Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gauguin z Woronicza

Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Obecny tymczasowy zarząd telewizji publicznej składa się z prezesa i wiceprezesa, czyli znanego wszechpolaka Piotra Farfała oraz Tomasza Rudomino. Kim, u diabła, jest ten Rudomino? I co zamierza?

W pierwszym tygodniu lutego TVP przeprowadzi się do nowej siedziby, popularnie zwanej Kolosseum. Jej budowa trwała 8 lat. W tym czasie przez zapyziałe, postsocjalistyczne mury budynku telewizji przy Woronicza przewinęło się sześciu prezesów i ponad dwudziestu wiceprezesów. Do nowego gmachu, co stanowi pewien chichot historii, przeniesie się tymczasowa władza w osobach Farfała i Rudomino. Nie jest jasne, czy pozostała część zawieszonego zarządu (prezes Andrzej Urbański, wiceprezesi: Sławomir Siwek i Marcin Bochenek) zachowa prawo do gabinetów w starym budynku, czy wirtualnie zawiśnie między dwoma gmachami?

Niektórzy obserwatorzy gier i zabaw na Woronicza dopatrują się w tej sytuacji strukturalno-politycznej metafory. Oto Farfał z Rudomino (nominaci LPR i Samoobrony) skutecznie ograli prawicę, a przy okazji i PO. Za szczególnie chytrego gracza uchodzi w ich oczach Rudomino, który dokonując cudów zręczności, wyskoczył niczym królik z kapelusza. Jako członek Rady Nadzorczej TVP, wskutek jednego głosowania oraz wielu kuluarowych intryg, przeskoczył barierę instytucjonalną i przekształcił się w wiceprezesa.

Na pytanie: kim jest Tomasz Rudomino, większość osób ze środowiska medialnego odpowiada wzruszeniem ramion. Taka postawa wobec Rudomino wydaje się jednak bardziej trendy niż odpowiadająca prawdzie. Trochę bowiem nie wypada go znać. Tymczasem w latach 2000–2008 jego nazwisko w „Gazecie Wyborczej” oraz w „Rzeczpospolitej” pojawiło się w różnych kontekstach ponad 60 razy. Jeden z kolegów dziennikarzy, który współpracował z nim w Naszej Telewizji, ocenia: – Bystry facet, który zawsze w końcu trafiał na półkę, gdzie stoją konfitury.

Łatka: trędowaty

Swoje niedawne, a dla wielu zdumiewające pięć minut miał Rudomino, kiedy jako jedyny członek rady nadzorczej sprzeciwił się odwołaniu Bronisława Wildsteina ze stanowiska prezesa TVP. Niektórzy pracownicy TVP złośliwie określają ten fakt jako „jedyny heroiczny moment w życiu obecnego wiceprezesa”.

– Przyznam, że byłem zdumiony zachowaniem Rudomino, bo to facet daleki od mojej bajki – wspomina Wildstein. – Kilkakrotnie widywałem się z nim jako członkiem rady nadzorczej. Za każdym razem deklarował, że mnie popiera i uważa, że mogę zreformować telewizję. Wyglądał, jakby był tym naprawdę zainteresowany, pytał o różne rzeczy, a przy okazji niczego nie chciał. Pamiętam, że przyszedł nawet na moją imprezę pożegnalną w TVP.

– Mój głos nie był skuteczny – stwierdza Rudomino – ale chciałem w ten sposób dać wyraz przekonaniu, że Wildstein jest sto razy lepszym prezesem niż ten, który miał po nim nastąpić, czyli Andrzej Urbański. Tak uważam do dziś. Z tym że dziś racja jest ewidentnie po mojej stronie, a to oznacza, że wówczas się nie pomyliłem.

Swoim głosowaniem Rudomino rzekomo bardzo zmartwił Tomasza Borysiuka, członka KRRiT z ramienia Samoobrony. Z jego to bowiem nadania znalazł się w 2006 r. w radzie nadzorczej.

Przypięto mi łatkę człowieka Samoobrony – ubolewa Rudomino – a to jest tak, jakby powiedzieć o kimś, że jest trędowaty. Nie mam z tą formacją nic wspólnego. Kiedy Borysiuk dwa lata temu zadzwonił do Rudomino z propozycją, aby zasiadał w radzie nadzorczej, ten w taki właśnie sposób miał mu odpowiedzieć. Ale Borysiuk odparł, że nie szuka człowieka Samoobrony, tylko człowieka telewizji. W tej sytuacji Rudomino nie miał wątpliwości, że będzie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Pracuje w końcu dla TVP od kilkunastu lat. Zawsze chętnie obserwuje i przygląda się zarówno działaniu firmy, jak i ludzi w niej pracujących. Z zasady stoi z boku, a potem dość nieoczekiwanie wdrapuje się na szczyt. Tak było, kiedy zajmował się dziennikarstwem prasowym. Zaczynał od sprawozdawcy sportowego, był zwykłym reporterem, krytykiem sztuki, aż w końcu został redaktorem naczelnym „Kobiety i Życia” oraz „Pani”. W telewizji też zaczynał jako ten, który nosi kamerę, robił zdjęcia, pisał komentarze do filmów, dialogi, scenariusze filmowe, potem sam kręcił dokumenty, w końcu został producentem. – A teraz jestem tutaj szefem – pointuje, ogarniając ręką telewizyjny gabinet.

Udręka i ekstaza

Nie zaprzecza, że umie korzystać ze sprzyjających okoliczności. W takich momentach się nie waha. Chwyta byka za rogi. Gra va banque. Owszem, przyznaje, zdarzały mu się również przegrane. Kiedyś ktoś zaproponował, żeby został szefem WOT, a ówczesny prezes TVP Robert Kwiatkowski się nie zgodził. Jednak trzeba brać udział w grze, żeby w końcu wygrać.

Lubi, jak powiada, penetrować zjawiska, docierać w głąb. Takiego sposobu patrzenia na świat nauczyła go sztuka. Rudomino, rocznik 1958, skończył historię sztuki na UW. Jeszcze na studiach zrozumiał, że za każdym dziełem kryje się ludzka historia, czyjeś dramaty. Aby dobrze poznać wartość obrazu czy rzeźby – dobrze wiedzieć, kto za nimi stoi, a nie tylko jak się nazywa twórca.

Sztuka nauczycielką życia – to powiedzenie do niego pasuje. Poglądy polityczne mniej się liczą. Pytany o światopogląd, wije się jak piskorz. Przyparty do muru, w końcu odpowiada: – Jestem buntownikiem, a tacy nie uznają opcji politycznych. Najbardziej liczy się dla niego poczucie wolności. Nauczył się tego od swojego ulubionego malarza Paula Gauguina, który zerwał z paryskim życiem i wyjechał na Tahiti, aby realizować swoją pasję. Rudomino, tropiąc ślady Gauguina i jego niezwykłe życie, odwiedził Tahiti sześć razy.

W sumie był w 150 krajach. Biegle włada angielskim i francuskim. Przez 10 lat robił dla TVP, wraz ze swoją życiową partnerką, dziennikarką i reporterką Anną Kwiatkowską, program „Podróżnik”. – Teraz kontrakt na „Podróżnika” się zakończył. Tak zdecydowaliśmy, gdy chodzi o nowe produkcje – stwierdza Kwiatkowska. – Objęcie stanowiska przez Tomka oznacza wielką zmianę w naszym życiu. Do tej pory pracowaliśmy razem.

Poznali się w „Trybunie”, kiedy w 1995 r. Rudomino został prezesem zarządu spółki Ad Novum, wydającej tę gazetę. Wtedy Anna Kwiatkowska założyła związek zawodowy, bo Rudomino rozpoczął swoją działalność od zwolnienia zasłużonej dziennikarki. Wystarczyła z nim jednak jedna dłuższa rozmowa, aby dał się przekonać i konflikt został zażegnany. Związek zawodowy pozostał.

Oboje pracowali później wspólnie dla Naszej Telewizji, która jednak dość szybko zwinęła żagle. Potem zaczęli swoją przygodę z TVP. Anna Kwiatkowska (primo voto Golimont – pierwszy mąż jest obecnie działaczem warszawskiego SLD) to absolwentka polonistyki UW. Pierwsza żona Rudomino, Katarzyna, także studentka historii sztuki UW, miała za babcię Wandę Jakubowską. Reżyserkę filmową, twórczynię słynnego powojennego filmu o obozie koncentracyjnym „Ostatni etap”, a co ważniejsze – profesora w szkole filmowej.

Jakubowska była komunistką uznawaną za wzorcową (choć nakręciła też „Króla Maciusia Pierwszego”). We wspomnieniach Tomasza, męża wnuczki, jawi się jako osoba niezwykle ideowa, surowa, ascetyczna (paliła tylko francuskie gauloisy). Jej nazwisko zaś, odbierane jako symbol niezłomnej lewicowej postawy, otwierało za panowania socjalizmu wiele drzwi.

Rudomino zrobił o niej film „Jestem babką polskiego kina”, powszechnie uznany za interesujący, jakkolwiek sam autor w swoim oficjalnym życiorysie tego akurat dzieła nie wymienia. Nie wymienia również tytułu swojej książki, napisanej wspólnie z Anną Kwiatkowską, „Kto się boi Art B?”, wydanej w 1997 r. przez BGW. Jest to wywiad-rzeka z Bogusławem Bagsikiem i Andrzejem Gąsiorowskim, odsłaniający nieznane szczegóły sprawy.

Dwa lata temu Rudomino wydał też „Podróże ze smakiem”, książkę, ujawniającą jego następną wielką pasję – kulinarną. Fascynuje go zwłaszcza kuchnia etniczna. Zbiera przepisy na regionalne dania, a także fotografuje potrawy. Niestety, jest też czynnym smakoszem, w związku z tym stale się odchudza.

Bilet powrotny

Marcin Bochenek, jeden z zawieszonych wiceprezesów TVP, przyznaje, że odczuwa dyskomfort tej sytuacji, jednak nie dlatego, żeby czuł się przyspawany do stołka. Boli go fakt, iż zawieszenie odbyło się w ośmioosobowym składzie, chociaż rada powinna liczyć dziewięciu członków. 18 grudnia wrócił z konferencji poświęconej technologicznemu rozwojowi firmy, a 19 grudnia musiał opuścić swoje stanowisko.

Jak na razie, zgodnie z zapisem sądu rejestrowego, na trzy miesiące, ale sytuacja może się przedłużyć. W Polsce, jak wiadomo, prowizorki są najtrwalsze. Na razie zawieszony wiceprezes Bochenek może się tylko przyglądać, jak Rudomino (odpowiedzialny za sprawy programowe) wycina ludzi PiS, głównie tych ze stanowisk decyzyjnych i opiniotwórczych (w sumie kilkanaście już osób, m.in. dyrektora TVP1, pięciu dyrektorów ośrodków regionalnych, dziennikarzy prowadzących audycje publicystyczne, zapowiada renegocjacje kontraktów z gwiazdami). Warszawski Oddział SDP zaniepokojony sytuacją w TVP zaapelował (tradycyjnie już przy takich okazjach) w specjalnym komunikacie o odpolitycznienie mediów publicznych, gdyż „atmosfera zagrożenia i niepewności” nie służy realizacji misji.

Rudomino nie ma jednak wątpliwości. Wycina, jego zdaniem, wcale nie niepokornych czy też kojarzonych z konkretną opcją polityczną, ale tych, którzy nie chcieli pogodzić się z sytuacją, jaka nastąpiła w firmie po 19 grudnia. Odmawiali wykonywania poleceń służbowych lub wydania dokumentów. Kontestowali.

Czy nie obawia się, że pewnego dnia sam zostanie bezlitośnie sczyszczony ze stanowiska? – Mam bilet powrotny – odpowiada – z konkretnym terminem podróży, to się nazywa apex. Takiego biletu nie można przedłużyć, chyba że jeszcze raz zapłaci się za niego tę samą cenę. Zawsze chciałem mieć wpływ na program w TVP, teraz go mam. Myślę, że pragnąłem przeżyć taką przygodę.

Nie obawia się o swoją przyszłość, kiedy ta przygoda się zakończy. Jest bowiem doświadczonym reporterem, filmowcem, ma obycie menedżerskie. Choć najmniej lubi te ostatnie obowiązki, bo nie znosi przywiązania do biurka. Jeśli musi, mimo psychicznych oporów, zakłada garnitur i krawat, poddaje się rytmowi biznesowych spotkań. Jest przekonany, że w życiu czeka go jeszcze wiele frapujących podróży. Ma uprawnienia pilota zagranicznych wycieczek, prowadzi wyprawy dookoła świata. Liczy, że jak Paul Gauguin – nawet na wygnaniu, nawet w najcięższych chwilach – będzie cieszył się życiem.

– Do tego nie potrzeba niczego więcej poza wewnętrznym bogactwem – stwierdza. – Tego też nauczyłem się od Gauguina.

Polityka 5.2009 (2690) z dnia 31.01.2009; Ludzie i obyczaje; s. 92
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną