Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Co by było, gdyby

Autorzy kilku książek rysują alternatywne scenariusze przebiegu i skutków II wojny światowej. Ponieważ zawodowi historycy nie lubią gdybania, u nas na ten krok zdecydował się ekonomista.
Polityka
JR/Polityka

Czyżby Ameryka miała już dość opowieści o kawalerii spieszącej z odsieczą? Nowa książka amerykańskiego pisarza Nicholsona Bakera „Human Smoke” (Ludzki dym, w polskiej pieśni raczej: kurz krwi bratniej), to pochwała pacyfistów i krytyka interwencjonizmu.

Patetyczny tytuł odnosi się do 1941 r. Pacyfiści mieli rację – pisze autor. – Ameryka powinna była zostawić Europę samej sobie. To wojownicza postawa Churchilla w 1940 r. skłoniła Hitlera do nowych agresywnych poczynań, w tym i do Holocaustu. O co walczono? Nawet jeśli dało się pół Europy uwolnić spod faszystowskiej tyranii, to drugie pół dostało się – i to na 50 lat – w okowy drugiej, sowieckiej. Milczące założenie tej pracy – recenzenci zaraz podkreślili, że fałszywe – zawiera przekonanie, iż racjonalne negocjacje z Hitlerem były możliwe.

W 1993 r. znany historyk John Charmley postawił tezę, że odrzucając pokój z Hitlerem w 1940 i w 1941 r. Churchill uczynił źle i spowodował przez to upadek Imperium Brytyjskiego, roztrwonił majątek narodowy na kosztowną wojnę i doprowadził do załamania porządku społecznego w kraju. W 700-stronicowej książce „Churchill: The End of Glory” (Koniec chwały) kwestionuje przyjęty w Wielkiej Brytanii obraz bohatera narodowego. II wojna światowa nie była dla Anglii sukcesem. Jeśli walczono w niej o niepodległość Polski – to poniesiono fiasko. Jeśli walczono, by uratować Europę przed totalitaryzmem, to celu nie osiągnięto. Kraj zapłacił za wojnę utratą 350 tys. zabitych (290 tys. żołnierzy i 60 tys. cywilów) oraz stratami materialnymi obliczanymi na 25 mld funtów według cen z 1945 r.

Hitler po zdobyciu Polski, Norwegii, Danii, Holandii, Belgii i Francji zaproponował Wielkiej Brytanii pokój. Hitler żądał dla siebie „tylko” uznania hegemonii na kontynencie europejskim oraz zwrotu Niemcom kolonii skonfiskowanych po I wojnie światowej. Gotów był natomiast zachować Imperium Brytyjskie, co oznaczało zachowanie potężnej brytyjskiej marynarki wojennej. Gdyby rząd brytyjski otrzymał takie warunki w maju albo czerwcu 1940 r. i stanął przed alternatywą: samotna walka bez perspektyw na zwycięstwo czy zaaprobowanie pokoju z zachowaniem całości kraju i Imperium – kto wie, jak by wówczas postąpił? Co byłoby, gdyby Hitler ogłosił te warunki publicznie? W każdym razie Londyn stanąłby przed silną pokusą dogadania się z Hitlerem, zwłaszcza że prawdopodobnie głosowaliby za tym Neville Chamberlain, poprzedni premier i ówczesny przewodniczący partii konserwatywnej, oraz lord Halifax, minister spraw zagranicznych. Charmley twierdzi, że Churchill tylko dlatego zdołał uchylić się od negocjacji pokojowych, że warunki Hitlera przedstawił zupełnie inaczej: powiadomił rodaków, iż Wielka Brytania musiałaby się rozbroić, w tym oddać bazy marynarki wojennej, a zatem zdać się całkowicie na łaskę Niemiec. Brytyjski przywódca samą myśl o rozejmie postanowił storpedować.

Wielu historyków brytyjskich skrytykowało rewizjonistyczną pracę Charmleya. Na przykład Robert Harris – przyznając, że pokój w 1940 r. lub 1941 r. był możliwy – nakreślił od razu historię alternatywną. I tak: Hitler zaatakowałby Związek Sowiecki w tym samym 1941 r., lecz w korzystniejszych dla siebie warunkach, bez ciężaru brytyjskiej interwencji w Afryce Północnej i na Bałkanach. Dysponując ponadto dywizjami z frontu zachodniego zapewne zdobyłby Kreml bez zimowania w Rosji; nie byłoby też brytyjskich konwojów pomocy dla Stalina. Armia Czerwona samotnie walczyłaby gdzieś za Uralem.

W tym scenariuszu, jeśli Hitler miałby gwarantować nienaruszalność Imperium Brytyjskiego, to musiałby wycofać poparcie dla Japonii. Gdyby więc Japonia sama zaatakowała Amerykę na Pacyfiku (Pearl Harbor), to Niemcy nie ruszyłyby do wojny z USA. „Jakiż spór miałby Hitler z Rooseveltem, jeśli Waszyngton nie wspierałby Wielkiej Brytanii?” – pyta Harris. Można przypuszczać, że Hitler do 1942 r. byłby zwycięzcą na wszystkich polach. Na Ukrainie i na Kaukazie zaczęłaby się masowa kolonizacja niemiecka. Na Zachodzie podbite kraje byłyby częścią zdominowanej całkowicie przez Niemcy struktury gospodarczej. „Tak jak dziś Ameryka, Niemcy byłyby militarnie nie do pokonania” – ocenia Harris, bo słusznie przypuszcza, że Niemcy w takich warunkach stałyby się jedynym państwem na świecie, dysponującym odrzutowcami i rakietami balistycznymi, a nadto pierwszym, które pozyskałoby bombę atomową, jeśli wziąć pod uwagę ówczesne zaawansowanie niemieckich programów.

Imperium Brytyjskie, nękane już wcześniej problemami gospodarczymi i strategicznymi, rozpadłoby się i tak. Kanada, Australia i Nowa Zelandia przeniosłyby swą lojalność na USA. Indie domagałyby się niepodległości jeszcze energiczniej. Harris postawił też inne fundamentalne pytanie: z kim Anglicy by handlowali i na jakich warunkach? Jeśli z Europą, to czy w ramach niemieckiej wspólnoty gospodarczej? Jakiż rodzaj niezależnej polityki zagranicznej można byłoby prowadzić u progu sąsiada z bronią nuklearną i po Ural? Możliwe, że z czasem Niemcy ewoluowałyby w kierunku łagodniejszej polityki wskutek niepowodzeń gospodarczych lub dojścia do władzy polityków reformatorskich, tak jak w przypadku komunizmu. Ale komunizm załamał się szybciej, niż przypuszczano, gdyż opierał się na błędnej teorii ekonomicznej. Nazizm – oparty na teorii rasowej – nie musiałby wcale rozpaść się szybko.

Charmley, ani nikt inny, nie przedstawił przekonujących argumentów, że Imperium Brytyjskie przetrwałoby dzięki nazistowskiemu zwycięstwu w Europie. Churchill na pewno popełnił wiele błędów i jego kult należałoby zrewidować. Ale odrzucając wszelkie oferty Hitlera – z pewnością miał rację. Każdy inny premier, a już na pewno Chamberlain czy Halifax ułożyliby się z Hitlerem. Dlatego rację miał historyk A.J.P. Taylor, który napisał o Churchillu: „Zbawiciel swego kraju”.

Te publikacje skłaniają do przypomnienia bardzo interesującej książki Witolda M. Orłowskiego „Stulecie chaosu. Alternatywne dzieje XX wieku”. Wiadomo, że historycy nie lubią rozważań w stylu „co by było, gdyby...”, jednak Orłowski, ekonomista, przedstawił pasjonującą analizę sił sprawczych historii, pośrednio oceniając rolę przypadku. W odniesieniu do II wojny światowej prezentuje dwa wielkie scenariusze. W pierwszym los sprzyja Niemcom. Niemieccy sztabowcy stanowczo sprzeciwiają się opóźnieniu inwazji na Związek Sowiecki i atak zaczyna się nie w czerwcu, ale w połowie maja 1941 r. Te kilka tygodni różnicy sprawia, że 16 września czołgi niemieckie parkują na placu Czerwonym. Jeszcze w tym samym wrześniu skompromitowanemu Stalinowi Beria urządza przewrót pałacowy i zainscenizowany proces, a po 20 minutach – rozstrzelanie za zdradę ojczyzny i bolszewizm. Beria próbuje rozmów pokojowych z Hitlerem, proponuje mu całą Ukrainę i kraje bałtyckie, ale Hitler chce więcej. Ostatecznie pokój podpisany jest dopiero w grudniu 1944 r. i Trzecia Rzesza zdobywa hegemonię nad całym kontynentem, od Atlantyku po Ural. Na germanizowanych terenach ładu i porządku pilnuje SS, coś w rodzaju zakonu rycerskiego; niemieccy farmerzy uprawiają latyfundia Ukrainy, która dla brunatnej Europy staje się niemieckimi Indiami. Wizja szaleńca – Tysiącletnia Rzesza – staje się faktem.

Tu jednak – zupełnie inaczej niż w scenariuszu Harrisa – Niemcy (tak jak było w rzeczywistej historii) nie nadrabiają zapóźnienia w wyścigu o bombę atomową. W lipcu 1945 r. amerykańska superforteca B-29 zrzuca bombę na Drezno, a potem dopiero na Hiroszimę. Szef wywiadu admirał Wilhelm Canaris, który wie już, że Niemcy bomby szybko nie wyprodukują – organizuje tajną naradę feldmarszałków niemieckich i uświadamia im, że czas skończyć z Hitlerem. Zamach płk. Stauffenberga – wskutek chichotu szatana – też chybia dyktatora w Kętrzynie, jednak wiadomość, że Hitler przeżył, jest natychmiast utajniona. Bunkry w Kętrzynie otaczają spadochroniarze niemieccy wysłani tam przez feldmarszałków. Wehrmacht aresztuje oficerów SS; osaczony Hitler popełnia samobójstwo, władzę w Niemczech obejmuje armia, która – po osądzeniu zbrodniarzy wojennych – zawiera pokój z USA i Wielką Brytanią. Niemcy są zobowiązani traktatem pokojowym do odbudowania europejskich państw narodowych, ale w Mitteleuropie dominuje stowarzyszenie gospodarcze pod egidą Niemiec, a wspólnym, choć nie tak groźnym wrogiem jest antychryst Beria, panujący na Syberii. Niemcy z opóźnieniem pozyskują bombę atomową i na poligonie pod Czarnobylem przeprowadzają próbną eksplozję. Są od tej pory w stanie prowadzić rozmowy z Ameryką, jak równy z równym. Świat staje się dwubiegunowy: USA i Niemcy.

Scenariusz drugi to Czerwona Europa. Orłowski ze złośliwą precyzją wybiera punkt zwrotny: D-Day. Pogoda w Normandii nie poprawia się, na kanale sztorm. Nie wyślę tysięcy ludzi na rzeź – oznajmia generał Dwight Eisenhower i przekłada lądowanie na później. Wskutek nacisków spieszącego się Churchilla, o operacji współdecyduje niefortunny generał Montgomery. Alianci ponoszą w Normandii taką samą porażkę, jak w rzeczywistej historii w operacji pod Arnhem trzy miesiące później (gdzie, przypomnijmy, zmarnowano całą brygadę spadochronową gen. Sosabowskiego).

Zbliża się jesień 1944 r. i wybory prezydenckie w USA. Po klęsce D-Day wygrywa nie Roosevelt, lecz milioner z Bostonu Joseph Kennedy, promotor polityki (uspokojenia, ustępstw) i hasła America First (Najpierw Ameryka). Deklaruje szybkie wycofanie wojsk amerykańskich z Europy, aby nie toczyć „cudzej wojny naszymi rękoma”. Bez wsparcia USA drugi front zamiera, ale Armia Czerwona jak walec idzie naprzód. Berlin pada w maju, a korpusy marszałka Koniewa docierają – przez rozentuzjazmowane proletariackie przedmieścia Paryża – do ruin Luwru. Orłowski pisze nie bez ponurej ironii: „Francja poszła dalej niż wiele innych krajów w powszechnej sowietyzacji życia. Wszystkie gmachy publiczne, od wieży Eiffla poczynając, ozdobiono czerwonymi gwiazdami. W miejscu zburzonego przez Niemców Luwru zbudowano Pałac Ludu, stanowiący kopię moskiewskich drapaczy chmur. Wdzięczność dla wyzwolicieli na tym się nie skończyła: Champs Elysées zmieniły nazwę na Avenue de Staline...(tak jak Aleje Ujazdowskie w Warszawie w historii rzeczywistej – przyp. M.O.) Kolektywizacja rolnictwa była szczególnie bolesna w dawnym kraju pięciuset gatunków sera”.

Aresztowania żołnierzy Armii Krajowej w Polsce, zamykanie kościołów w Bawarii, rozstrzelanie gen. de Gaulle’a przez stalinowski rząd w Paryżu – budzą współczucie na okrojonym Zachodzie, ale nie zmieniają amerykańskiego nastawienia do spraw europejskich. Żelazna kurtyna staje, ale zupełnie gdzie indziej.

Jak przy dobrym kryminale, nie będziemy zdradzać zakończenia. A autor ciągnie alternatywę do 2000 r., do buntów i przewrotów, zarówno w scenariuszu panowania niemieckiego, jak i panowania sowieckiego w kontynentalnej Europie. „Stulecie chaosu” nie jest jednak zbiorem fantazji i ciekawostek. To kopalnia informacji o wydarzeniach rzeczywistych, a z osobnej analizy hipotetycznych losów Polski w obu scenariuszach political fiction można się wiele nauczyć.

Nie abdykuje w tych grach logicznych Orłowski – profesor ekonomii. Ostatecznie bowiem pokazuje, że choć punkty zwrotne w historii zależały od kaprysów Boga lub szatana (przekonanie Hitlera do wcześniejszej inwazji albo zła pogoda nad kanałem La Manche), to jednak ostatecznie dochodzą do głosu dominanty dziejów: wielkie procesy gospodarcze, żywotne siły i przedsiębiorczość całych mas ludzkich. Historia rzeczywista, wyrwana ze swoich, znanych nam kolein, ostatecznie do nich musi powracać, choć z opóźnieniem i z innymi już aktorami. To znakomita intelektualna zabawa, choć raczej gorzka.

Polityka 26.2008 (2660) z dnia 28.06.2008; Historia; s. 76
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną