Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ostatnia potyczka

Hanna Lis strzeliła samobójczego gola. Może tego właśnie chciała?

Mecz Hanny Lis, prezenterki „Wiadomości" z telewizją publiczną trwa już od dłuższego czasu, a w zasadzie zaczął się zanim jeszcze podpisała kontrakt z ówczesnym prezesem TVP, Andrzejem Urbańskim. Nikt nikogo nie zmusza, nie robi tego nawet PiS, do zatrudniania się w charakterze telewizyjnej gwiazdy. Hanna Lis podjęła decyzję o podjęciu pracy, wbrew wielu głosom krytyki, również ze strony środowiska i przyznam, że podobało mi się jej postępowanie.

Każdy dziennikarz w demokratycznym państwie ma prawo pracować i wypowiadać się tam, gdzie chce. Z pewną sympatią też przyglądałam się potyczkom Hanny Lis z władzami telewizji, bo dobijała się o nie krzyżowanie się dziennikarskiego politykierstwa z zawodową rzetelnością.

Być może walka Lis z władzami TVP i tak z góry skazana była na przegraną, ale tym razem znana dziennikarka strzeliła sobie, moim zdaniem, samobójczego gola. Przemilczenie informacji zawsze rodzi podejrzenie. Co bowiem chciała ukryć Hanna Lis? Przecież nie fakt, że Lena Kolarska-Bobińska była do 7 kwietnia 2009 szefową Instytutu Spraw Publicznych, ani że ranking europosłów wygrali deputowani PO, bo takie obiektywnie były wyniki badań, ani też, o czym wszyscy wiedzą, że Lena Kolarska-Bobińska startuje jako kandydatka do Europarlamentu z listy PO. O co więc chodziło Hannie Lis? Dlaczego zdecydowała się zaryzykować własną reputację dziennikarki niepokornej, ale wiernej faktom?

Być może stało się coś, o czym nie wiemy. Być może Hanna Lis chciała zostać z hukiem zwolniona z TVP, a jeśli tak to z pewnością do nikogo nie powinna mieć pretensji. I chyba nie ma. Sama wybrała taką drogę zawodową na tym etapie i sama za nią odpowiada. Można wspólnie bić się o prawdziwość faktów. Trudno bronić podejrzeń o insynuacje.

Reklama