Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Grupa trzymająca piłkę

Mecz Polska - Finlandia. Fot. Tommi Rissanen, Flickr (CC BY SA) Mecz Polska - Finlandia. Fot. Tommi Rissanen, Flickr (CC BY SA)
Jak działa Polski Związek Piłki Nożnej, kim są działacze, jakimi obracają pieniędzmi i do jakiej bramki grają – warto wiedzieć, co to za instytucja, która już trzeci raz wygrywa wojnę z polskim rządem.

Jak do tej pory minister sportu Mirosław Drzewiecki, chociaż przegrał potyczkę z PZPN, i tak ma szczęście. Jego poprzednicy skończyli fatalnie. Jacek Dębski, który kierował resortem sportu za rządów AWS i wytoczył działa przeciwko Marianowi Dziurowiczowi, ówczesnemu prezesowi związku piłkarskiego, został zastrzelony z powodu, jak to określa policja, rozliczeń gangsterskich. Tomasz Lipiec, minister w rządzie PiS, po nieudanej próbie odsunięcia prezesa PZPN Michała Listkiewicza trafił za kraty (zarzuty korupcyjne).

Drzewiecki próbował narzucić PZPN kuratora z powodu łamania przez piłkarską federację statutu. W zarządzie PZPN zamiast 35 członków, zasiada 32. Dwóch odsunięto, bo usłyszeli zarzuty prokuratorskie, a jeden – Henryk Kasperczak – podał się do dymisji, ale nie w honorowym proteście przeciwko korupcji, ale z powodu wyjazdu do pracy za granicę. Można też było użyć argumentu, że w zarządzie zasiada nie o trzech działaczy za mało, ale o 14 za dużo, bo według nowego statutu (uchwalonego na żądanie jeszcze ministra Lipca) zarząd PZPN powinien liczyć 18 osób. Bałagan ze statutami, według znawców przedmiotu, dobrze oddaje stan spraw w związku futbolowym. – Tam nie korupcja jest głównym problemem, ale nieudolność – ocenia mec. Michał Tomczak, który przez rok był przewodniczącym wydziału dyscypliny PZPN. – Rzecz jasna, wśród nieudolnych korupcja szerzy się łatwiej.

Piramida z prezesem

PZPN działa w oparciu o prawo o stowarzyszeniach, posiada osobowość prawną i jest jedyną organizacją reprezentującą polską piłkę nożną wobec międzynarodowych stowarzyszeń futbolowych (FIFA i UEFA). Nie zmienią tego faktu opinie takie, jak wypowiadana przez znakomitego przed laty bramkarza Jana Tomaszewskiego: – Zawłaszczyli reprezentację. Nie zgadzam się, aby grała z orzełkami na piersiach, niech tam umieszczą podobiznę Listkiewicza.

Trudno nawet komentować to, co wygaduje Janek – pobłażliwie zauważa Zbigniew Koźmiński, rzecznik PZPN. Działacze centrali nawet nie próbują dyskutować z Tomaszewskim, traktują go jak dyżurnego nawiedzonego. Było co prawda trochę obaw, kiedy trzy lata temu składał w prokuraturze doniesienie o przestępstwie, jakiego miały się dopuścić władze polskiej piłki, ale śledztwo w tej sprawie utknęło w którymś z prokuratorskich gabinetów. Tomaszewski twierdził, iż w 2000 r. członkowie zarządu PZPN sfałszowali wybory, potem zarejestrowali w sądzie fałszywy statut, który przewidywał, że wszyscy wchodzący w skład zarządu (a było ich wtedy 52) z automatu dostają mandat na wyborcze Walne Zgromadzenie PZPN. – Na tej podstawie w 2004 r. wybrali ponownie Listkiewicza. Nie było nawet kontrkandydata. Dlatego twierdzę, że to organizacja przestępcza – mówi Jan Tomaszewski, dożywotni członek PZPN jako przedstawiciel Klubu Wybitnego Reprezentanta. Uważa, że działacze piłkarscy świadomie dają sobą manipulować grupie trzymającej w PZPN władzę. Nazywa ich leśnymi dziadkami. – Średnia wieku wśród naszych działaczy może i nie jest budująca – przyznaje Zbigniew Koźmiński – ale młodzi się do tego nie garną, nie interesuje ich działalność na zasadzie wolontariatu.

Wolontariat piłkarski to dziesiątki tysięcy ludzi, często emerytów, którzy czuwają nad organizacją kilkunastu tysięcy meczów rozgrywanych w każdy weekend. – W okręgu śląskim w ciągu sezonu odbywa się ok. 15 tys. spotkań sześciu klas okręgowych w kategoriach seniorów, juniorów i dzieci – mówi Rudolf Bugdoł (emeryt, lat 65), prezes liczącego ok. 800 klubów piłkarskich Śląskiego Związku Piłki Nożnej. W oparciu o własne statuty działa 16 takich okręgowych związków, w gruncie rzeczy podlegających warszawskiej centrali. Wszyscy prezesi z terenu wchodzą w skład zarządu PZPN. Najniżej w hierarchii usytuowane są kluby sportowe (ok. 6 tys.). Według danych PZPN, w Polsce gra w piłkę nożną 151 tys. seniorów, 180 tys. juniorów, 990 dorosłych kobiet i 1300 juniorek. Po kilkaset osób gra w piłkę halową i plażową. Mecze sędziuje armia ponad 11,5 tys. osób (w tym 352 kobiety). To jest potężna podstawa piramidy, na której szczycie ma swoje gniazdo zarząd PZPN z Michałem Listkiewiczem na czele.

Demokracja według PZPN

Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN (i jeden z czterech obok Tomasza Jagodzińskiego, Zbigniewa Bońka i Grzegorza Laty kandydatów na prezesa w wyborach wyznaczonych na 30 października), nie zgadza się z opiniami, że związek futbolowy to dyktatura. – Jesteśmy bardziej demokratyczni niż Sejm RP – mówi.

Obecne wybory prezesa poprzedziła procedura uzyskiwania przez kandydatów tzw. poparć w terenie. Chętni musieli uzyskać minimum 15 głosów od dysponujących trzema mandatami związków regionalnych, klubów ekstraklasy i I ligi (dawna II liga). Najwięcej poparć uzyskał Grzegorz Lato – 42. Potem Zdzisław Kręcina – 36, Tomasz Jagodziński – 27 i Zbigniew Boniek – 17. – To wcale nie znaczy, że podobnie rozłożą się głosy delegatów podczas walnego zebrania – zaznacza Kręcina.

116 delegatów wybierają związki wojewódzkie (w zależności od swojej wielkości dysponują od 2 do 5 mandatów), kluby ekstraklasy (każdy ma po 2 mandaty) i I ligi (po 1 mandacie). Z tej ordynacji wynika, że i tak przewagę na walnym zebraniu PZPN będą mieli – tak jak dotychczas – działacze regionalnych struktur związkowych. To oni zdecydują, kto dostanie berło i koronę. Czy akceptowany przez polityków (wcześniej PiS, teraz PO) Zbigniew Boniek, czy uważani za kontynuatorów linii Michała Listkiewicza Grzegorz Lato i Zdzisław Kręcina, czy też Tomasz Jagodziński, kiedyś rzecznik Mariana Dziurowicza, za którego czasów korupcja w futbolu nabrała znaczenia instytucjonalnego.

Wszyscy kandydaci na prezesa korupcję, rzecz jasna, potępiają, ale programu walki z tym zjawiskiem nie przedstawiają. – Zostaliśmy wbrew naszej woli uwikłani w nośny społecznie problem korupcji – mówi Zdzisław Kręcina. – Każdy, kto uczestniczył w złym procederze i zostanie za to skazany wyrokiem sądu, nie znajdzie wśród nas miejsca, będzie wykluczony.

Do prawomocnych wyroków droga jednak jest długa. Na razie podejrzani o łapówkarstwo działacze, sędziowie, obserwatorzy PZPN i piłkarze dostali tylko żółte kartki. Ich nazwiska wciąż pojawiają się w różnych piłkarskich gremiach. Na stronie internetowej PZPN wśród członków Rady Trenerów nadal figurują Dariusz K. i Dariusz W., trenerzy, którzy usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Wiceprezesem PZPN wciąż jest Eugeniusz K., podejrzany o machlojki (zapłacił kaucję). We władzach niektórych regionalnych związków piłki nożnej także znajdują się osoby, które tworzyły korupcyjny łańcuch, a niektórzy podejrzani sędziowie wciąż sędziują, tyle że w niższych klasach rozgrywek. Nadal grają zawodowo w piłkę piłkarze, którzy sprzedawali mecze. – Na korupcję było powszechne przyzwolenie – uważa mec. Michał Tomczak. Kiedy kierował związkowym wydziałem dyscypliny, opracował na podstawie swojej wiedzy i dokumentów z prokuratury raport na temat korupcji w futbolu. Ujawnił w nim m.in. fakt lekceważenia problemu przez władze związku, a nawet stworzenia przez te władze mechanizmu ułatwiającego łapówkarstwo. Otóż obowiązywało utajnianie not wystawianych przez obserwatorów PZPN sędziom prowadzącym mecze. Ujawniano je dopiero po zakończeniu sezonu. Dopiero wówczas okazywało się, że za ewidentnie „drukowane” mecze sprzedajni sędziowie dostawali od sprzedajnych obserwatorów wysokie oceny, ale nikt tego nie mógł w porę zweryfikować.

Faktury od ciotek

Do korumpowania sędziów organizowano pieniądze prostymi metodami. Przyznawano na przykład fikcyjne premie zawodnikom i działaczom. Ci odbiór pieniędzy kwitowali, a potem tę kasę przekazywano komu trzeba. Czasem fałszowano liczbę sprzedanych na mecze biletów. Poza oficjalnym obiegiem krążyły wielkie sumy. – To wszystko prawda – przyznaje rzecznik PZPN Zbigniew Koźmiński – ale nie stosujmy odpowiedzialności zbiorowej. PZPN za to nie może odpowiadać, tym bardziej że finanse związku są transparentne. Za ich pomocą nikogo nie korumpowano.

Transparentność jest względna, bo umowy, jakie zawiera piłkarska centrala ze swoimi handlowymi partnerami, noszą klauzulę tajności. – Nasz budżet wynosi ok. 40 mln zł rocznie. Pieniądze dostajemy za sprzedaż praw telewizyjnych do meczów reprezentacji, z dotacji FIFA i UEFA, z biletów, reklam i z prowizji od transferów piłkarzy – wylicza Zdzisław Kręcina. A na co wydawane są te środki? PZPN utrzymuje 14 reprezentacyjnych drużyn w różnych kategoriach wiekowych. Tylko na potrzeby I reprezentacji wydaje się średnio rocznie ok. 10 mln zł. Trzeba też opłacać koszty funkcjonowania centrali piłkarskiej zatrudniającej ok. 40 pracowników, w tym prezesa. – To głównie sekretarki oraz obsługa zarządu i poszczególnych wydziałów PZPN – mówi Kręcina. – Bez przerwy sprawdzają nas różne instytucje kontrolne i nie było zastrzeżeń do ani jednej wydanej przez nas złotówki.

Jeden z byłych działaczy piłkarskiej centrali opowiada o zdarzeniu, którego był świadkiem. – Poproszono jednego z prawników o konsultację, oficjalnie miał to zrobić społecznie. Potem podczas wódeczki, kiedy opijano jakiś związkowy sukces, jeden z wysokich rangą działaczy miał wyjątkowo dobry humor i powiedział mu, że konsultacja bardzo się przydała, chętnie za nią zapłacą. Ile chcesz, spytał. Prawnik dla żartu wypalił, że żąda 25 tys. zł, był przekonany, że to nie przejdzie. A działacz na to: wystaw fakturę. I pieniążki mu przelali. Na tej zasadzie mogą własnym ciotkom wypłacać kasę, byle tylko wystawiały faktury. I nikt się nie przyczepi.

Bal dla działacza

Działacze piłkarscy, przyznaje to Zbigniew Koźmiński, na zjawisko korupcji patrzyli z przymrużeniem oka. Traktowali to trochę jako cwaniactwo, a trochę jak zaradność. Sami też muszą być przecież zaradni. – Wspierają PZPN, bo dzięki temu dostają drobne fanty – ocenia mec. Michał Tomczak. – Raz na miesiąc przyjeżdżają do stolicy, rozliczają delegacje, piją i jedzą na koszt centrali, prześpią się w hotelu, czasem pojadą za granicę. Dla emeryta to wystarczy.

On sam działaczem został, jak przyznaje, z powodu znajomości z Michałem Listkiewiczem. Spotkał go kiedyś, ten zaproponował mu udział w pracach jednego z piłkarskich wydziałów. – Znałem go, bo wcześniej przez jedenaście lat byłem, podobnie jak on, dziennikarzem sportowym – mówi Tomczak. – Najpierw mnie do PZPN ściągnął, a kiedy okazałem się niepokorny, wystawiono mnie za drzwi. Tak się w Polsce zostaje działaczem piłkarskim i tak też przestaje się nim być.

Niebawem w PZPN odbędą się wybory, a po nich bankiet. Działacze z głębokiego terenu już się cieszą. Zwłaszcza że reprezentacja wygrała z Czechami. A jak piłkarze grają dobrze, to kogo obchodzi PZPN?

Polityka 42.2008 (2676) z dnia 18.10.2008; Kraj; s. 18
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną