Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Łoś na torach

Może choć raz uda się nam zostać liderem w dziedzinie ochrony przyrody

Czy łosie muszą ginąć pod kołami pociągów?  Ostatnio coraz więcej jest tych przypadków, zwłaszcza w okolicy Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie zwierzęta, wielkie i może dlatego nie odczuwające strachu przed byle czym, a z pewnością poszukujące teraz pożywienia, wędrują i przekraczają tory kolejowe. W ciągu zaledwie kilku tygodni tego roku, nad Biebrzą, zginęły dwa łosie. W makabrycznych okolicznościach: jedno ze zwierząt, jeszcze żywe, lokomotywa wlokła kilka kilometrów aż do stacji, bo kierujący nią człowiek nawet się po zderzeniu nie zatrzymał. W miniony wtorek zginął kolejny łoś, na trasie Grajewo - Ruda. Zresztą giną nie tylko łosie, także dziki i sarny.

Tymczasem kilka lat temu prof. Simona Kossak, wspaniały biolog i przyrodnik, wynalazła sposób na odstraszanie zwierząt. Urządzenia odstraszające pomysłu prof. Kossak wydają dźwięki informujące zwierzęta o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Jak się okazuje - bardzo skutecznie. Wiadomo, bo 62 urządzenia odstraszające zainstalowała już PKP PLK na trasie z Mińska Mazowieckiego do Siedlec. Jak meldują kolejarze i przyrodnicy, TO DZIAŁA. Na trasie, gdzie kiedyś najczęściej ginęły zwierzęta wreszcie nie dochodzi do takich zdarzeń. Urządzenia odstraszające, skoro tak dobrze się sprawdziły w praktyce, można by instalować również na innych trasach, gdzie tory przecinają drogi wędrówki zwierząt: takie miejsca są dobrze znane i kolejarzom i przyrodnikom. Odstraszacze, jak twierdzą fachowcy, są skuteczniejsze niż specjalne kładki nad torami, które zwierzęta nie zawsze potrafią odnaleźć i zaakceptować.

Oczywiście, chodzi o pieniądze: koszt jednego odstraszacza i jego montaż to około 35 tys. zł. Urządzenia trzeba instalować w odpowiedniej odległości od siebie, żeby ich działanie dawało efekt. Mimo trudności, Polskie Linie Kolejowe (PKP PLK) są tym jednak faktycznie zainteresowane. Na szczęście.

W piątek 20 lutego, PKP PLK organizuje nawet „Piknik łosiowy" w okolicy stacji Mrozy, by zaprezentować zainteresowanym, jak w praktyce działają odstraszacze zwierząt.  Zanim jednak urządzenia staną przy torach, kolej przyrzeka wprowadzenie ograniczenia prędkości pociągów w najbardziej newralgicznych miejscach: pociągi pojadą 50 km. na godzinę. Dziś jadą  dwa razy szybciej.

Okazuje się zresztą, że nasze odstraszające urządzenia już robią furorę w krajach skandynawskich, gdzie łosie także sprawiają kłopoty, zwłaszcza kierowcom. Może choć raz uda się nam zostać liderem w dziedzinie ochrony przyrody. Bo na razie nie mamy się czym pochwalić. Na drogach giną setki tysięcy dzikich zwierząt, saren, zajęcy, a zwłaszcza jeży, które nie wbiegają przecież niespodziewanie na jezdnię. Czasem wygląda jakby kierowcy celowo na nie najeżdżali. A żaby? Wciąż nie ma dla nich bezpiecznych przejść.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną