Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Gimnazjum picia

Zaczęło się to dwa, trzy lata temu - Zaczęło się to dwa, trzy lata temu -
Gimnazjaliści wzorem licealistów urządzają teraz na półmetku edukacji połowinki. Oficjalne imprezy w knajpach. Mają po 14 lat. Nowy świecki obyczaj?

Fot. Bruno Girin, Flickr, (CC BY SA)

opowiada Tadeusz Węsierski z Komendy Miejskiej Policji w Sopocie. – Połowinki gimnazjalne odbywają się bez udziału szkoły, ale właścicielowi lokalu mówi się, że szkoła o wszystkim wie. Połowinki jednego z gdańskich gimnazjów zgromadziły 600 uczniów. Skąd się wziął alkohol, nie bardzo wiadomo.

Szefostwu Klubu 70 hasło połowinki gimnazjalne nie jest obce – w niedziele zdarzają się tu imprezy zamknięte dla nieletnich, także gimnazjalistów. Wspomina się te balangi bez entuzjazmu. Chodzi głównie o zniszczenia. Najmłodsi – powiada menedżer klubu – nie kontrolują swoich reakcji. Dzieciaki, chcąc pobalować w klubie, muszą znaleźć pełnoletniego patrona, który wynajmie salę i weźmie odpowiedzialność za całokształt. Może to być bardziej liberalny rodzic, starszy brat, a nawet kolega. Ponieważ jest to impreza prywatna, rządzi się podobnymi prawami jak urodziny urządzane w domu.

Gimnazjalne uchlanie się – mówiąc bez ogródek – zaczyna być znakiem wejścia w dorosłość. Smak alkoholu zna już wtedy zresztą większość uczniów. Mirosława Prajsner, psycholog społeczny i filozof, w 2007 r. przeprowadziła w kilku miastach badania na reprezentatywnej próbie uczniów gimnazjów oraz ich rodziców. Wyszło z nich, że alkohol piło 63 proc. uczniów z klas I i 87 proc. z klas III. Prawie co czwarty pierwszak i co drugi trzecioklasista pił w ciągu 30 dni poprzedzających badanie. Stan upicia miało za sobą 20 proc. pierwszaków i co drugi uczeń klas III. W I klasach doświadczenie z narkotykami miało 11 proc., w III – 26 proc.

– Młodzież uważa, że spotkanie bez alkoholu nie ma sensu – twierdzi sopocki policjant. – Picie stało się normą obyczajową w środowisku młodych ludzi – potwierdza Mirosława Prajsner. – Ogromnie trudno się wyłamać. Nawet jeśli młody człowiek przyjmuje argumenty dorosłych, to upadają one w kontakcie z rówieśnikami. W ich ocenie pozytywy przeważają nad negatywami – po alkoholu człowiek jest wyluzowany, łatwiej nawiązuje kontakty. Co więcej, co czwarty trzecioklasista uważał, że rodzice zgodziliby się, aby wypił piwo lub wino. Z jedną czwartą badanych rodzice nigdy nie rozmawiali o szkodliwości picia lub palenia.

Światy osobne

40 proc. rodziców badanych gimnazjalistów było zdania, że w szkole ich dziecka alkohol jest poważnym problemem. Ale tylko nieliczni wiązali go ze swoją pociechą. – Albo rodzice nie wiedzą, albo nie chcą przyznać, że dotyczy to ich dziecka. Większość pijących młodych to nie jest przecież margines. To się dzieje zarówno w zwykłych szkołach, jak i elitarnych. Światy rodziców i dzieci funkcjonują osobno i coraz mniej się ze sobą komunikują. Młodzi często prowadzą podwójne życie. Rodzice zadowalają się bardzo powierzchowną kontrolą – pytają o oceny, o to, dokąd dziecko idzie. Młodzi przyjmują te reguły. Wiedzą, co odpowiedzieć, by ich uspokoić. Czy rodzice 14-letniego gimnazjalisty z Zamościa, który 2 marca jeździł pijany ojcowskim Fordem Sierra, zorientowaliby się, co robi ich syn, gdyby w aucie nie skończyło się paliwo? Auto stanęło na środku skrzyżowania na oczach patrolu policji. Młodzian przejechał 20 km ulicami miasta. Badanie alkomatem wykazało 1,5 promila alkoholu we krwi.

Trójmiejscy terapeuci uzależnień powiadają, że rodzice oddają im dzieci do naprawy. Do Joanny Trzaski z Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku zgłosiła się mama, której córka upiła się do nieprzytomności z koleżankami w parku. Wymiotowała, miała objawy zatrucia. Matka bała się też, że doszło do wykorzystania seksualnego córki. Zareagowała bardzo radykalnie, postanowiła przenieść ją do innej szkoły. Oczekiwała, że terapeutka wesprze te zamiary, że odbędzie z jej córką dyscyplinującą rozmowę. Terapeutka tymczasem zachęcała, by sama porozmawiała – zapytała córkę, czy to było po raz pierwszy, czy wcześniej już tak bywało, co ten alkohol jej daje? Kobieta najpierw była oburzona tą propozycją. Potem okazało się, że ma z córką kiepski kontakt, nie bardzo wyobraża sobie taką rozmowę, że w ogóle w rodzinie nie dzieje się najlepiej. W efekcie do terapeutki przychodzi mama. Pracują nad jej relacją z dzieckiem.

– Rodzic musi wiedzieć, że pewne zachowania mają prawo zdarzyć się w okresie dojrzewania – tłumaczy Katarzyna Sarzała z Gdańskiego Centrum Profilaktyki Uzależnień od Alkoholu. – Inaczej będziemy traktowali te zachowania, kiedy mamy dobry kontakt emocjonalny z dzieckiem, a inaczej, kiedy ten kontakt straciliśmy.

Piwkowanie

Adam po alkohol sięgnął po raz pierwszy w VI klasie podstawówki. Wypił piwo z kolegami na osiedlu. – Jedno, ale wtedy wystarczyło, żeby nie móc więcej – wspomina. – To pierwsze wrażenie było nieprzyjemne – helikopter i wymioty. W następnych klasach piwkowanie z kolegami było już czymś normalnym. A w liceum upijałem się często, nawet codziennie.

Rodzice nie zauważali. Ojciec najpierw pracował za granicą. Gdy wrócił, dostał pracę w innym mieście. Do domu przyjeżdżał na weekend. (Jedna z terapeutek używa formuły: oddelegowany do pieniędzy i niedzielnych obiadów). Nie było – powiada Adam – twardej ręki. Mama miała dobre chęci, ale lubiła krzyczeć, wyzywać. Więc gdy próbowała go o coś zapytać, odszczekiwał się i wychodził, trzaskając drzwiami. – No i dobrze się maskowałem.

Ojciec zmarł, gdy Adam kończył podstawówkę. Gdy był w liceum, mama zorientowała się, że z synem dzieje się coś złego. Był w depresji. Adam sam nie wie, jak ta depresja miała się do alkoholu. Ale to ona była impulsem, by skorzystać z pomocy specjalisty. Do dziś jest dla niego zagadką, jak to się stało, że poszli razem z mamą do psychologa. W jaki sposób nawiązali kontakt? W ogóle ma dziury w pamięci z tamtego okresu. W jakiejś fazie terapii wyszedł problem alkoholu. Adam poczuł potrzebę, by się komuś zwierzyć. W ten sposób trafił na terapię antyalkoholową. Uczestniczył w niej rok. Dziś ma 24 lata, studiuje psychologię. Uważa, że był na granicy nałogu.

– Wraz z terapią zacząłem odstawiać całe to moje towarzystwo – opowiada. – Śmierć ojca mogła być wewnętrznym pretekstem do picia. Ale tak naprawdę picie napędzało towarzystwo, z którym fajnie zabijało się nudę. Dla nastolatka grupa jest czymś silniejszym i ważniejszym niż rodzina.

Bożena Czepułkowska, lekarz naczelny Szpitala Specjalistycznego w Wejherowie, pediatra z długim stażem, mówi, że jeszcze pięć lat temu pijane nastolatki trafiały tu raz na kwartał. Teraz w ciągu miesiąca jest ich przynajmniej trójka. I są coraz młodsze, nawet 12-letnie. – Gdy wytrzeźwieją, nie jest dla nich problemem, co powiedzą rodzice czy szkoła, ale to, że koledzy będą się śmiać, uznają ich za frajerów. Bo wypili tyle samo, ale nic im nie było albo nie dali się złapać. Wśród nieletnich pacjentów w Wejherowie przeważają dziewczęta, doktor Czepułkowska tłumaczy to sobie ich mniejszą tolerancją na alkohol. Niedawno jedną z nich karetka zabrała ze szkolnego boiska. Leżała tam z kartką, na której ktoś – prawdopodobnie spośród współuczestników imprezy – napisał jej nazwisko.

To dość typowe, że w obliczu zagrożenia grupa rówieśnicza bierze nogi za pas. W sierpniu 2007 r. w Trójmieście głośno było o połączonej z kąpielą biesiadzie alkoholowej na niestrzeżonej plaży w Gdyni Redłowie. Uczestniczyła w niej gromadka dzieciaków w wieku 10–13 lat. Gdy 12-latek stracił przytomność, a jego starszy o rok kolega poczuł się źle, reszta uciekła. Pomoc ściągnęli przypadkowi przechodnie. Karetka nie mogła dojechać w to miejsce. 13-latka, który był w lepszym stanie, lekarze zdołali wciągnąć na klif. Po młodszego przypłynęła łódź straży pożarnej z Gdyni.

Z izby do izby

W Łodzi w Szpitalu im. Korczaka przez 5 lat istniał odrębny Oddział Toksykologii Dziecięcej, obecnie zamykany w związku z likwidacją szpitala. – W ciągu tych kilku lat przyjmowaliśmy 150 pijanych pacjentów rocznie – relacjonuje doktor Adam Czech. – I to tylko dzieci zatrute, z zaburzeniami świadomości, prawie nieprzytomne, w stanie zagrożenia życia. Odsetek pijanych dziewcząt zwiększył się do połowy. Średni wiek pacjentów trunkowych obniżył się do 14–16 lat, ale trafiały się także 12–13-latki. Rosła również zawartość alkoholu we krwi. U chłopców w ostatnim okresie stwierdzaliśmy średnio 2–2,5 promila, u dziewcząt – 1,5–2. Rekordzista zaliczył nasz oddział osiem razy. Z innych dużych miast – Gdańska, Białegostoku, Lublina – docierają sygnały o potrzebie tworzenia podobnych oddziałów. Zazwyczaj chodzi o to, by pijanych, szalejących nastolatków nie kłaść na pediatrii obok chorych maluchów. Ale sam oddział niewiele wnosi, póki jego rola ogranicza się do odtrucia. W Łodzi, gdzie psycholog zarezerwowany był dla dzieciaków po próbach samobójczych, nikt nie rozmawiał z tymi, którzy trafili na oddział z powodu alkoholu. Wielokrotnymi bywalcami oddziału lekarze starali się zainteresować policję i sąd rodzinny.

Policja, podobnie jak lekarze, mówi o narastaniu problemu. Najświeższe badania nad polską młodzieżą – z 2007 r. – wskazują jednak, że nadużywanie alkoholu jako zjawisko przynajmniej zatrzymuje się w miejscu. Objęto nimi uczniów III klas gimnazjów (15–16 lat) i II klas szkół ponadgimnazjalnych (17–18 lat). Badania są powtarzane co cztery lata w ramach Europejskiego Programu Badań Ankietowych w Szkołach (ESPAD). Te ubiegłoroczne były już czwartą edycją. Część specjalistów uważa jednak, że to jeszcze nie powód do radości. Najbardziej niepokoi zanikanie różnic w piciu dziewcząt i chłopców. Kobiety łatwiej się uzależniają i trudniej im z nałogiem zerwać.

Partyworkerzy

W 2007 r. kilka miast i województw zleciło firmie PBS DGA badania porównywalne z ESPAD. Elżbieta Rosochacka z łódzkiego magistratu przyjęła ich wyniki z niepokojem. Zwłaszcza te dotyczące III klas gimnazjalnych. I nie chodzi tylko o alkohol czy narkotyki, także o sposób spędzania wolnego czasu. Aż 88 proc. uczniów III klas gimnazjów i 93 proc. z II klas szkół średnich deklarowało wieczorne wyjścia z przyjaciółmi. Odpowiednio 94 i 98 proc. zwykło odpoczywać chodząc po centrach handlowych. Elżbieta Rosochacka uważa, że programy profilaktyczne, opracowane kilka lat temu, dziś są przestarzałe. Młodych nie interesują żadne wykłady. Magistrat próbował organizować koncerty wzbogacone spowiedzią nawróconego muzyka alkoholika. Zrezygnowano z nich, gdy stwierdzono, że młodzi wyciągają całkiem inne wnioski: no dobrze, facet przeżył piekło, ale się odbił, nawet odniósł sukces.

Badania w poszczególnych miastach pokazały spore zróżnicowanie. Wyszło, że w Krakowie młodzież, zwłaszcza ta gimnazjalna, sięga po alkohol rzadziej niż w Łodzi i kilku innych ośrodkach. – W Krakowie jest grupa kilkunastu dobrych merytorycznie osób, znających się na profilaktyce, udało im się skupić wokół siebie sporo młodzieży zagrożonej wykluczeniem – mówi Bogusław Prajsner z PBS DGA. Jako głównego autora krakowskiego fenomenu wskazuje księdza Andrzeja Augustyńskiego, pełnomocnika prezydenta miasta ds. młodzieży.

Obejmujemy opieką 2 tys. dzieci, to naprawdę silny system pomocy dla rodzin, choć szacujemy, że potrzebujących jest ok. 10 tys. – objaśnia ksiądz pełnomocnik. – Postawiliśmy na młodzieżowych liderów, bo dostrzegliśmy, że dla młodych najwyższym autorytetem są rówieśnicy. Dopóki coś mówią dorośli, jest to nieskuteczne. W Trójmieście też postawiono na kontakt młodych z młodymi: rozwija się sieć partyworkerów, tłumacząc dosłownie – pracujących na imprezach. To zwykle studenci, nowoczesna Armia Zbawienia, nienachalna, niemoralizatorska, ale uzbrojona w dużą wiedzę o zagrożeniach alkoholem, narkotykami, AIDS.

Ksiądz Augustyński z Krakowa opowiada o różnych inicjatywach, jak gazeta młodych „Śmigło”, Krakowska Akademia Samorządności, kierująca aktywność młodych na działalność publiczną, czy prowadzona wespół z policją akcja przeciwko żebractwu dzieci, które sporą część pieniędzy przeznaczały na alkohol. W Krakowie, opowiada ksiądz, wszyscy mają bliski kontakt: policja, szkoły i placówki dla młodzieży, nauczycieli szkoli się, by nie zamiatali problemów pod dywan. A w tak zwanym dniu odpowiedzialnej sprzedaży młodzi społecznicy odwiedzają sklepy i kioski. Po co? – Proszą po prostu nas, dorosłych, byśmy nie sprzedawali im alkoholu. To działa.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną