Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Brakuje poduszki

Prezydent kontra rząd, czyli o odmiennym podejściu do sprawy bezpieczeństwa Polski.

Mamy – głównie w sprawach zagranicznych – skonfliktowaną dwuwładzę prezydenta i rządu. Różnice nie dotyczą tylko taktyki i personaliów. Chodzi o odmienne podejście do sprawy bezpieczeństwa Polski. Trudno dziś przyjąć na serio receptę Lecha Wałęsy, by zbierać podpisy i próbować prezydenta usunąć w drodze powszechnego buntu. Wprawdzie prezydent postępuje sprzecznie z duchem konstytucji, bo nie kryje, że jest prezydentem partii politycznej (jak może więc uosabiać całe państwo?), ale pozakonstytucyjna walka o jego usunięcie z urzędu wyrządziłaby państwu więcej szkody niż pożytku.

Jednym bliskim punktem odniesienia do bieżącego polskiego kryzysu konstytucyjnego są okresy francuskiej cohabitation, kiedy przy podobnej konstytucji – rządzi rząd, jednak prezydent ma duże (we Francji większe niż w Polsce) uprawnienia – jeden z ośrodków władzy opanowany jest przez jedno, drugi zaś przez drugie ze zwalczających się ugrupowań politycznych. Dlaczego Francja świetnie radziła sobie z takim systemem, a Polska odsłania prowincjonalność i nieporadność?

Trzeba wskazać dwie podstawowe różnice. We Francji, zwłaszcza w okresie, kiedy prezydentem był jeszcze François Mitterrand (lewica), a premierem Edouard Balladur (prawica), spotkania obu dygnitarzy państwa i wszelkie decyzje poprzedzały zawsze spotkania ich doradców dyplomatycznych i bliskich współpracowników, których zadaniem było dopięcie wszystkiego. Francja za granicą zawsze miała mówić – i mówiła – jednym głosem!

Po drugie: ponieważ wiadomo, że personalia stanowią najtrudniejszy i potencjalnie najbardziej konfliktowy teren, szare eminencje prezydenta i premiera nie dopuszczają, aby spory między nimi w ogóle rozgrywały się na tym terenie. Jeśli wiadomo, że nie można się spodziewać zgody co do osoby, to nie ryzykuje się oficjalnego proponowania kandydatury. Otóż zwycięski premier, choć teoretycznie mógłby, nigdy nie narzuca prezydentowi nominacji, która by mu doskwierała. A jeśli takiego akceptowanego przez obie strony kandydata nie ma pod ręką? Szuka się dalej, czasem może krzywdząc postacie wyraziste i barwne. W tym systemie, gdyby Sikorski był we Francji, nie zostałby w ogóle zaproponowany na szefa Quai d’Orsay.

Jak widać, olejem maszynerii państwowej, zapewniającym sprawną pracę pod ciśnieniem i w wysokiej temperaturze, jest nieliczna grupa „funkcjonariuszy państwa”, na szczycie obu Kancelarii, która amortyzuje potencjalne konflikty. Tej poduszki amortyzacyjnej w Polsce nie ma.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną