Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Mieczysław F. Rakowski 1926-2008

strona 53 strona 53
W Warszawie po ciężkiej chorobie zmarł Mieczysław Rakowski, w latach 1958-1982 Redaktor Naczelny 'Polityki'. Miał 82 lata. 18 listopada Mieczysław F. Rakowski został pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

Odszedł współtwórca historii naszego pisma, wybitny redaktor i publicysta, legenda polskiego dziennikarstwa. Od wczesnej młodości aktywny polityk, doszedł na tej drodze do najwyższych funkcji państwowych i partyjnych, był wicepremierem i ostatnim premierem PRL, ostatnim sekretarzem PZPR, współorganizatorem i aktywnym uczestnikiem Okrągłego Stołu. Wiele energii poświęcał budowaniu nowej jakości w stosunkach polsko-niemieckich. Jest autorem wielotomowych „Dzienników", jednej z najciekawszych kronik politycznych epoki PRL.

Zapamiętaliśmy go w „Polityce" jako człowieka wielkiej energii, pracowitości i życiowego optymizmu, który przeprowadził zespół dziennikarski przez trudne czasy i liczne polityczne zakręty, postać wielowymiarową, nie poddajaca się łatwym ocenom. Osobę ciepłą, otwartą, wierną swym przyjaźniom, sympatiom i życiowym wyborom.

Zespół „Polityki"

W 46. numerze "Polityki" zamieściliśmy obszerne wspomnienie o Zmarłym wraz z komentarzem redaktora naczelnego "Polityki" Jerzego Baczyńskiego.

Na swoim blogu wspomnienie zamieścił Daniel Passent. Przedstawiamy także artykuł Adama Krzemińskiego oraz przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego nad grobem MFR.

Mieczysława F. Rakowskiego wspominają:

Aleksander Kwaśniewski

Mieczysław Rakowski to jedna z najważniejszych postaci kilkudziesięciu ostatnich lat. Szef i redaktor gazety, która ukształtowała mnie i wiele osób z mojego pokolenia. Przez 20 ostatnich lat był moim przyjacielem, człowiekiem epoki, który zmagał się z ładem jałtańskim i komunizmem. Jako polityk w swoim krytycznym, ale realistycznym i proeuropejskim podejściu do rzeczywistości, odegrał bardzo ważną rolę. Syn Wielkopolanina, który rozumiał, że można zrobić tyle, na ile pozwalają nam okoliczności. Rzadko spotyka się tak mądrego, inteligentnego, lojalnego i zarazem wymagającego przyjaciela. Będzie mi Go bardzo brakowało.

Hanna Krall

Zadzwonił do mnie do Moskwy w sześćdziesiątym ósmym (byłam korespondentką „Polityki" od trzech lat). Powiedział: "Wraca pani ... pomyślałem, że boi się pani tego powrotu. Proszę pamiętać - ma pani tutaj wielu przyjaciół". Powiedziałam: "Gdyby była panu potrzeba nerka, proszę liczyć na moją. Jeśli oczywiście, zgodzi się grupa krwi".

W Sierpniu w osiemdziesiątym pojechał do Szczecina na strajk. Miał kłopot z wejściem do Stoczni, nie pamiętam czy wszedł w końcu. Po powrocie zaprosił mnie do gabinetu. Milczał dłuższą chwilę. Spytałam: "Tak zaczyna się rewolucja?". Potrząsnął głową: "Tak zaczyna się kolejne polskie powstanie narodowe".

W osiemdziesiątym drugim żegnałam się z „Polityką". Podeszłam do Niego na parkingu. "Odchodzisz" - powiedział - "a miałaś mi oddać swoją nerkę..."

(Młodym czytelnikom wyjaśniam, że w 1968 trwała w Polsce nagonka antysemicka, a w 1982 był stan wojenny)

Pisarzy ocenia się po latach, według najlepszych dzieł, a ludzi według najgorszych zachowań. To nie jest sprawiedliwe. Nie chcę aby ta niesprawiedliwość spotkała Rakowskiego.

Andrzej Friszke

Widzę Mieczysława Rakowskiego w trzech rolach historycznych. Każdą z nich należy rozpatrywać i oceniać osobno.

Po pierwsze Rakowski jako długoletni redaktor „Polityki" - była to rola ogromna i trudna do przecenienia. Pismo było ewenementem w krajach bloku, reprezentowało linię umiaru i stopniowych zmian liberalizujących system, w latach 60. i 70. głosiło potrzebę umiarkowanych reform, które poszerzałyby granice wolności i racjonalności ekonomicznej. Rakowski skutecznie ochraniał „Politykę" przed naciskami rządzących w okresach usztywnienia politycznego. Trzeba tu wspomnieć rok 1968 r. i nie poddanie się „Polityki" naciskowi na udział w kampanii antysemickiej. W tym okresie odegrał też trudną do przecenienia rolę w budowaniu dialogu polsko-niemieckiego, co uważam za zasadniczo ważne.

Wątek drugi - to rola czołowego polityka w latach 1981-89. Oceniam ją krytycznie z perspektywy człowieka „Solidarności". W 1981 cofnął się, nie był już tak otwarty, jak można było się tego spodziewać. Rozmowy z nim nie należały do łatwych. Miał oczywiście ograniczone pole manewru, był negatywnie odbierany w Moskwie i przez rodzimy „beton." Po wprowadzeniu stanu wojennego jego pozycja szybko słabła.

W latach 1988-89, jako premier i potem I Sekretarz KC PZPR przyczynił się w znacznym stopniu do transformacji ustrojowej. Rząd, na czele którego stanął był początkowo postrzegany jako alternatywa dla Okrągłego Stołu, wspomnę znaną decyzję o likwidacji stoczni gdanskiej. Ale już w kilka tygodni później miał wielki wkład w przygotowanie kompromisu - odegrał bardzo istotną rolę na plenum partiii, kiedy wzywał do zmiany, do reform, do otwarcia na pluralizm związkowy i polityczny. Decyzje rządu Rakowskiego miały zasadnicze znaczenie dla zbudowania w Polsce gospodarki rynkowej z jej dobrymi skutkami, ale też kosztami.

Po trzecie - Mieczysław Rakowski i jego rola jako autora „Dzienników politycznych" - szczerych, otwartych i unikalnych zapisków z lat 1958 - 1990. „Dzienniki" są świetnym źródłem historycznym, w których znajduje wyraz osobowość Rakowskiego, ale też odnotowane są setki rozmów z pierwszymi osobami w państwie na przestrzeni wielu lat. To jedyna publikacja, gdzie można przeczytać zapisy debat politycznych na szczytach władzy z lat 1981 -1983. Należy pamiętać, że w tamtych czasach pisanie takich wspomnień wymagało odwagi. „Dzienniki" powstawały w swoistej konspiracji, Rakowski w 1968 r. w obawie „wpadki" zakopał je na działce na Mazurach. Zapisywał bowiem w nich kształt świata, który zapisany być nie chciał, tworząc niezwykłe świadectwo epoki.

Tadeusz Drewnowski

Urodziliśmy się z Mietkiem tego samego dnia, miesiąca i tego samego roku. Zawsze w redakcji przez dwadzieścia lat wspólnie obchodziliśmy urodziny. Nigdy nie myślałem, że będę Cię żegnał...

Można by sądzić, że redaktorem "Polityki" został z przypadku. Okazało się, że nie było lepszego przypadku. Nie przydałyby się inne zdolności, gdyby w tych czasach nie był redaktorem odważnym, który nie drżał o swój stołek. O polityce myślał śmiało i samodzielnie. Dobierał sobie ludzi młodych i ambitnych i dawał im pole do pracy. Sam gustował w kulturze, co nie było dla mnie obojętne. Wszystko to złożyło się na fenomen, jakim na tle swoich czasów stała się "Polityka". Najlepszym dowodem, że nasi następcy się do niej przyznają.

Chociaż nasze drogi się rozeszły, w dalszych Twoich ciężkich perypetiach wierzyłem w Ciebie i nie traciłem zaufania i przyjaźni.

Wojciech Olejniczak

Był osobą, którą szanowało młode i starsze pokolenie działaczy lewicy. Cenie go za Jego dorobek publicysty „Polityki", która odkąd pamiętam była w moim domu. Każde moje spotkanie z Nim, zarówno to w cztery oczy jak i w większym gronie , to była rozmowa o przyszłości. Starsi ludzie raczej wspominają przeszłość, z Nim było inaczej, bo to, co było zapisał w swoich „Dziennikach" i na łamach „Polityki". Mówił o tym, jak najlepiej wykorzystać nasze członkostwo w Unii Europejskiej, o problemach szkolnictwa i służby zdrowia.

Kiedy widziałem się z Nim po raz ostatni, kilka tygodni temu, rozmawialiśmy o przyszłości lewicy, radził abyśmy porozumiewali się językiem dialogu i współpracy. Zapamiętam Go jako człowieka myślącego przede wszystkim o przyszłości.

Waldemar Kuczyński

Znaliśmy się z Mieczysławem Rakowskim, choć życie stykało nas sporadycznie. Kilka razy wymieniliśmy polemiczne ciosy, kilka razy mnie zirytował gwałtowniścią opinii, ale nie myliłem - w odróżnieniu do Jego tropicieli - ich tonu z tym, co myślał i gdzie się lokował w PRL-owskim establishmencie. Chciał o wiele bardziej ludzkiego socjalizmu niż to było możliwe. Szamotając się między tym pragnieniem i betonem systemu napisał tomy dziennika, cenne świadectwo czasu. W naprawie nienaprawialnego, sukcesu wielkiego nie osiągnął, ale starając się, jako redaktor „Polityki", swego wielkiego dzieła, czynił komunizm mniej wymiotnym dla wszystkich.

Podziwiałem go za odwagę podczas spotkania w Stoczni Gdańskiej, choć mówił, jak mój wróg, a dziś zdumiewa mnie głupota tych, którzy z tego wystąpienia robią dowód na Jego twardogłowość. Dużo się mówi o Nim, jako twórcy „Polityki", ale ja chcę zwrócić uwagę na inne, bardzo ważne dzieło. To rząd Rakowskiego ruszył komunistyczną bryłę z posad Polski rozpoczynając likwidację gospodarki planowej. Ustawy o swobodzie działalności gospodarczej i reforma bankowa, a nawet uwolnienie cen żywności to początek transformacji. Bryłę zwalił rząd Mazowieckiego, ale to On ją ruszył.

Dla mnie, będącego kiedyś przeciw reżimowi PRL-owskimu, Mieczysław Rakowski należy do niemałego grona „ludzi po tamtej stronie" dawnej wojny polsko - polskiej, którzy świadczą, że to nie była wojna pomiędzy samymi dobrymi po jednej i samymi złymi pod drugiej stronie, że ten podział był bardziej złożony, a walczyli z sobą i nienawidzili się ludzie nawet nie tak od siebie odlegli, a tylko inaczej postrzegający co dobre dla kraju wepchniętego w diabelski układ. Często jedni i drudzy mieli rację. I tak długo, jak długo się tej złożoności nie pojmie, tak długo nie powstanie dobra literatura o czasach PRL, ale także wartościowa i prawdziwa historia, co uważam za warte napisania w kilka dni po śmierci Mieczysława Rakowskiego.

Józef Oleksy

Mieczysława Rakowskiego zawsze będę wspominał jako człowieka wybitnego, a moją wielką szansą było Go znać. Uczyłem się od Niego i zabiegałem o Jego życzliwość. Kiedy był premierem, zaprosił mnie do swojego rządu, co było dla mnie wielkim wyróżnieniem. Zawsze wychodził poza swój czas. W PZPR uchodził za reformatora i tego, który chce zmian. Nie miał wątpliwości, że „okrągły stół" to właściwa droga. Był świetnym dziennikarzem, a gazeta przez Niego redagowana oazą poglądów innych, niż nakazywała linia partii.

Imponowała mi Jego pracowitość, chęć opisania świata i Polski językiem konkretów. W relacjach osobistych potrafił karcić, ale zawsze był przyjazny, nie dawał odczuć, że jest szefem, że sto wyżej. Nestor niezwykle szanowany, jego wejście na salę zawsze wzbudzało owacje. Bezdyskusyjnie zapisał się w najnowszej historii Polski.

Władysław Frasyniuk

Odszedł człowiek ciekawy i ważny dla współczesnej Polski. Mówię, że ważny bo stał po innej stronie politycznej niż ja. Będę Go wspominał ciepło z dwóch powodów. Po pierwsze, pomnik należy mu się za gazetę "Polityka". Jego dziennikarze udowodnili ważną prawdę w komunie, że trzeba umieć czytać między wierszami. Potrafili przemycać w tekstach rzeczy ważne wtedy dla społeczeństwa.

Pamiętam, jak siedziałem w więzieniu gdy wybuchł Czarnobyl. Pewnego dnia, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, zaczęli nam przynosić do celi mleko, warzywa. Pomyśleliśmy, że zbliża się amnestia. Gdzieś w środku tygodnia, jak zawsze, dostaliśmy "Politykę". Wiedziałem, że między wierszami coś tam znajdę, że dowiem się, o co chodzi. Przejrzałem gazetę kilka razy i nic. W końcu doczytałem w jednym z tekstów, że ze sklepów zaczęło ubywać urządzeń do mierzenia promieniowania. Wiedziałem, że dziennikarze dają do zrozumienia, że chodzi o katastrofę atomową. Od tej chwili nie przyjmowaliśmy mleka, ani warzyw. Zapytałem tylko klawisza, czy jakiś atomik w powietrze wyleciał. Na drugi dzień zrobili nam wielkie przeszukanie w celi, wywalili wszystko. Szukali radia, bo byli przekonani, że o Czarnobylu dowiedzieliśmy się z Radia Wolna Europa. A my po prostu umiejętnie czytaliśmy "Politykę". W tamtych czasach każdy z opozycji uważnie czytał "Politykę", mimo, że niektórzy uważali ją za pismo reżimowe.

Mieczysław Rakowski był też kontrowersyjnym premierem. Gdy przyjechał do Stoczni stał po innej stronie emocji niż ja. Ale dzięki Niemu i za Jego czasów zaczęły się tworzyć wysepki liberalnej gospodarki. Cenie Go też za to, że z wielkim szacunkiem podchodził do „okrągłego stołu". To jest jedna z tych postaci, której szacunek dla przemian po ‘89 roku był pomnikowy.

Sławomir Sierakowski

Nigdy nie poznałem osobiście Mieczysława Rakowskiego. Przyznaję też szczerze, że nigdy nie szukałem u niego inspiracji do działania na lewicy. Miałem przywilej późnego urodzenia i poglądy Rakowskiego mogły interesować mnie jedynie jako istotna część historii i debaty publicznej ostatnich dekad. Z tego samego powodu nie zamierzam oceniać jego życiowych wyborów, bo mnie przyszło dokonywać moich w nieporównywalnych warunkach. Oczywiście znam dobrze zasługi byłego naczelnego „Polityki", która pod jego kierownictwem broniła honoru Polaków w trudnym okresie marcowej nagonki antysemickiej. Wiem, że pamiętano mu to nawet w chwilach największej konfrontacji władzy z opozycją. Jeśli do dziś uważa się w Polsce i za granicą, że PRL była najbardziej liberalnym z państw bloku sowieckiego, to w ogromnej mierzy właśnie dzięki Rakowskiemu. To chyba - wbrew temu, co mówią dziś rozmaite prawicowe zakapiory - nie było wtedy dla zwykłych Polaków bez znaczenia. Jako dziecko dobrze zapamiętałem też obrazy z okrągłego stołu, którego był jednym z architektów.

Musiało budzić szacunek jego godne odejście z polskiej polityki wraz z początkiem transformacji. Wracając do pracy redaktora i dziennikarza, nie zabiegał o wille, baseny i jaguary, jak inne „gwiazdy" lat 80. Nigdy nie uczynił sobie z ostentacyjnego cynizmu władz późnego PRL-u sposobu na efektowne organizowanie sobie zainteresowania massmediów już w wolnej Polsce. Zachował skromność i pokorę w komentowaniu rzeczywistości, do końca pracował. Myślę, że właśnie dlatego jest żegnany dziś jako jeden z najważniejszych przywódców w skomplikowanej historii Polski ostatniego półwiecza.

Warto zauważyć, że akurat ta śmierć jest niecałkowita. Ogromne i budzące szerokie zainteresowanie historyków oraz zwykłych czytelników „Dzienniki Polityczne" pozwoliły uwiecznić w skali niemal jeden do jednego bogatą osobowość autora i jego ciekawe losy. Tylko bardzo nielicznym udała się taka sztuka. Jestem pewien, że bliskim Mieczysława Rakowskiego, a także jego sympatykom istnienie „Dzienników" dodaje dziś otuchy. A rozmowa z Rakowskim wciąż jest możliwa.

Były premier pozostawia także po sobie samą „Politykę", której nie redagował w ostatnim ćwierćwieczu, ale którą założył i wychował w niej wiele wspaniałych piór. A na niej całe pokolenie polskiej inteligencji. W popularnym PRL-owski serialu „Daleko od szosy", opisującym przykład awansu społecznego lat 70., jest taka scena w jednym z ostatnich odcinków, gdy główny bohater podczas przerwy w pracy wyciąga „Politykę" z charakterystycznym czerwonym napisem na środku. Jeśli nawet film był naiwny i tendencyjny, to akurat Rakowski nie tylko rzeczywiście przeszedł drogę awansu społecznego, ale stworzył także prawdziwy symbol inteligenckiego statusu społecznego. To niebagatelne osiągnięcie.

Bernard Margueritte

Wiadomość o śmierci Mieczysława Rakowskiego dopadła mnie zagranicą. I od razu zostałem skonfrontowany z rozertką : czy wypada, abym ja - związany od dawna z ruchem Solidarność, z którym Rakowski miał tyle na pieńku - oddał hołd byłemu premierowi Polski Ludowej i ostatniemu liderowi PZPR? Otóż doszedłem do wniosku że nie tylko mogę, ale muszę. To jest mój obowiązek wobec czytelników, wobec Rakowskiego, wobec siebie. Mogę przytoczyć wiele nieznanych faktów, które mogą zmienić ogólne wyobrażenie o Rakowskim i pokazać jakim był naprawdę główny autor Okrągłego Stołu. Poza tym, jeśli cieszę się pewną wiarygodnością, to między innymi dlatego, iż czytelnicy wiedzą, że dla mnie szacunek dla prawdy był zawsze ważniejszy od przekonań ideologicznych.

Spotkałem się z nim po raz pierwszy w 1967. On był redaktorem naczelnym „Polityki", której redakcja mieściła się w budynku ceglanym, stojącym na miejscu dzisiejszego hotelu Forum-Novotel. Ja byłem młodym korespondentem „Le Monde". Od razu rozmawialiśmy jak dziennikarz z dziennikarzem. Wychodziliśmy razem. W pewnym momencie na chodniku Jerozolimskich stanął i powiedział: „widzisz kolego, mam 40 lat i dopiero uczę się angielskiego. Całe moje studia zostaly przerwane wojną; to jest los całego pokolenia". Nieco pózniej dodal zdanie o ktorym czesto myslalem potem: „zaraz po wojnie znalazlem sie w kraju rzadzonym przez komunistow i kontrolowanym przez Sowietow; ja chcialem cos osiagnac i robic co moge w tych warunkach tragicznych dla mojego kraju, bo mimo wszystko panstwo polskie istnieje a ktos ma nim rzadzic; wpisalem sie wiec do PZPR".

Potem często odwiedzałem Rakowskiego w różnych miejscach gdzie znajdowała się redakcja „Polityki". Nasze rozmowy były zawsze ogromnie interesujące, bo zupełnie szczere i otwarte. Podziwiałem, że zdołał tworzyć ze swojego pisma nie tylko uczciwy tygodnik lecz najlepszą publikację w Europie środkowej. Jestem nawet przekonany, że ówczesna „Polityka" pozostaje do dziś znaczacym pismem w Polsce powojennej. Zdołał bowiem Rakowski zebrać najlepszych dziennikarzy i najlepszych rysowników, którzy- mimo częstych interwencji cenzury- zdolali prezdstawić autentyczny obraz Polski.

W naszych rozmowach frapowało mnie coraz bardziej to, że Rakowski reagował zawsze jako europejski socjal-demokrata, stąd chyba jego przyjazń z Willym Brandtem i Olofem Palme. Zawsze pozostawał wierny swoim przekonaniom, nawet po 1989, kiedy wielu z jego wcześniejszych kolegów wybralo zupełnie inny kierunek, odnajdując zbyt łatwo swoje miejsce w kapitalizmie. W odróżnieniu od wielu Rakowski nie wyciągnął dla siebie żadnych korzyści ze zmiany systemu.

W pazdzierniku 1972, po moim wydaleniu z Polski przez ówczesne władze (stałem się korespondentem w Wiedniu), spotkaliśmy się w Paryżu podczas wizyty Gierka. Siedząc przy stoliku ze mną i z Bernardem Feron, odpowiedzialnym za kraje socjalistyczne w „Le Monde", Rakowski mówił nam o swoich marzeniach aby w Polsce ludowej mogły powstawać wolne związki zawodowe i być zorganizowane przynajmniej „częściowo wolne" wybory. Feron, zaszokowany, twierdził: „ale Pan jet socjaldemokratą!" Po chwili milczenia Rakowski przytaknął.

Czasem naczelny „Polityki" wydawał się prawie naiwny. We wrześniu 1980, po przeszło dwóch tygodniach spędzonych w stoczniach gdańskich, spotkałem się z nim w redakcji przy ul. Dubois. Był bardzo podekscytowany: „co myślisz o tych młodych robotnikach? Oni są wspaniali, nieprawda? To przyszła kadra naszej partii!" On szczerze wierzył, że robotnicy z Solidarności mieli odnowić PZPR...

Tak samo mnie zdumiewała jego postawa na początku stanu wojennego. Wówczas wice-premier skarżył się mi, że „inteligencja" się odwróciła od Jaruzelskiego! Gdy wyraziłem niedowierzanie, że mógł liczyć na ich poparcie po tym co się stało, wpadł w długi monolog: „rozumiem co czują, ale zmysł polityczny powinien im nakazać wspierać ekipę Jaruzelskiego. Ta ekipa to cud, że istnieje; to w gruncie rzeczy 10 osób wokół generala! Jesteśmy w mniejszości w KC; jesteśmy pod naporem Grabskiego, Kociołka, Olszowskiego i innych. Jeżeli oni opanują władzę, to koniec!" Mogę zaświadczyć, że już wówczas Rakowski był przekonany, że umiarkowani z Solidarności, jak Geremek, Mazowiecki i nawet Wałęsa, i umiarkowani z partii są skazani na porozumienie. Wierzył nawet, że tak w gruncie rzeczy było od podpisania umów gdańskich. Zwierzył się wówczas- co właściwie jest na ogól przemilczane- że stan wojenny stał się konieczny, zdaniem ekipy rządzącej, nie tylko dlatego, że umiarkowani nie panowali w Solidarności, ale jeszcze bardziej dlatego, że umiarkowani w partii byli poważnie zagrożeni! „Jeżeli twardogłowi opanują partię, mówił mi wówczas, to brutalna konfrontacja będzie nieunikniona i w końcu interwencja sowiecka stanie się faktem".

Pamiętam też o małym incydencie, który ilustruje w jakich warunkach działał Rakowski. 24 sierpnia 1983, będąc z żoną na wakacjach na Mazurach, wpadliśmy na pomysł sprawdzenia, czy nie są w swoim domku nad jeziorem w Praniu. Zastaliśmy ich. Zaprosili na herbatę i od razu Rakowski nam powiedział: „przyjechaliśmy w samą porę; jutro będzie ważnym dniem: pojadę do stoczni gdańskich; będę okropny, oni będą na mnie krzyczeć a ja na nich. Muszę się tak zachować, bo inaczej mnie załatwią w Białym Domu albo powieszą w Moskwie, ale to nieważne, jak się zachowam, ważne jest to, iż dialog, może paskudny, ale jednak dialog zostaje na nowo nawiązany!"

Oczywiście, pamiętamy też, że to właściwie rząd Rakowskiego od września 1988 wprowadził w Polsce najważniejsze reformy, z początkami gospodarki rynkowej i liberalizacji państwa (paszporty w domach obywateli). Było naturalnie o wiele za pózno dla budowania polskiej socjaldemokracji. Nie mozna jednak się oprzeć przekonania, że Rakowski był przede wszystkim tragicznym dzieckiem okrutnych czasów. W innych warunkach ostatni przywódca PZPR byłby dziś świętowany jako polski Brandt lub Palme.

Richard von Weizsäcker
prezydent Republiki Federalnej Niemiec w latach 1984-1994

Jesienią 1970 r. gościłem w Warszawie. Wiedziano tam, że nie należę do partii Willy Brandta, jednak wyraźnie popierałem uznanie polskiej granicy. Nie dane mi wtedy było przeprowadzić rozmów oficjalnych, za to doszło do nawiązania niezwykle interesujących kontaktów z przedstawicielami mediów. Dotyczy to zwłaszcza Mieczysława Rakowskiego. Rozmawiał ze mną niezwykle otwarcie, co było wręcz wyzwalającym doświadczeniem. On, komunista, przejawiał historyczną dalekowzroczność z takim poczuciem odpowiedzialności, jakiego w czasach zimnej wojny między Wschodem i Zachodem jeszcze nie znałem. Bez żadnego ideologizowania chodziło mu o drogi prowadzące do odprężenia.

Nie szukał chwytliwych haseł, lecz zrozumienia na drodze do pokoju.

Ku mojej radości przyjął potem moje zaproszenie do Bonn na uroczystość 75 urodzin Willy Brandta. Również wtedy utwierdził nasze nadzieje na pozytywny rozwój stopniowego polsko-niemieckiego zbliżenia.

Nie ideologie czy dyscyplina partyjna, lecz rozsądek, poczucie odpowiedzialności i charakter składały się na jego wizerunek. Byłem i zawsze pozostanę mu pełen wdzięczności.

Michaił Gorbaczow
były prezydent ZSRR

Wiadomość o śmierci Mieczysława Rakowskiego wywołała u mnie uczucie szczerego żalu. Pozostawaliśmy z Mieczysławem w przyjacielskich stosunkach i pomagało nam to owocnie współpracować w najtrudniejszych czasach przemian.

Gdy pracował w polskim rządzie, kierowanym przez Wojciecha Jaruzelskiego, silnie manifestowało się jego aktywne stanowisko i obywatelskie myślenie, osobiście wiele uczynił dla demokratycznej odnowy polskiego społeczeństwa.

Mieczysława Rakowskiego cechowała wysoka kultura polityczna. Jeszcze będąc redaktorem naczelnym „Polityki" podejmował wielkie problemy polityki międzynarodowej tamtego czasu. Wedle mojej oceny Mieczysław odegrał wielką pozytywną rolę w najbardziej skomplikowanych latach polskich przekształceń. Jako szef państwa i największej partii politycznej sprzyjał wygaszeniu konfliktu narastającego w społeczeństwie. Nie tylko zaakceptował, ale i aktywnie poparł przeprowadzenie głębokich reform politycznych, które prowadziły do obrad Okrągłego Stołu, zakończonych podpisaniem porozumienia z opozycją, a następnie - do pierwszych wolnych wyborów w roku 1989.

Pamięć o Mieczysławie Rakowskim na zawsze pozostanie w sercach nie tylko Polaków, ale i jego prawdziwych przyjaciół na całym świecie.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną