian. Konflikt między szefem rządu a własnym ministrem został jednak w ciągu kilku dni wyjaśniony i Donald Tusk mógł ogłosić oficjalny plan: do 2009 r. zniknie podatek Belki płacony od zysków z oszczędności (zysków z kont osobistych, lokat, funduszy inwestycyjnych), a do końca kadencji również ten płacony od zysków z transakcji giełdowych. Czy to dobry plan?

Kasa jest łasa…

Trudno nie zrozumieć postawy ministra Rostowskiego, którego podstawowym zadaniem jest dbanie o budżet państwa i utrzymywanie w ryzach deficytu finansów publicznych. Fala żądań płacowych (lekarze, nauczyciele, urzędnicy, służby mundurowe) nie słabnie, a na horyzoncie widać chmurę kolejnych wydatków. Na przykład trzeba będzie kupić poparcie PSL dla wprowadzenia prorodzinnego podatku liniowego, sztandarowego projektu PO w dziedzinie gospodarki. Szef ludowców Waldemar Pawlak mówi „zgoda”, ale stawia warunki: podniesienie kwoty wolnej od podatku oraz wysoka ulga prorodzinna dla rolników. To – według wstępnych szacunków analityków – może kosztować budżet nawet 4 mld zł rocznie.

Jak w takiej sytuacji zrezygnować z łatwych i pewnych pieniędzy z podatku Belki? Koszty jego pobierania przerzucono w dużej mierze na instytucje finansowe. W ciągu sześciu lat istnienia zasilił państwową kasę kwotą prawie 10 mld zł, z czego tylko w 2007 r. zebrano 3,7 mld zł. Na ten rok zaplanowano w budżecie ponad 4 mld, choć są to prognozy jeszcze sprzed załamania koniunktury na giełdach.

Za utrzymaniem podatku Belki opowiada się zresztą wielu ekspertów, tłumacząc, że w ten sposób budujemy spójność i konsekwencję systemu podatkowego w kraju. – Jeżeli ktoś kupuje sobie mieszkanie i potem je legalnie wynajmuje, to od czerpanych w ten sposób dochodów płaci podatek. Skoro więc te same pieniądze wpłaci np. na lokatę i z nich uzyska dochód, też ten podatek powinien zapłacić – tłumaczy dr. Irena Ożóg, doradca podatkowy, a w 2001 r. prawa ręka Marka Belki w Ministerstwie Finansów. Tym bardziej że pojawiła się już w kraju grupa osób, które nie uzyskują dochodów z żadnej pracy, a więc nie płacą podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT), utrzymują się zaś tylko z lokat czy obracania akcjami na giełdzie. Ten argument zresztą podnosi minister Rostowski i dlatego zapewne uchylenia podatku Belki od operacji na giełdzie doczekamy się dopiero pod koniec kadencji (o ile w ogóle).

Podatku od zysków kapitałowych, jeśli idzie o członków Unii, nie ma jedynie na Łotwie, Cyprze i w Belgii. Funkcjonuje w większości krajów Europy, zazwyczaj na warunkach podobnych do polskich (patrz ramka). – Nikt tam nie kwestionuje zasadności społecznej istnienia takiego podatku – mówi Cezary Stypułkowski, menedżer i były prezes PZU, aktualnie pracujący w londyńskim City. Na tle innych państw nasz fiskus nie jest nawet szczególnie pazerny, choć wiele krajów, m.in. Niemcy, Wielka Brytania, daje inwestorom ulgi lub wysokie kwoty wolne od podatku. – Podatek Belki nie zaburza polskiego rynku finansowego, nie sprawia też, że jest on mniej konkurencyjny niż w innych krajach Europy – mówi Marcin Rogalski z kancelarii doradczej Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy.

...lecz marudzi klasa

Ale również zwolennicy całkowitego zniesienia podatku od dochodów kapitałowych mają silne argumenty. Podstawowy jest taki, że na jego wprowadzenie jest w Polsce jeszcze za wcześnie. W naszym dopiero dorabiającym się społeczeństwie utrudnia on gromadzenie kapitału oraz rozwój klasy średniej, która przecież wciąż utrzymuje się głównie z pracy. Jednocześnie uciułane pieniądze stara się inwestować, lokować, pomnażać. Państwo, zabierając jedną piątą zysku, klasę średnią podcina. Ale podcina też najbiedniejszych i emerytów, którym od śmiesznych oszczędności na koncie odbiera część śmiesznych, kilkuzłotowych odsetek.

Zniesienie podatku Belki dla gorzej zarabiających to idealna okazja dla Prawa i Sprawiedliwości oraz Lewicy i Demokratów. Obie partie przygotowały już własne projekty. Obydwa dotyczą jednak tylko lokat i kont bankowych. To oznacza, że wciąż opodatkowane będą dochody z giełdy oraz funduszy inwestycyjnych. – W tym zakresie podatek Belki jest najbardziej lewicowym ze wszystkich, bo płacą go głównie ludzie zamożni – tłumaczy szef LiD Wojciech Olejniczak.

Posłowie lewicy powołują się na dane, z których wynika, że 90 proc. wpływów z podatku od dochodów kapitałowych pochodzi od 10 proc. jego płatników. Podobnego zdania jest PiS, który dodatkowo chce pozostawić opodatkowanie kont i lokat osób prowadzących działalność gospodarczą. – Proponujemy zniesienie podatku tylko tym, w których uderza najbardziej, czyli w drobnych ciułaczy. Zniesienie podatku od giełdy jest dyskusyjne, bo da dodatkowe zyski spekulantom – mówi Aleksandra Natalli-Świat, posłanka PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie spieszyła się z likwidacją podatku, gdy była u władzy. Teraz, w opozycji, wyraźnie nabrała wigoru.

Z projektów obu partii opozycyjnych wynika, że podatek Belki nadal będzie naliczany od zysków z funduszy inwestycyjnych. A to – i tu eksperci są zgodni – jest najgorsze z możliwych rozwiązań. – Przede wszystkim dlatego, że dyskryminuje towarzystwa funduszy inwestycyjnych, a premiuje banki i ich produkty – tłumaczy Irena Ożóg. Oferta w postaci możliwości ucieczki przed podatkiem od zysków finansowych to skuteczny i chętnie wykorzystywany chwyt marketingowy. Najlepiej wiedzą to towarzystwa ubezpieczeniowe, dla których decyzja Marka Belki w 2001 r. stworzyła rynek wart kilkanaście miliardów złotych (patrz ramka). Przedstawiciele towarzystw funduszy inwestycyjnych (TFI) już zapowiadają, że oprotestują niekorzystne dla nich rozwiązania. – Trudno nazwać spekulantami trzy miliony trzymających oszczędności w funduszach – mówi prezes dużego TFI. – Naszym zdaniem najzdrowsze rozwiązanie to wprowadzenie ulg, które zachęcą ludzi do długotrwałego inwestowania, na przykład zwolnienie z podatku, jeśli jednostki są sprzedawane po roku. Ulgi takie funkcjonują w wielu krajach – przekonuje dr Marcin Dyl, szef Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, która zrzesza TFI.

Takie same, ale inne

Wygląda na to, że za chwilę w Sejmie będą dyskutowane trzy konkurencyjne, choć jednocześnie podobne do siebie projekty. Na zniesieniu podatku Belki każde ugrupowanie może coś ugrać. Donald Tusk, który bardzo potrzebuje teraz politycznego sukcesu, tę akurat sprawę może załatwić sprawnie i dość szybko. PiS i LiD podkreślają za to, że dbają o najmniej zamożny elektorat. Zapewne zaczną się polityczne przepychanki, kto komu ukradł pomysł dopieszczenia wyborców, czyj właściwie projekt przeszedł, choć zapewne wszyscy zgodnie poprą to przedsięwzięcie.

Ale jeśli politykom naprawdę zależy na bogaceniu się społeczeństwa, to powinni spożytkować swą energię choćby na uzdrawianie finansów publicznych, ciągle rozdętych i słabo kontrolowanych. Dzięki temu państwo będzie mogło ściągać od obywateli mniej podatków na swoje utrzymanie. W zamożnych społeczeństwach podatek od zysków kapitałowych aż tak bardzo nie boli. Zapewne właśnie dlatego, że są zamożne.

 
współpraca Cezary Kowanda

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną