Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Szachy i strachy Platformy

Po blisko roku sprawowania władzy przez Platformę Obywatelską pojawia się fundamentalne pytanie, co jest jej główną racją bytu: jeszcze blokowanie PiS czy już reformowanie kraju? Odpowiedź nie jest oczywista.

Zewsząd słychać narzekania na Platformę, że nic nie robi, nie spełnia obietnic, jest zachowawcza, a czasami pokazuje niesympatyczną twarz. Rosną też koszty koalicji z PSL, które utrudnia reformowanie różnych dziedzin, jak KRUS, i lokuje całe rodziny w podległych tej partii instytucjach.

Zagorzali sympatycy PO, jak zauważa Ernest Skalski na swoim blogu, dostrzegają fakt, że rząd niewiele może zrobić skrępowany sytuacją koalicyjną, obstrukcją ze strony PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Spokojnie czekają na 2010 r., kiedy zmieni się lokator Pałacu Prezydenckiego, a wszystko ruszy z kopyta. I tak lepiej jest, jak jest, niż jak było rok temu lub jakby mogło być, gdyby do władzy wrócił Jarosław Kaczyński i jego koledzy. Widać to we wciąż znakomitych notowaniach Platformy w sondażach. Wyborcy PO, jak się okazuje, ku żalowi zwolenników PiS, nie potraktowali obietnic Tuska o cudach zbyt dosłownie; zrozumieli, że chodziło raczej o wyborczą taktykę.

Wrócimy jeszcze straszniejsi

W ocenie działań Platformy najważniejszy wydaje się stosunek do PiS. Dzisiaj główna linia podziału politycznego w kraju, pomijając subtelności, przebiega pomiędzy tymi, którzy nie dopuszczają myśli o powrocie PiS do władzy, bo partia ta jawi im się jako najbardziej szkodliwe ugrupowanie od czasów PZPR – a tymi, dla których PiS jest takim ugrupowaniem jak inne, ani specjalnie lepszym, ani gorszym, a jego powrót do rządzenia jest naturalny. Może nawet pożądany.

Od przyjęcia jednej z tych optyk zależy ocena dzisiejszej politycznej rzeczywistości, co widać w dyskusjach pomiędzy politykami, publicystami i internautami. Jedni z nich uważają, że wszelkie grzechy PSL są niczym wobec groźby powrotu IV RP, dlatego Platforma, sama także notująca potknięcia i przewiny, musi je tolerować dla dobra nadrzędnego celu – utrzymania PiS na smyczy. Z tego samego powodu nie powinna ulegać naciskom tych, którzy uważają, że nadszedł czas podejmowania trudnych, kontrowersyjnych decyzji, nawet przy ryzyku utraty popularności.

Przeciwnicy takiej linii dowodzą, że przyjęcie postawy „wszystko, byle nie PiS” jako trwałej i niezmiennej na wiele miesięcy spowoduje bezkarność PSL i marazm samej Platformy. Argumentują, że nie powinno być polityki bezalternatywnej, że walka z PiS i odbieranie tej partii prawa bycia „normalnym” ugrupowaniem jest zgodą na stały pat i dominację politycznego marketingu nad realnymi decyzjami. I że rządzący w istocie trzymają rządzonych w szachu; obojętne, co robią czy nie robią, i tak będą zawsze lepsi od przeciwników, bo Platformie wolno więcej. Jest to dylemat. Aby spróbować go rozwiązać, trzeba odpowiedzieć na pytanie: czy PiS jest już „normalną” partią, czy zniknęła przyczyna, dla której rządy tego ugrupowania zostały tak surowo ocenione przez wyborców rok temu?

Otóż nic nie wskazuje na to, że PiS po powrocie do władzy będzie zachowywało się inaczej niż w latach 2005–2007. Wszystkie wypowiedzi, artykuły i wywiady Jarosława Kaczyńskiego oraz innych polityków PiS, coraz bliższe związki z Radiem Maryja, akcje pod stocznią, obchody rocznicy Solidarności pokazują, że retoryka tej partii się zaostrza. PiS jest nadal partią antysystemową, pragnącą zmiany nie tylko politycznej, ale i ideologicznej, tyczącej prawnych podstaw państwa – z założeniem, że takie wartości jak prawa jednostki i porządek konstytucyjny powinny ustąpić przed, zdefiniowanym przez PiS, interesem Narodu.

Kaczyński ugruntowuje się w przekonaniu, że wszystkie jego poprzednie działania były słuszne, w czym utwierdza go każdy dzień rządów Platformy. W trakcie słynnej pyskówki podczas posiedzenia sejmowej komisji w sprawie odebrania immunitetu Zbigniewowi Ziobrze jednemu z posłów PiS wyrwało się: „wrócimy jeszcze straszniejsi”. Powrót IV RP zapewne byłby, w dużej mierze, farsą, ale jej skutki byłyby mało śmieszne. Zresztą w postawie PiS jest morze hipokryzji. Kiedy dzisiaj Jarosław Kaczyński powątpiewa, czy PO szczerze zamierza odebrać przywileje emerytalne byłym esbekom, to trzeba zapytać, dlaczego on tego nie przeprowadził w Sejmie, kiedy był szefem rządu? Jeżeli Zbigniew Ziobro zapowiada, że będzie „sprawdzał” Tuska w sprawie zaostrzenia kar za pedofilię, to pojawia się pytanie, dlaczego sam siebie nie sprawdził, kiedy był nieustraszonym ministrem i prokuratorem (dopiero teraz złożył projekt, co musi budzić rozbawienie). Ale takie szczegóły nigdy nie interesowały zwolenników PiS. Oni jakoś potrafią sobie poradzić z takimi paradoksami. W ogóle można odnieść wrażenie, że tak zwany twardy elektorat Kaczyńskiego (a także jego wierni publicyści) jest coraz bardziej impregnowany na odbieranie sygnałów spoza partyjnego matecznika, traktuje świat zewnętrzny jako wrogi, który trzeba pokonać i następnie opanować. Nie ma innej drogi, gdyż nie jest on w stanie zrozumieć „oczywistych oczywistości”, a też wiele w nim sił i interesów, które są podłe, zdradzieckie i niepolskie. Tu też obowiązuje zasada: naszym wolno wszystko, bo poza PiS i tak nie ma na kogo głosować.

Kusząca szara strefa

Krytykom stosowania rzekomej taryfy ulgowej wobec Platformy warto przypomnieć to, za co był krytykowany PiS. Nie za brak autostrad, mieszkań czy reformy finansów publicznych, ale za lekceważenie procedur i praw obywatelskich, Trybunału Konstytucyjnego, zawłaszczanie instytucji państwa, historii, pojęcia patriotyzmu oraz – co może najważniejsze – wprowadzanie pseudomoralnej gorączki, która skłóciła, jak dotąd nieodwracalnie, społeczeństwo. (Notabene, w swoim artykule w „Dzienniku” Kaczyński zarzuca dezintegrowanie społeczeństwa właśnie Tuskowi...).

Jeśli to samo zacznie robić Platforma, spotka ją za to bezlitosna krytyka, bo już nie będzie żadnego publicznego interesu w jej bronieniu, skoro stanie się bliźniaczo podobna do PiS. Już teraz słowa premiera, całkiem w stylu PiS, o niepełnych prawach obywatelskich dla pedofilów wzbudziły ostry sprzeciw ze strony środowisk podejrzewanych o sympatię dla Platformy. To zresztą wywołało pewną konsternację wśród zwolenników PiS: przyłączyć się do krytyki, wszak atakowanie Tuska jest naczelną dyrektywą, czy go pochwalić za wypowiedź w duchu ideologii PiS?

I to jest, jak się wydaje, uczciwe postawienie sprawy przez tych, którzy wcześniej atakowali PiS: premierze, jeśli będzie pan mówił jak PiS – będziemy krytykować i będziemy przeciw. I tak też by się zapewne stało, gdyby Tusk zaatakował Trybunał Konstytucyjny, mówiąc, że „zasiadają tam wiadome osoby”, gdyby ignorował prawa człowieka, obywatelskie wolności i tworzył ustawy od samego początku jawnie niekonstytucyjne, gdyby odmawiał sądom ich niezawisłości, wypominając korzenie rodzinne sędziów, gdyby zaczął skłócać poszczególne grupy zawodowe czy nasłał służby specjalne z prowokacją na wicepremiera Pawlaka. Taki Tusk i taka Platforma przestałyby być ich wyborcom potrzebni, bo w niczym nie różniliby się od PiS. Ale Tusk tego na razie nie robi.

Widać jednak, że lider Platformy, aby pozyskać bardziej prawicowych wyborców, pewny swego poparcia wśród liberalnego elektoratu – na zasadzie „bo i tak nie mają gdzie pójść” – zaczyna grę w specyficznej szarej strefie, gdzie mieszają się wpływy Platformy i PiS. Stąd jego zaostrzenie tonu w sprawach kodeksu karnego, walka z kibolami, akcentowanie obyczajowego konserwatyzmu. To na razie incydenty, ale niewykluczone, że przerodzą się w tendencję. Nie grozi to zapewne masową ucieczką bardziej liberalnych wyborców do SLD, ale może spowodować emigrację wewnętrzną, spadek entuzjazmu wśród inteligenckiego i młodszego elektoratu, a w efekcie mniejszą frekwencję w przyszłych wyborach, co zawsze sprzyja PiS.

Tymczasem Platforma wyraźnie intensyfikuje działania w sferze symbolicznej, może dlatego, że w konkretnej materii rządzenia nie chce, nie może albo wydaje się jej, że nie może wiele zrobić. Widać czekanie na ruchy przeciwnika i dostosowywanie do nich własnej strategii. PO wyraźnie liczy na jakiś przełom w kwestii PiS, na jakościowy spadek tej partii w sondażach. Tak wielki, przynajmniej o 10 pkt proc., żeby można było zdjąć sobie problem z głowy i bezpiecznie zająć się rządzeniem, rozumianym jako rozwiązywanie problemów.

Lecz to może potrwać, jeśli w ogóle jest możliwe do osiągnięcia. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński ma te swoje pewne 20 proc. i świadom gry, która się toczy, z tego słupka nie zejdzie, coraz bardziej utwardzając to, co twarde i wytrwale pracując nad kolejnym rozdaniem. Sam z niejaką dumą podkreśla, że jeździ w kółko po całym kraju, dodajmy, ze stałym punktem przesiadkowym w Toruniu. (W objazd wyruszył także Lech Kaczyński). Tam, w terenie, nadal buduje swoją IV RP. I nie można tego faktu lekceważyć, nawet jeśli dzisiaj wydaje się to politycznie bezproduktywne i nie wywiera większego wpływu na bieżącą politykę. To taka bombka z długim lontem.

Platforma i PiS znajdują się teraz w sytuacji szachistów: kiedy na planszy nie widać dobrego ruchu albo niewiele się dzieje, dokonują roszad, wytracają czas. A Platformie trudno o nowe otwarcie, nowy początek, w czym celował niegdyś PiS. Może będzie nim – zapowiedziany już jako jakiś ważny przełom – październikowy wysyp rządowych projektów ustaw. I okaże się, że w istocie tylko kilka z nich będzie ważnych, i one od razu zostaną politycznie zaatakowane jako niekompetentne i szkodliwe, a też jako merytorycznie niedopracowane, co nie bez podstaw pokazuje dotychczasowe doświadczenie. Krytyczne opinie ekspertów oraz autentyczny opór ludzi, których te ustawy będą dotyczyć, mogą przykryć oczekiwany sukces i pozytywny efekt propagandowy. I jeszcze na końcu tego łańcucha kłopotów będzie stał prezydent Kaczyński ze swoim wetem, które przełamać będzie można tylko dogadując się z Napieralskim i Olejniczakiem. A ci będą się cenić i wyceniać.

Platformę krytykować, PiS tępić

Zwodnicze jest niecierpliwe żądanie, żeby koniecznie coś się działo, o coś chodziło, że wszystko jest lepsze od prawdziwego czy rzekomego marazmu i nieokreśloności. Wciąż nie docenia się teraźniejszości. Przypomina się schyłkowy okres rządów Marka Belki, kiedy wszyscy już mieli dość niewidzialnego premiera i „zgniłej” sytuacji politycznej. Gdy Belka na odchodne powiedział, że jeszcze rodacy za nim zatęsknią, gruchnął gromki śmiech, który zamarł na ustach gdzieś w okolicach podpisywania przez PiS koalicji z LPR i Samoobroną przed kamerami telewizji ojca Rydzyka. Zawsze przy ocenie sytuacji politycznej trzeba brać pod uwagę warianty alternatywne, bo to może zupełnie zmienić perspektywę.

Platforma, dopóki nie wejdzie w buty PiS, jest jedyną alternatywą – zdają się sądzić jej zwolennicy. Jeżeli spali się w ogniu niepopularnych reform, wróci PiS i zaprowadzi IV RP bis. Nie dzieje się nic na tyle dramatycznego, aby żądać od Platformy tego samospalenia, czego i tak nikt nie doceni, jak to było w przypadku AWS, Buzka i jego czterech reform. Platforma powinna budować autostrady, podreperować finanse publiczne i zrobić, co się da w służbie zdrowia i systemie emerytalnym, ale bez szaleństw, rewolucyjnego przyspieszania i bez ponoszenia nadmiernego ryzyka. Nie musi stawiać na szali swojej popularności, bo nie ma takiej politycznej konieczności. Oczywiście, jest to strategia na w miarę spokojne czasy. Jak się zachowa Platforma w trudniejszym momencie, np. załamania koniunktury czy kryzysu finansowego, i czy ma zapasowe spadochrony, nie wiadomo.

Na razie, na czas względnego spokoju i ciągle niezłej koniunktury gospodarczej, obowiązuje niepisany kontrakt: rządzący starają się przede wszystkim nie stracić władzy, a nawet ją niebawem poszerzyć tam, gdzie się da, a rządzeni godzą się na to (co potwierdzają sondaże), że rządzenie wygląda tak, jak wygląda i że żadnych wielkich cudów nie będzie. I jak gdyby rozumieją, że dziś w Polsce najważniejsza jest walka o władzę i o utrzymanie Jarosława Kaczyńskiego w bezpiecznej odległości. A postawę typowego wyborcy Platformy trafnie chyba charakteryzuje może nieco cynicznie brzmiący, ale rozbrajająco szczery wpis jednego z internautów: „Platformę krytykować, PiS tępić”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną