Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Przemiana Mariana

Krzaklewski miał kilka ksywek: piękny Maniuś, Maryjan, Duce...  Fot. Jarosław Stachowicz/Forum Krzaklewski miał kilka ksywek: piękny Maniuś, Maryjan, Duce... Fot. Jarosław Stachowicz/Forum
Po siedmiu latach Marian Krzaklewski wraca do polityki. Bo zmienił poglądy czy tylko trochę je przewietrzył? Wkrótce rozstrzygną o tym wyborcy.

Marian Krzaklewski będzie otwierał listę Platformy Obywatelskiej na Podkarpaciu. Wiele osób poczuło się obrażonych decyzją partii. Andrzej Olechowski, jeden z ojców-założycieli PO, uznał nawet, że to policzek. Platforma powstała w proteście przeciw Krzaklewskiemu, jego retoryce, wizji świata, stylowi uprawiania polityki, nepotyzmowi, populizmowi. Publicznie nazwał Targowicą wszystkich, którzy poparli konstytucję. Podobał mu się pomysł intronizacji Chrystusa na króla Polski.

Był destruktorem: udział Krzaklewskiego w obaleniu rządu Hanny Suchockiej i – w efekcie – powrocie lewicy na scenę jest niewątpliwy. Przyłożył też rękę do rozpadu koalicji AWS-UW. Pierwszy tak ostro użył w kampanii prezydenckiej czarnego PR, pokazując film, na którym jego kontrkandydat Aleksander Kwaśniewski i szef BBN Marek Siwiec parodiują gesty Jana Pawła II. Mówił, że jeśli Europa, to tylko Europa ojczyzn, ewangelizowana przez Polaków. Nie krył obaw, iż po wejściu do UE wykupią nas cudzoziemcy. Niejasna była wreszcie rola Krzaklewskiego w procesie prywatyzacji PZU oraz finansowanie jego kampanii wyborczej.

Miał ksywkę piękny Maniuś albo Maryjan, bo ojciec Rydzyk obdarzał go swym błogosławieństwem. Kochał władzę i własne odbicie w lustrze. Jedni mu schlebiali. Inni go nienawidzili, ośmieszali, a wielu po prostu się go bało.

Z eurosceptyka eurorealista

Po zniknięciu z polityki i życia publicznego w 2002 r., Marian Krzaklewski zaszył się na związkowej posadzie w Komisji Krajowej Solidarności, a wkrótce zaczął się udzielać w Brukseli, w polskiej delegacji do Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. EKES jest niezależnym ciałem doradczym w sprawach polityki gospodarczej i społecznej. W ciągu pięciu lat Krzaklewski był sprawozdawcą sześciu projektów, ostatnio projektu 50+, o możliwościach i korzyściach zatrudnienia pięćdziesięciolatków. Nie zajmuje się prawem pracy, lecz rynkiem pracy i odpowiedzialnymi zachowaniami na nim.

Przygląda się wspólnej Europie od kuchni; aktywnie, co potwierdzają nawet konkurenci. Doradzanie już mu się widocznie znudziło, zatęsknił za czymś więcej, za możliwością wpływania na politykę europejską i krajową oraz podnoszeniem ręki w ważnych sprawach. Mówi, że od połowy obecnej kadencji już się przygotowywał do zmiany. Spodobało mu się w Brukseli.

Krzaklewski otwarcie przyznał, iż miał zamiar wystartować z listy PiS. Z Jarosławem Kaczyńskim negocjował tę kandydaturę Janusz Śniadek, szef NSZZ Solidarność: Krzaklewski jest wciąż etatowym pracownikiem związku, członkiem Komisji Krajowej. Ale Kaczyński zgody na Krzaklewskiego nie wyraził. Wtedy wykonał zwrot, przyjął propozycję Grzegorza Schetyny.

– To, że Marian został kandydatem PO, jest dla mnie pełnym zaskoczeniem, a nawet kłopotem – nie kryje przewodniczący Śniadek. – Wśród członków związku ta decyzja wywołuje dezorientację, ze względu na różnice ideowe i programowe dzielące PO i Solidarność.

Inaczej tę decyzję ocenia Andrzej Adamczyk, szef działu zagranicznego krajówki: – Marian jest przekonanym Europejczykiem, a z temperamentu pozostał politykiem. To zrozumiałe, że szuka dla siebie miejsca w największej frakcji PE, Europejskiej Partii Ludowej, gdzie należy PO, a nie w marginalnej, gdzie działa PiS. Jest zwolennikiem wprowadzenia euro. – Nie boję się, że utracimy suwerenność: o suwerenności nie świadczy nazwa monety – mówi. Ale poza tym z Platformą nie łączyło go nic lub prawie nic. Jeśli nie liczyć dawnych przyjaciół ze Związku lub AWS, którzy też kandydowali z list PO, jak choćby Jerzy Buzek czy Stefan Niesiołowski.

Krzaklewski: – W głębi duszy jestem wrażliwym społecznie chrześcijańskim demokratą. Coś na kształt CSU ŕ la Pollacca. Do Platformy się nie zapisze. – Spodobał mi się natomiast projekt PO, to, że partia postawiła na osoby zaawansowane w sprawach europejskich, kompetentne. Im lepsza jest reprezentacja, tym więcej może zrobić. Ja, ciężko harując, przygotowywałem się do tego zadania. Krzaklewski mówi, że do Brukseli jeździł wcześniej niż inni ze względu na kontakty związkowe. – Miałem spotkania z instytucjami europejskimi i komisarzami; już na początku lat 90. rozmawiałem o subsydiowaniu polskich autostrad, bo w tym widzieliśmy receptę na skutki restrukturyzacji i bezrobocia. W Solidarności uprawialiśmy politykę europejską.

Jako szef największego klubu parlamentarnego, AWS, mówił z trybuny sejmowej w 1999 r.: „Wbrew pojawiającym się opiniom Polska nie ograniczy swojej tożsamości dlatego, że przystąpi do UE. Odwrotnie: Integracja w ramach Unii jest szansą na budowę i wzmocnienie naszej tożsamości”. Dziś mówi o sobie: – Jestem eurorealistą. Na razie nie ponieśliśmy żadnych złych skutków tego zjednoczenia, ani na wsi, ani w mieście. Coraz bardziej koncepcje europejskie się sprawdzają, zwłaszcza w sytuacji kryzysu.

Cudowne nawrócenie? – Warunków nikt mi nie stawiał, umówiliśmy się, że będę członkiem frakcji parlamentarnej, w której jest afiliowana Platforma, czyli Klubu Chrześcijańskiej Demokracji Europejskiej – Europejskiej Partii Ludowej – mówi. – Sprawa jest postawiona jasno: to akceptacja programu PO przedstawianego w instytucjach europejskich.

Z Kaczyńskimi przez życie

Krzaklewski nie przypomina sobie personalnego konfliktu z Jarosławem Kaczyńskim, bo – jak mówi – nie jest pamiętliwy. Ale to oczywiste: nie pasował do drużyny Jarosława. Ma skłonności przywódcze, nawet dyktatorskie, przydomek Duce zyskał nie od parady. Wysoki, wyszczekany, przystojniak, w dodatku mówi po angielsku, włosku i francusku. Inteligent, nie żoliborski, ale z tradycjami zakorzenionymi w dworku pod Lwowem i lekarskiej rodzinie w małym mieście. Z doktoratem. Informatyk, używa Internetu, ma konto i kartę kredytową. To trochę za dużo jak na wytrzymałość prezesa PiS. Po co wyciągać z niebytu takiego konkurenta.

Kontakty Krzaklewskiego z Bliźniakami są długie i skomplikowane. To Marian pokonał niespodziewanie Lecha Kaczyńskiego w wyborach na szefa Solidarności w lutym 1991 r. Kaczyński był niemal pewnym następcą Lecha Wałęsy, którego obaj z bratem popchnęli do prezydentury. A tu zjawił się Marian, bez opozycyjnego, bohaterskiego rodowodu (zaledwie organizował Solidarność w PAN, w 1984 r. siedział, ale tylko dwa miesiące za rozwożenie bibuły), i zwyciężył.

Lech Kaczyński, który nie docenił przeciwnika, z trudem przełknął porażkę. – Sam go za uszy wyciągnąłem, powierzyłem mu opiekę nad branżami w Komisji Krajowej. Dostrzegłem, że jest pracowity i ambitny, choć trochę mnie te jego ambicje drażniły. Na Śląsku wkładali mu do głowy, że może zostać szefem – mówił potem Kaczyński. Jarosław zapewne podzielał uczucia brata. W dodatku Krzaklewski, gdzie mógł, podkreślał, iż Związkowi groziło podporządkowanie partii braci Kaczyńskch, Porozumieniu Centrum, i że on się na to nie godzi. Mówiło się, że zaczął urzędowanie od skrupulatnej dekaczoryzacji w centrali.

Uczył się dopiero wielkiej polityki, przemawiania, języka wiecowego. Budował swoją pozycję. Negocjatorzy go nie lubili. – Jest chaotyczny, trzeba go dyscyplinować – wspominał Michał Boni, wtedy minister w dwóch rządach, Suchockiej i Bieleckiego. – Sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał praw ekonomii. Nie uznawał oczywistych faktów, nie wierzył partnerom. Niekonsekwentny: zdarzało się, że akceptował coś i wycofywał się niespodziewanie. Gdybym miał wskazać najgorszego negocjatora, byłby nim Marian.

Kiedy powstała wymyślona przez Jacka Rybickiego Akcja Wyborcza Solidarność, to Krzaklewski chodził w aureoli zjednoczyciela skłóconej prawicy. Mówiono o nim: cudotwórca, bo nikt nie wierzył, iż się uda. To on wprowadził AWS do Sejmu, a nawet – demokratycznie, jak podkreśla – mianował swojego premiera Jerzego Buzka.

Wkrótce stał się najbardziej wpływowym politykiem, zatrudniał, zwalniał, mianował ministrów i nie przestawał brylować w mediach. Grał na ludzkich słabościach, ambicjach i emocjach. Często był arogancki. Kierował rządem z tylnego siedzenia. Wziął wszystko, był szefem związku, szefem klubu parlamentarnego, przewodniczącym AWS, a potem RS AWS. Był także delegatem polskiego Sejmu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, wiceprzewodniczącym grupy Europejskiej Partii Ludowej oraz Człowiekiem Roku „Wprost”.

PiS powstało w proteście. I dzięki AWS. – Gdyby nie mianowanie przez AWS Lecha Kaczyńskiego na stanowisko ministra sprawiedliwości, tej partii może by nie było. Uczestniczyłem w tych decyzjach jako szef ugrupowania, akceptowałem zmiany na stanowiskach ministerialnych. Buzek wyciągnął Kaczyńskego z politycznego niebytu, a ja się do tego przyczyniłem. Może dlatego teraz PiS przekornie odmówiło mi miejsca na liście – przypomina Krzaklewski z uśmiechem.

Właśnie szykuje się kolejna odsłona. Platforma nigdy nie wygrała na Podkarpaciu. W niedawnych wyborach uzupełniających do Senatu Stanisław Zając z PiS pokonał kandydata PO o dwie długości, choć w kraju notowania partii Donalda Tuska były rekordowo wysokie. Liderzy postawili na jedną kartę, chcą przełamać niemoc, Krzaklewski ma w tym pomóc. Pochodzi z Kolbuszowej, jako swojak zawsze miał w okręgu rzeszowskim dobre notowania. Nawet w wyborach prezydenckich zdobył ponad 200 tys. głosów (choć to w rodzinnej Kolbuszowej właśnie zakłócili inaugurację kampanii aktywiści Solidarności ’80), a wreszcie w 2001 r., gdy AWS nawet nie przekroczyła progu, on zebrał ponad 18 tys. głosów.

Teraz napisał (jak zresztą przed każdymi wyborami) program komputerowy symulujący rozdział mandatów. – Te głosy nie są zapracowane przez PiS. Nie jest tak, że w moich rodzinnych stronach nagle wybuchła miłość do dwóch liter ze spójnikiem. Głos do głosu to mój wynik z 2000 r. – ocenia. I ma nadzieję, że elektorat do niego wróci, nawet gdy będzie kandydował z list PO. Wyliczył, iż powinien zdobyć mandat, a jest także szansa, aby wprowadzić drugą osobę z listy. Dla PO wyścig do Brukseli to również sondaż przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Krzaklewski, wystawiony na pierwszą linię, uchyla się od tych skojarzeń. – Partie i politycy chcą za pomocą tych wyborów rozegrać kolejny mecz. Ja jednak będę się starał prowadzić europejską debatę programową. Chcę mówić w kampanii o tym, co będziemy mogli zrobić w PE dla ludzi, dla regionów takich jak Podkarpacie.

Jarosław Stachowicz/Forum

Co Marian zrozumiał

Marzeniem Krzaklewskiego była prezydentura. Wszyscy, którzy go znają, podkreślają, że miał głęboki kompleks Wałęsy i Kwaśniewskiego. Wierzył, iż wygra. Postawił na skrajnie prawicowy elektorat. Walkę z komuną uczynił swoim sztandarowym hasłem: domagał się lustracji, uznania PZPR za zbrodniczą organizację. Żądał powszechnego uwłaszczenia. Miał nawet hasło na kampanię: rodzina na swoim. I bardziej luzackie, dla młodych: Krzak – tak. Występował w Radiu Maryja, wspierała go tam siostra, posłanka AWS Barbara Frączek.

Był dopiero trzeci. Przegranym się nie wybacza: w AWS narastał ferment, liderzy ugrupowań żądali ustąpienia Krzaklewskiego. Jeden z działaczy związkowych i poseł przemawiał dramatycznie: „Miałeś Marian złoty róg. Teraz nie masz nawet sznura”. Bronił się: „Przegraliśmy, bo obóz postsolidarnościowy był podzielony. Ale ta klęska może być początkiem naszego sukcesu”.

Sukcesu nie było, na grudniowym zjeździe „S” Krzaklewski zrezygnował z kierowania AWS. Zaczął się zjazd po równi pochyłej – i Krzaklewskiego, i AWS. A ludzie coraz bardziej mieli dość AWS, zawłaszczania państwa, retoryki Mariana i chcieli zmiany. Krzaklewski tego nie wyczuł w porę, stracił instynkt. Zespół rockowy Kowalski pożegnał go specjalnie napisaną piosenką: „Kiedy Marian ze schodów spadł i nagle mu się odmienił świat”. – Na własną prośbę – komentowano. Parę miesięcy później, w 2002 r., Krzaklewski po prawie 11 latach stracił pozycję lidera Solidarności. Po wszechwładzy nastał niebyt. Nazwano go królem zmarnowanych szans.

Mówi, iż patrzy dziś z dystansu na wiele spraw. Powinien był zostać premierem w 1997 r., ale czas nie sprzyjał. – Było nie do pomyślenia, że przewodniczący związku zostaje premierem, czyli związek przejmuje władzę wykonawczą. Ale udało się wylansować Jerzego Buzka, dziś najpopularniejszego polityka polskiego w Brukseli. Złośliwi mówią, iż teraz role się odwrócą i doświadczony parlamentarzysta Buzek będzie kierował Marianem.

Zdaniem Krzaklewskiego, porażki były rezultatem wprowadzania przez AWS wielkich reform, powodujących społeczne koszty na dużą skalę. – Polityk, który podejmuje reformy, powinien mieć świadomość, że zapłaci za to. Ja zapłaciłem, jak wielu. Przecież żaden inny rząd nie podjął reform na taką skalę jak rząd AWS. Nie mogę sobie wyobrazić, jak moglibyśmy uruchomić fundusze europejskie, gdyby nie było reformy terytorialnej i samorządowej – dodaje.

Ta polityczna ławka rezerwowych, jaką jest EKSE, z pewnością mu nie zaszkodziła. Mówi, że się rozwija, że te lata uruchomiły w nim pozytywne emocje. Ma więcej doświadczenia i siwych włosów.

W sprawie sprzedaży ziemi obcokrajowcom zmienił poglądy radykalnie. – To były prognozy dosyć histeryczne. Okazało się, że rynek rozwiązuje to inaczej, niż polityka sobie wyobraża. Choć pewne uregulowania muszą być – asekuruje się.

W sprawie intronizowania Chrystusa: – Autorem wniosku w Komisji Krajowej był Tomasz Wójcik. Ja tylko konsultowałem to z przedstawicielami Episkopatu. Ale nikt z hierarchii kościelnej nie oczekiwał, żebyśmy jako związek się angażowali. Nie pamiętam, czy potem była podejmowana jakaś uchwała na ten temat.

W sprawie konstytucji: – Brak w niej było formalnego odcięcia od państwa totalitarnego. W wielu dziedzinach życia pozostała ciągłość prawna z systemem komunistycznym. Nie było też bezpośredniego nawiązania do demokratycznej II Rzeczpospolitej. Moja wypowiedź o Targowicy tego właśnie dotyczyła.

W sprawie Europy: – To nadal jest Europa narodów i jeszcze długo taką będzie.

W swojej sprawie: – Wiem, jaki jestem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną