Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prezydent na haku

Sopocki Monciak. Fot. bartdubelaar, Flickr, CC by SA Sopocki Monciak. Fot. bartdubelaar, Flickr, CC by SA
Decyzją sądu oddalony został wniosek o areszt i oskarżany o korupcję prezydent Sopotu Jacek Karnowski będzie odpowiadał z wolnej stopy. Nadal grozi mu 10 lat więzienia.

Gdański Sąd Rejonowy zdecydował, że prezydent Sopotu Jacek Karnowski pozostanie na wolności (nie będą też zastosowane wobec niego żadne środki zapobiegawcze, czyli zakaz opuszczania kraju ani poręczenie majątkowe). O areszt dla K. wnioskowała Prokuratura Krajowa. Po przesłuchaniu 28 stycznia, postawiono mu osiem zarzutów, w tym siedem o charakterze korupcyjnym i jeden dotyczący działań przeciwko wymiarowi sprawiedliwości.

Karnowski nie przyznaje się do winy. Prokratura Krajowa bada tzw. "aferę sopocką" od lipca ubiegłego roku. Wówczas trójmiejski biznesmen Sławomir Julke zawiadomił prokuraturę o propozycji korupcyjnej, jaką miał mu złożyć Karnowski w marcu 2008 r.

Wśród osób, które złożyły osobiste poręczenie za prezydenta lub złożyły deklarację, że gotowe są to uczynić znajdują się m.in. arcybiskup Tadeusz Gocłowski, Lech Wałęsa, arosław Gowin, Władysław Bartoszewski, Aleksander Hall, Jacek Taylor, o. Maciej Zięba i prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.


IAR, A.Z.


Gdy CBA zakończyło kontrolę w Urzędzie Miasta Sopot, pojawił się problem: jej urobek okazał się znikomy. Także prokuratura ma kłopot: zarzuty wobec prezydenta Jacka Karnowskiego rozsypywały się jeden po drugim.

Poseł Jacek Kurski (PiS) na wiecu w Olsztynie: „U was i u nas jest prezydent, który sprzeniewierzył się zasadom, wartościom i obietnicom i wobec którego są bardzo poważne zarzuty. Teraz musimy powiedzieć Olsztyn–Sopot, wspólny kłopot”.

Kłopot Jacka Kurskiego polega na tym, że chociaż mocno zaangażował się w wojnę z Jackiem Karnowskim, ten nadal rządzi Sopotem, mimo że na początku lipca 2008 r. Sławomir Julke zaniósł do prokuratury nagranie mające świadczyć o korupcji prezydenta miasta.

Nagrana przez Sławomira Julke sekwencja brzmi jednak jak niezobowiązująca rozmowa dwóch kumpli. – Mówiłem o jednym mieszkaniu, za które chciałem mu zapłacić, i radziłem, aby drugie było zapłatą dla wykonawcy robót. O jakiej korupcji tu mowa? – tłumaczy Karnowski. I to jest jego linia obrony.

Dziurawe sito

Sopot aferze ze swoim prezydentem przyglądał się bez emocji. Jacek Karnowski przechadzał się głównymi ulicami miasta, odwiedzał kawiarnie, rozmawiał z mieszkańcami. Julke do niedawna chyłkiem przemykał zaułkami, ale teraz też już pojawia się publicznie. – Wiele osób mi gratuluje, ale jedna staruszka krzyczała za mną: donosiciel! – mówi.

W Sopocie jest wiele osób, które uważają, że Julkego wykorzystano, zmuszono go, aby wykonał zadanie. Biznesmen stanowczo zaprzecza, że wziął udział w prowadzonej przez CBA, polityków PiS i osobiście posła Jacka Kurskiego grze przeciwko Karnowskiemu: – Działałem sam, nikt mnie nie namawiał, nikt nie inspirował. Jeżeli tak było, to doszło jedynie do dziwnego zbiegu okoliczności. Sensacja ujawniona przez Sławomira Julke zapoczątkowała bowiem serię oskarżeń wobec prezydenta Sopotu. Z prokuratury – jak z dziurawego sita – od lipca wyciekają informacje o kolejnych podejrzanych historiach z udziałem prezydenta Sopotu i jego bliskich współpracowników. Odgrzebano różne stare sprawy.

Biznesmen Krzysztof Z. twierdzi, że Karnowski kilka lat temu wymusił od niego 200 tys. zł łapówki za zgodę na dzierżawę atrakcyjnych lokali na dyskoteki. Nie potrafi jednak wyjaśnić, dlaczego, choć dał łapówkę, prezydent miasta te dzierżawy mu wymówił, dowodząc, że Z. nie płacił czynszu i nie wykonał prac remontowych, do których się zobowiązał.

Prokuratura bada też sprzedaż miejskiego gruntu znanemu w Trójmieście dealerowi samochodów Kazimierzowi Groblewskiemu. Miał on udostępnić Karnowskiemu luksusową limuzynę marki Porsche, a w zamian miasto na preferencyjnych warunkach sprzedało mu dwie działki, które dotychczas dzierżawił. – Znam pana Groblewskiego, podobnie jak wielu innych sopockich ludzi biznesu – tłumaczy Karnowski. – Kiedy zaczęły pojawiać się plotki, że za pieniądze podatników prowadzę wystawne życie, poprosiliśmy Groblewskiego, aby pomógł nam w primaaprilisowym żarcie.

1 kwietnia prezydent zajechał więc pod urząd nowiutkim Porsche, a za szybą zostawił tabliczkę: „Auto prezydenta”. Po południu samochód wrócił do właściciela. Miasto zresztą nie potraktowało Groblewskiego wyjątkowo. Dokładnie na takich samych zasadach sprzedało działki innym dzierżawcom gruntów w tym rejonie Sopotu.

Karany za czyny kryminalne Paweł S. (syn byłej senator z ramienia SLD) obciąża z kolei byłego wiceprezydenta miasta (dzisiaj wiceprzewodniczącego Rady Miasta), że wziął 30 tys. zł łapówki za zgodę na przebudowę strychu. W rzeczywistości umowę na strych Paweł S. (za pośrednictwem mamy) zawarł notarialnie ze wspólnotą mieszkaniową, a Urząd Miasta nie był w tej sprawie stroną.

Kłopot z gwoździem

Haki zebrane na Karnowskiego i jego ludzi, choć brzmią groźnie, sprawiały prokuratorom kłopot. Trudno na ich podstawie o cokolwiek oskarżyć. Prokuratura co pewien czas wydawała więc komunikat, że prowadzi czynności w sprawie korupcji w Urzędzie Miasta, ale zarzutów wciąż nie stawiała.

Tymczasem od grudnia 2007 r. w Urzędzie Miasta Sopot siedmioro funkcjonariuszy CBA (sam naczelnik wydziału postępowań kontrolnych gdańskiej delegatury oraz sześciu agentów Biura) prowadziło swoje dochodzenie. Przesłuchiwali urzędników i wertowali stosy dokumentów w poszukiwaniu nieprawidłowości towarzyszących największej sopockiej inwestycji – budowie Centrum Haffnera (czytaj też: „Polityka” 30).

Centrum Haffnera (Jean Haffner – lekarz wojsk napoleońskich, założyciel uzdrowiska w Sopocie) to przedsięwzięcie zaplanowane jeszcze w latach 90. W centrum miasta, u zbiegu Grunwaldzkiej i Monte Cassino, zostanie wybudowanych pięć obiektów (hotel, dom zdrojowy, centrum handlowe, budynek biurowo-parkingowy i mieszkalny) o łącznej powierzchni 51 tys. m kw. W tym celu powołano spółkę gminy Sopot (32,26 proc. udziałów), PKO BP (49,43 proc.) i firmy deweloperskiej NDI (18,31 proc.). Miasto swój wkład pokryło aportem w postaci prawie 20 tys. m kw. gruntu, zaś bank i NDI wniosły gotówkę. Po zakończeniu budowy gmina umorzy swoje udziały w spółce w zamian za lokal o powierzchni 2500 m kw. z przeznaczeniem na galerię i salę konferencyjną. Korzyścią dla miasta – poza estetyczną zabudową centrum – jest też już wykonany przez NDI tunel pod ulicą Monte Cassino. Całość inwestycji ma być gotowa w 2009 r.

Kontrola CBA zakończyła się 18 września 2008 r. Raport z niej mógł być gwoździem do trumny prezydenta miasta. Wyliczono 13 nieprawidłowości, głównie jednak urzędniczej natury. To na ich podstawie skierowano, zgodnie z procedurą, wniosek do prokuratury o ściganie sprawców. Tyle że raport CBA okazał się dla tej instytucji zawstydzający. Agenci swoje wnioski wyciągnęli nie na podstawie dokumentów czy opinii biegłych (powołano się tylko na jedną ekspertyzę), lecz przesłuchań urzędników. Ci, pytani o wydarzenia sprzed 10 lat, często nie pamiętali szczegółów. Agenci nabierali w związku z tym przekonania, że ukrywają bądź pomijają prawdę.

Sopocki układ?

Główne zarzuty CBA dotyczą wstąpienia miasta do spółki prowadzącej działalność komercyjną oraz ominięcia przepisów kilku ustaw (o gospodarce nieruchomościami i o zamówieniach publicznych), a także wydania decyzji o wycince drzew, rozebrania starego pawilonu handlowego i obiektu zabytkowego. Całkowicie zignorowano jednak korzyści, jakie Sopot odniesie z inwestycji.

Prof. Michał Kulesza, ekspert prawny i współtwórca reformy samorządowej, w „Opinii w sprawie Centrum Haffnera” napisał: „Większość zarzutów CBA wynika – jak się zdaje – z niezrozumienia istoty funkcjonowania samorządu terytorialnego”. Według prof. Kuleszy miasto miało prawo wejść w spółkę z partnerem prywatnym, nie naruszyło przepisów wynikających z ustaw i spełniło cele publiczne angażując się w tę inwestycję.

Podczas kontroli CBA doszło nadto do dwuznacznej – można nawet rzec, używając języka CBA – korupcyjnej propozycji. Otóż krótko przed zakończeniem kontroli, 21 lipca 2008 r., dyrektor Delegatury CBA w Gdańsku Wiesław Jasiński wystosował do prezydenta Jacka Karnowskiego pismo z prośbą o pomoc w pozyskaniu przez CBA na terenie Sopotu samodzielnie stojącej nieruchomości o pow. biurowej 700–1000 m kw., „możliwie w pobliżu instytucji wymiaru sprawiedliwości i administracji”. 31 lipca prezydent odpisał, że gmina nie dysponuje takim lokalem. Półtora miesiąca później funkcjonariusze CBA ostatecznie parafowali raport. Może gdyby miasto przekazało CBA nieruchomość, miałby on inną wymowę? Czy to nie jest trop dla CBA?

Jacek Karnowski z wychwalanego ojca sukcesu Sopotu (miasto pod jego ręką wspięło się na szczyty rankingów atrakcyjności inwestycyjnej i zadowolenia mieszkańców) przemienił się nagle w ojca chrzestnego układu.

Niedawni koledzy z PO zachowują wstrzemięźliwe milczenie. Sponiewierany prezydent Sopotu robi dobrą minę, ale chyba wie, że stoi na przegranej pozycji. Zapowiedział, że w kolejnych wyborach samorządowych już nie wystartuje. Nawet jeśli wszystkie zarzuty by upadły.

Polityka 45.2008 (2679) z dnia 08.11.2008; Kraj; s. 24
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną