Nowy minister sprawiedliwości Andrzej Czuma do pomysłów poprzednika podobno nie był przekonany i musiał mieć czas na zastanowienie się, a gdy już to zrobił, postanowił projekt zmienić. Okazuje się, że prokuratora generalnego ma teraz powoływać premier, a nie, jak wcześniej planowano, prezydent, co dawałoby szefowi wszystkich prokuratorów wyższą rangę niż na przykład komendantowi Policji czy Straży Granicznej, którzy są powoływani przez premiera. Nie bardzo wiadomo, czy minister chciał się przypodobać premierowi, czy też ktoś mu rozwiązanie podpowiedział, ale wymyślił źle. Powoływanie przez prezydenta, nawet Lecha Kaczyńskiego, spośród kandydatów wskazanych przez różne sądowo-prokuratorskie gremia i z kontrasygnatą premiera, bo ona być musi, nie odsuwa szefa rządu od ostatecznej decyzji. Daje za to szansę szukania kandydata minimalnego kompromisu i czyni go bardziej niezależnym.
Projekt z komisji wrócił więc do podkomisji, gdyż minister zaproponował także inne zmiany i właściwie nie bardzo wiadomo, kiedy i w jakiej formie wejdzie pod obrady Sejmu. Wśród nielicznych posłów prawników PO panuje spora konfuzja, wydaje się, że w kierownictwie resortu, wyjąwszy oczywiście samego szefa, też. Minie więc kolejny rok i żadnego rozdzielenia, czyli zmiany ustrojowej nie będzie. Grzechy ministra Ziobry śledzić zaś będą coraz bardziej uwikłane w swoje wewnętrzne spory komisje śledcze, z których żadna efektów nie przyniesie. I tak oto doszliśmy do momentu, kiedy dzięki ministrowi Czumie premier i PO będą musieli oznajmić – ten sztandar proszę już wyprowadzić. Niech będzie tak, jak chce PiS, czyli tak, jak było i jest.