Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prezydent z prezydenta

Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Fot. Sławek, Flickr (CC BY SA) Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Fot. Sławek, Flickr (CC BY SA)
Stowarzyszenie Polska XXI ma być ostatecznie nową prawicową partią, trzecią siłą zbierającą niezadowolonych z PiS i Platformy. A główny cel to wypromowanie prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza na prezydenta Polski w najbliższych wyborach.

Ambicje są więc wielkie, środki do realizacji nieproporcjonalnie małe, choć kandydat interesujący. Nawet Aleksander Kwaśniewski zapytany w jednym z wywiadów, kto będzie następnym prezydentem, bez wahania odpowiedział – Rafał Dutkiewicz. Ale sondaże dają mu 9-proc. poparcie (po Tusku, Kaczyńskim i Kwaśniewskim – przy czym ten ostatni startować nie będzie).

Jaka jest intuicja polityczna twórców założonego we wrześniu Stowarzyszenia Ruch Obywatelski Polska XXI? Oficjalnie taka, że polska polityka utonęła w jałowym sporze między PO i PiS, że poziom publicznej debaty bywa żenujący, że nie ma komu realizować wielkiego projektu IV RP, gdyż PiS próbę wprowadzenia go w życie skompromitowało, a PO o nim zapomina. Jest więc miejsce dla nowej siły politycznej, wyraźnie modernizacyjnej, uprawiającej poważną politykę, a nie tylko polityczny marketing. Od lat tę sytuację opisuje główny ideolog ruchu i jeden z twórców stowarzyszenia Rafał Matyja.

Na diagnozę, której trafności w sporej części „sierotom po POPiS” odmówić nie można, nałożyły się – jak to zwykle w polityce bywa – realia. Jest grupa polityków, którzy z różnych powodów zostali wypchnięci przez Jarosława Kaczyńskiego z Prawa i Sprawiedliwości, znaleźli się więc na marginesie polityki i szukają drogi powrotu.

Ta droga jest trudna, gdyż wielu z nich, na przykład Kazimierz Michał Ujazdowski, w przeszłości tak często zmieniało partie, że już tylko poprzez tworzenie nowej mogą jeszcze próbować zaistnieć. Nie bez powodu to właśnie Ujazdowski uważany jest za spiritus movens stowarzyszenia, na którego czele stoi Rafał Dutkiewicz. Obaj wywodzą się z Wrocławia, są w dobrych relacjach. Mają w Sejmie kilkuosobową grupę posłów dobrze przygotowaną do sprawowania mandatów, co nie jest bez znaczenia w polityce coraz bardziej pozbawionej osobowości.

Oczywiście liczyli na więcej. Gdy powstawał internetowy portal Polska XXI, w jego tworzenie zaangażował się nawet Jan Rokita. Ale dziś świeżo upieczony komentator polityczny Rokita powtarza, że jego partią jest nadal Platforma Obywatelska i jej krytykowaniem się zajmuje, co jest niewątpliwie oryginalnym sposobem bycia w partii i poza nią. Nie spieszy się do nowego stowarzyszenia Paweł Zalewski, który miał być kolejną gwiazdą tej konstelacji. Być może będzie wolał wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy PO. Każdy polityk oblicza swoje szanse, dziś pewniejszy wydaje się mandat eurodeputowanego w roku przyszłym niż prezydentura Dutkiewicza w 2010 r., a potem wymarsz z prezydenckiego pałacu do wyborów parlamentarnych.

Jednak wybory prezydenckie wciąż wydają się otwierać pewne szanse. Wprawdzie dotychczasowe doświadczenia pokazują, że kandydaci bez partyjnego zaplecza istnieją do czasu, aż rusza partyjna maszyneria, która wszystkich zmiata, lecz przekonanie, że wzajemna walka PiS i PO zniszczy wizerunek tak Lecha Kaczyńskiego jak i Donalda Tuska, ożywia nadzieje. Można też liczyć, że pojawią się nowe ruchy odśrodkowe w PiS, co stowarzyszeniu może dodać kilku członków. Niewykluczone, że zabudowa sceny politycznej, podzielonej obecnie na dwa obozy, nie jest zjawiskiem trwałym, bo dotychczas z wyborów na wybory następowały zmiany. Nie należy lekceważyć przesunięcia się PiS w stronę radykalnej narodowej prawicy czy umacniania się PO w centrum, co pozwala Donaldowi Tuskowi mówić o syntezie liberalizmu, konserwatyzmu, a nawet socjalizmu. Ten projekt może się nie udać. Dutkiewicz i koledzy liczą na przestrzeń pomiędzy PiS a Platformą, gdzie część wyborców jest labilna, nie czuje obrzydzenia do PiS, ale w tej chwili akurat woli Platformę.

W polityce zawsze jest jakiś czynnik niepewności i okazji. Trzeba jednak sporo determinacji, by z niej skorzystać. Tymczasem Stowarzyszenie Polska XXI żadnej determinacji nie przejawia. Raczej zachowuje się w myśl zasady – chcielibyśmy, ale boimy się. Z portalu internetowego, do którego większość założycieli, po szumnym otwarciu, straciła najwyraźniej serce, powiało nudą. Ankieta konstytucyjna to cenna rzecz, ale na seminarium naukowe, nie na budowę partii. Do publicznej debaty wpada dziś to, co bulwersuje.

Poważne rozważania na temat modernizacji kraju, z pewnością istotniejsze niż spór o alimenty posłów Gosiewskiego czy Dorna, nie są sexy i nigdzie się nie przebiją. Deklaracja Ruchu też nie jest porywająca. Cel to zmobilizowanie środowisk do merytorycznej dyskusji na temat najważniejszych dla Polski zadań cywilizacyjnych. Potem długi katalog tych wyzwań – budowa wspólnoty wszystkich obywateli, tworzenie przestrzeni, w której wspaniałe dziedzictwo chrześcijańskie i świadomość wyjątkowej roli Kościoła w dziejach Polski łączą się z tradycjami wolności, pluralizmu i solidarności. Z konkretów – przyszła Polska winna mieć ustrój prezydencki i prezydent powinien wyznaczać premiera, aby skończyć z dwugłowym system władzy wykonawczej; parlament ma być dwuizbowy, ale Senat widziany jest jako reprezentacja elit społecznych kraju. Całościowa propozycja ustrojowa ma zostać przedstawiona w wyborach prezydenckich 2010 r.

Czy z takim programem Rafał Dutkiewicz nie mieści się w żadnej z istniejących partii? Znakomicie mieści się na przykład w PO. Ponoć tam nie ma dla niego miejsca, gdyż jest w konflikcie z Grzegorzem Schetyną i zagrażałby Donaldowi Tuskowi swoją silną osobowością. Ale czy Dutkiewicz jest osobowością aż tak silną, że pociągnie za sobą tłumy? Tego nie wiemy. Drogę do prezydentury Wrocławia torował mu Bogdan Zdrojewski, a on szansy, jaką dostał, nie zmarnował. Można być zresztą dobrym prezydentem miasta, ale to nie znaczy, że ma się warunki do zostania liderem partyjnym. Na razie Dutkiewiczowi wyraźnie brakuje dynamizmu, woli, a nawet radości z uprawiania polityki. Silnej osobowości więc nie widać, zadatki na lidera jeszcze się być może nie ujawniły. On też jest w jakimś sensie sierotą po POPiS. Jego wrocławski sukces polegał na jednoczeniu obu środowisk. Wchodząc w politykę musi stanąć po jakiejś stronie. Być może zrobi to w prezydenckiej kampanii, ale w takim razie po co teraz ten falstart?

W inauguracji Stowarzyszenia Polska XXI wyraźnie pobrzmiewało echo nastroju, w jakim powstawała PO. Nie da się jednak wejść drugi raz do tej samej rzeki. Wtedy był moment, kiedy stanęło razem trzech znanych polityków i powiedziało wyraźnie: tworzymy coś nowego, bowiem istniejące partie nie odpowiadają już na zapotrzebowanie obywateli. Teraz zamiast krótkich haseł mamy długie elaboraty, zamiast woli walki o wyborcę – wiarę, że komunikacja internetowa wystarczy, zamiast uruchamiania energii obywateli – kłopot z uruchomieniem własnej.

Być może powolną drogą budowania struktur stowarzyszenia wyłoni się jakiś ruch, który gdzieś zaistnieje, na przykład w wyborach samorządowych, choć akurat inicjatorzy do nich zdają się nie przywiązywać szczególnej wagi. Dzieje powstawania tego stowarzyszenia mogą być jednak przyczynkiem do rozważań, co mają zrobić i jaką drogą trafiać do krajowej polityki liderzy regionalni, którzy sprawdzili się jako samorządowcy w dużych miastach. Nie określali się lub nawet uciekali od partyjnych etykiet, mają jednak duże polityczne doświadczenie i świadomość, że miasto już jest dla nich za małe, że chcą czegoś więcej, ale nie mogą znaleźć sobie miejsca. To przypadek Rafała Dutkiewicza, ale też Jacka Majchrowskiego z Krakowa, który stanął na czele stowarzyszenia samorządowców o orientacji bardziej lewicowej.

Majchrowski ambicji prezydenckich nie ma, twierdzi, że dopóki on jest na czele, żadnej partii z jego organizacji nie będzie, ale jest na lewicy pokusa wykorzystania potencjału blisko 70 prezydentów miast czy burmistrzów jako struktury partyjnej lub przynajmniej wyborczej. Tylko nie ma pomysłu, jak to zrobić, a popularni prezydenci postrzegani są raczej jako zagrożenie dla obecnych liderów.

Partie mają krótkie ławki, duszą się we własnych gronach, często rozpaczliwie poszukują kandydatów na ważne stanowiska czy na listy wyborcze. A mimo to ta najprostsza wydawałoby się droga awansu – z samorządu do krajowej polityki, od prezydenta miasta do prezydenta kraju – jest zasadniczo zamknięta, zwłaszcza dla tych, którzy odnieśli sukcesy. I to jest problem całej polskiej polityki, a nie tylko Dutkiewicza i jego partnerów marzących o powrocie do pierwszej politycznej ligi i szukających maszynerii, która ich w górę podniesie. Bo o własnych siłach już wyżej nie poszybują.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną