Zwolennicy Rokity powiedzieliby zapewne, że taki już on jest, skłonny do ryzykownych metafor i bezkompromisowy, że to tylko szarża intelektualisty. Ale waga tych stwierdzeń skłania do tego, aby potraktować je poważnie. Zawsze przypuszczałem, że konserwatyści tacy jak Rokita może w coś wierzą, ale nie w ludzi. Konserwują tradycję tylko dlatego, że są przekonani, iż ludzie nie potrafią wymyśleć czegoś lepszego i mądrzejszego – należy zatem trzymać ich pod kontrolą.
Rokita twierdząc, że alternatywą dla katolicyzmu Polaków jest ich zeszmacenie się i budka z piwem, mówi zatrważające głupstwa, obraźliwe dla niewierzących i tych wierzących, którzy nie utożsamiają się z radiomaryjną wersją katolicyzmu. Dobrze, że Rokita nie jest już politykiem, nie podzielam żalów po nim. Nie chciałbym być nigdy rządzony przez ojca Rokitę.