Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Trener na spalonym

Fot. Łukasz Cynalewski/ Agencja Gazeta Fot. Łukasz Cynalewski/ Agencja Gazeta
Co chwilę słychać, by polski sport drużynowy odciąć od zagranicznych trenerów. Bo za drodzy, przemądrzali, bez wyników. Ale na liście następców brakuje swojsko brzmiących nazwisk.
Z reprezentacją siatkarzy pożegnał się już Argentyńczyk Raúl Lozano, wyjechał z Polski jego kolega po fachu Włoch Marco Bonitta, który do sierpnia ub. roku trenował siatkarki. Jego następcą na pewno zostanie Polak – na ostatniej prostej liczą się tylko asystent Lozano Alojzy Świderek oraz najlepszy trener pracujący w damskiej lidze – Jerzy Matlak. Na miejsce zwolnione przez Lozano jest 12 chętnych. Wśród nich dwóch Polaków – Dariusz Marszałek i Grzegorz Wagner.

Moda na obcokrajowców trwa w męskiej koszykówce. Poprzednikami Izraelczyka Muliego Katzurina, który objął stanowisko trenera reprezentacji w marcu ub. roku, byli Słoweniec Andrej Urlep i Serb Veselin Matić. O postępy hokeistów od października dba Szwed Peter Ekroth. Przejął reprezentację od Czecha Rudolfa Rohaczka. Ten z kolei zastąpił Białorusina Andrieja Sidorenkę.

Trener reprezentacji piłkarskiej, Holender Leo Beenhakker, może spać spokojnie przynajmniej do marca, kiedy wznowione zostaną eliminacje mistrzostw świata w RPA. Jeśli w meczach z Irlandią Północną i San Marino Polacy nie zdobędą sześciu punktów, publiczne uściski wymieniane niedawno przez Holendra z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Grzegorzem Lato mogą okazać się tylko pustym gestem.

Ekroth raczej nie przyjechał do Polski dla pieniędzy. Zarabia miesięcznie około 3,5 tys. euro brutto. To dół listy płac. Na drugim końcu jest Beenhakker. Szczegóły jego kontraktu nie są znane, ale liczby najczęściej pojawiające się przy nazwisku Holendra to 600–700 tys. euro za rok pracy. Mniej więcej drugie tyle otrzymał za awans do czerwcowych mistrzostw Europy.

Cena trenera 

Lozano i Bonitta inkasowali rocznie około 100 tys. euro. Oni również mogli powiększyć stan konta o premie, ale tylko Lozano przekonał się, że jego pracodawcy mają gest. Srebrny medal mistrzostw świata został wyceniony na 70 tys. euro. Bonitta za awans z siatkarkami na igrzyska olimpijskie nic nie dostał. Podszedł do sprawy honorowo, uznając zakwalifikowanie się do Pekinu za obowiązek. Nowi szkoleniowcy obu siatkarskich reprezentacji (poznamy ich prawdopodobnie 17 stycznia) mogą liczyć na podobne zarobki, choć w jednym z wywiadów szef siatkarskiej federacji Mirosław Przedpełski wyznał, że związek stać na każdego trenera.

To nie tak. Mamy limit wydatków – prostuje Artur Popko, szef organizującej rozgrywki mężczyzn Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej i jednocześnie członek zarządu związku. – Nie wszyscy kandydaci na stanowisko trenera męskiej reprezentacji sprecyzowali swoje oczekiwania finansowe, ale ci, którzy to zrobili, nie przestraszyli nas – dodaje.

Im mniej popularna dyscyplina, tym apanaże skromniejsze. Trener koszykarzy Muli Katzurin zarobił od czerwca 2007 do września 2008 r. 65 tys. euro, ale on też może się spodziewać dodatkowej nagrody za wyniki. – Drużynie opłaca się walczyć o medal przyszłorocznych mistrzostw Europy. Już dziś mogę zdradzić, że jeśli zespół stanie na podium, dostanie do podziału siedmiocyfrową kwotę. Nie wiem jednak, czy będzie to milion, półtora czy dwa miliony złotych. Sztab trenerski otrzyma prawdopodobnie około 30 proc. tej premii – mówi prezes Polskiego Związku Koszykówki Roman Ludwiczuk.

Pensja trenera tylko w niewielkiej części pokrywana jest z budżetu państwa. Zarządzenie ministra sportu i turystyki reguluje górną granicę miesięcznych zarobków. Według obecnie obowiązującego trener pierwszej klasy może otrzymać miesięcznie nie więcej niż 7,3 tys. zł brutto, czyli około 2 tys. euro. Działacze muszą szukać dodatkowych dochodów na własną rękę. Wynagrodzenie szkoleniowców reprezentacji siatkarskich w całości pochodziło z tzw. środków własnych, na które zrzuca się głównie Polkomtel – strategiczny sponsor reprezentacji. Do budżetu związku koszykarskiego dokładał Prokom Ryszarda Krauze, ale kurek został zakręcony w lipcu po przejęciu spółki przez firmę Asseco. Działacze piłkarscy dostają od państwa dotacje tylko na futbol młodzieżowy. Wiadomo, że prawie połowę podstawowego wynagrodzenia Beenhakkera finansuje jeden z oficjalnych sponsorów reprezentacji – Kompania Piwowarska.

Najlepiej polski sport drużynowy wyszedł na zatrudnieniu Lozano. W grudniu 2006 r. Argentyńczyk poprowadził siatkarzy do srebrnego medalu mistrzostw świata. Na taki sukces trzeba było czekać 30 lat – w 1976 r. Polacy zostali w Montrealu mistrzami olimpijskimi. W Japonii zespół Lozano był niepokonany aż do finału. Styl porażki z Brazylią (0:3 w niecałe półtorej godziny) trochę zepsuł radość, ale i tak na Okęciu srebrną drużynę witały tłumy. Argentyński trener był noszony na rękach, prezydent Lech Kaczyński udekorował go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ciągu dalszego nie było, choć na igrzyskach w Pekinie do szczęścia zabrakło niewiele – ćwierćfinał z Włochami Polacy przegrali w tie-breaku.

Pozostali trenerzy z zagranicy pracujący w Polsce mogą tylko pomarzyć o takich sukcesach. Drużynie Beenhakkera udało się pierwszy raz w historii zakwalifikować do mistrzostw Europy, ale turniej zakończył się dla niej po trzech meczach. Po stronie zysków: jeden punkt i jedna strzelona bramka. Bonitta wywalczył z siatkarkami awans do Pekinu (po 40 latach przerwy), ale tam Polki co rusz trafiały na lepsze od siebie i, zamiast oczekiwanego ćwierćfinału, były łzy, niesnaski i żale wylewane przed kamerami. Katzurin, trener koszykarzy, ciągle czeka na poważny sprawdzian. Szczytem osiągnięć jego poprzednika, Urlepa, był awans do mistrzostw Europy. Polacy nie wyszli z grupy, choć w meczach z trudnymi rywalami – Włochami i Francją – walczyli dzielnie. Opiekun hokeistów, Ekroth, zdążył już przegrać eliminacje do igrzysk olimpijskich w Vancouver, ale prezes Polskiego Związku Hokeja Zdzisław Ingielewicz twierdzi, że najważniejsze będą przyszłoroczne mistrzostwa I Dywizji (hokejowa druga liga) w Toruniu. Stawką jest awans do elity.

Fachowiec z obcym paszportem 

Zatrudnianie trenerów z zagranicy to już nie moda, ale kwestia zdrowego rozsądku – twierdzi Adam Romański, do niedawna dziennikarz sportowy „Gazety Wyborczej”, a obecnie dyrektor sportowy koszykarskiego klubu Energa Czarni Słupsk. – Nie upieraliśmy się przy ściągnięciu do Słupska szkoleniowca z obcym paszportem. Ale wystarczyło trochę rozejrzeć się na rynku, by zrozumieć, że jeśli chodzi o rodaków, nie ma wśród kogo wybierać. Ten zajęty, ten za drogi, ten ma inne plany. Postawiliśmy na Słoweńca Gaspara Okorna i, jak na razie, nie żałujemy – twierdzi. Romański dodaje, że polscy szkoleniowcy nie nadążają za podnoszącym się poziomem rozgrywek ligowych: – Niewielu chce się rozwijać, szkolić. Gwarancją postępu jest dziś oddanie drużyny w ręce fachowca z obcym paszportem, który uczył się od najlepszych.

O niskiej ocenie własnych umiejętności świadczyć może fakt, że do konkursu na trenera reprezentacji siatkarzy przystąpiło tylko dwóch Polaków. Obaj na dorobku. Grzegorz Wagner znany jest przede wszystkim jako syn swojego ojca, Huberta, trenera złotej drużyny z Montrealu. Jego największe osiągnięcie szkoleniowe to wprowadzenie do ekstraklasy Czarnych Radom w sezonie 2005/2006. Dariusza Marszałka nie zna nawet Wikipedia. Ostatnio był trenerem reprezentacji Norwegii, która w światowym rankingu zajmuje 92 miejsce, obok Erytrei i Nikaragui (Polska jest 7). Mówi się, że polscy trenerzy oddali pole z powodu rozsiewanych przez działaczy pogłosek, że godnym następcą Lozano może być wyłącznie obcokrajowiec.

Polskich kandydatów mógł zniechęcić nie tylko długi cień Raúla Lozano. Działacze oczekują od przyszłego szkoleniowca reprezentacji wyników, ale również pomysłu na zmianę pokoleniową kadry, tak by w mistrzostwach świata 2014 r., które odbędą się w Polsce, nasi siatkarze walczyli o medale.

Brak na trenerskim rynku godnych konkurentów wzmacnia pewność siebie Beenhakkera. Po blamażu na mistrzostwach Europy zwołał konferencję prasową, na której niespodziewanie zadeklarował gotowość dymisji, jeśli tylko reprezentacja ma trafić w lepsze ręce. Odpowiedzią było milczenie. Dobrzy trenerzy zagraniczni nie palą się do pracy w Polsce, a krajowych fachowców brak. Żelazny do niedawna kandydat – Henryk Kasperczak, który z sukcesami prowadził kluby francuskie oraz piłkarskie reprezentacje Tunezji i Wybrzeża Kości Słoniowej – rozmienia się na drobne w Górniku Zabrze. Przychodził po kilku jesiennych kolejkach wyciągać klub z zapaści, a zakotwiczył z nim na ostatnim miejscu w tabeli.

Niezastąpieni 

Co zagraniczni trenerzy wnieśli do polskich sportów zespołowych? Przez wszystkie przypadki odmieniane są słowa: profesjonalizm, porządek, dyscyplina, organizacja, wiara i ambicja. Można odnieść wrażenie, że obcokrajowcy zastali spaloną ziemię. Łukasz Koszarek, koszykarz Anwilu Włocławek, mówi, że dopiero bałkańscy trenerzy zapoczątkowali tzw. skauting przedmeczowy, czyli rozbieranie na czynniki pierwsze słabych i mocnych stron zawodników rywala.

Regulaminy też nie były u nas w modzie. W sierpniu 2005 r. Lozano nie wahał się wyrzucić z kadry Łukasza Kadziewicza, Krzysztofa Ignaczaka i Andrzeja Stelmacha za to, że przed finałowym meczem Memoriału Huberta Wagnera z Holandią „poszli w miasto”. Wśród polskich szkoleniowców podniosły się głosy, że to nie pora na kary, bo za pasem mistrzostwa Europy. Lozano się nie ugiął. Gdy Polacy wrócili z Rzymu bez medalu, Argentyńczyk był pierwszym winnym. Nie wszystkim podobały się też metody Bonitty, który potrafił w żołnierskich słowach postawić zawodniczki do pionu. Tyle tylko, że Włoch nie ukrywał swojego stylu – odwiedzających jego stronę internetową wita motto: „Na treningach nie obowiązuje demokracja. Nie ma czasu na kłótnie, liczy się tylko praca”. Jednak przykład poprzednika Bonitty Andrzeja Niemczyka, który dwukrotnie doprowadził polskie siatkarki do mistrzostwa Europy, pokazuje, że sukces można osiągnąć, używając bata sporadycznie.

Wszyscy spragnieni polskiej nominacji trenerskiej będą mieli wkrótce satysfakcję. Siatkarki prowadził będzie Świderek albo Matlak. Temu pierwszemu daje się trochę większe szanse. Tyle tylko, że Świderek nie ma z polską myślą szkoleniową nic wspólnego. Całego trenerskiego fachu nauczył się we Włoszech. Czarnym koniem wyścigu po nominację selekcjonera siatkarzy może być Wagner. Ponoć przygotował bardzo solidną prezentację. Sami siatkarze mówią, że choć Lozano wiele zawdzięczają, nadszedł czas zmiany. – Wystąpiło zmęczenie materiału. Potrzebny nam jest nowy impuls. Słyszę, że koledzy nie wzbraniają się przed opcją polską. Ja mam dwóch faworytów – jednego obcokrajowca i jednego Polaka – mówi Daniel Pliński, środkowy reprezentacji i Skry Bełchatów.

Prezes Ludwiczuk głośno marzy o tym, by losy reprezentacji powierzyć wkrótce Polakowi. – Niewykluczone, że dojdzie do tego już po wrześniowych mistrzostwach Europy. Może nie powinienem mówić tego głośno, bo trener Katzurin się obrazi. Uważam jednak, że wśród młodych szkoleniowców jest kilku zdolnych – twierdzi.

Złudzeń nie ma prezes od hokeja Zdzisław Ingielewicz. Na pytanie, ile czasu potrzeba, by przy boku zagranicznego trenera wychować polskiego następcę, odpowiada: – Maksymalnie? Osiem lat.

Polityka 3.2009 (2688) z dnia 17.01.2009; Ludzie i obyczaje; s. 82
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną