Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Korporacje - podpora demokracji

Korporacje są podporą demokracji plebiscytowej, w której władzę zdobywają nie mężowie stanu, tylko różni chippendales.

  • DEBATA: Zakony kapitalizmu - Kryzys sprawił, że władza polityczna starła się z władzą korporacji. Przypomina to średniowieczne zmagania cesarzy z Kościołem - uważa Jacek Żakowski

Z powodu krachu na rynkach finansowych, który był rezultatem odejścia od klasycznych zasad ekonomii, pojawiły się rozważania o upadku kapitalizmu i wolnorynkowej filozofii liberalnej.

Tymczasem na Wall Street nie mógł upaść kapitalizm z tej prostej przyczyny, że go tam od dawna nie było. Kapitalizm to system oparty na własności prywatnej. A czy dzisiejsze wielkie korporacje notowane na największych giełdach świata mają prywatnych właścicieli, którzy podejmują decyzje gospodarcze dotyczące swojego majątku i odpowiadają nim za skutki swoich decyzji? Wole żarty. Dziś rządzą nie właściciele, tylko urzędnicy korporacyjni. Doskonale rozumieją się oni z urzędnikami państwowymi - bo to także urzędnicy. Różnica między nimi polega na tym, że jedni zarządzają pieniędzmi podatników, a drudzy akcjonariuszy. Podobieństw zaś jest o wiele więcej. Po pierwsze i ci, i ci zarządzają nie swoimi pieniędzmi. Po drugie, akcjonariusze są dziś tak samo anonimowi jak podatnicy. Po trzecie, wywalenie z posady urzędnika korporacyjnego jest dziś dla akcjonariusza tak samo trudne, jak dla wyborców wywalenie urzędnika państwowego. Trzeba zdobywać większość, zawiązywać koalicje i sporo się natrudzić. Więc urzędnicy korporacyjni zajmują się tym samym co urzędnicy państwowi: robieniem wody z mózgu podatnikom-wyborcom i podatnikom-akcjonariuszom. Instrumenty są tylko inne. Urzędnik państwowy po pieniądze podatnika może wysłać policjanta. A urzędnik korporacyjny musi się bardziej natrudzić, żeby akcjonariusze sami mu je przynieśli. Ale jak już nie ma pomysłu w jaki sposób przekonać akcjonariuszy, to idzie do kolegów urzędników państwowych i prosi, żeby wysłali do podatników policjantów albo przynajmniej zadrukowali trochę papieru napisem „legalny środek płatniczy" i dofinansowali korporacje, strasząc urzędników państwowych upadkiem korporacji, który spowoduje utratę miejsc pracy, spowolnienie gospodarcze i sto innych nieszczęść - słowem niezadowolenie wyborców, którzy mogą zagłosować na innych urzędników państwowych.

Czy zatem wielkie korporacje są zagrożeniem dla demokracji? Ależ skąd! Są jej podporą! Oczywiście takiej demokracji - jaką dziś mamy. Nie tej tradycyjnej - republikańskiej, za wzór mającej instytucje Republiki Rzymskiej, do której tak często nawiązywali Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych w swoich pismach filozoficznych, czy wystąpieniach politycznych - choćby w czasie Kongresu Kontynentalnego i debaty ratyfikacyjnej. Tylko tej dzisiejszej - plebiscytowej, w której władzę zdobywają nie mężowie stanu, tylko różni chippendales. Kto jeszcze pamięta piękne niebieskie oczy Aleksandra Kwaśniewskiego z prezydenckiej kampanii wyborczej 1995 r.? Biorąc pod uwagę różnicę głosów nie można wykluczyć, że to szkła kontaktowe wygrały tamtą prezydenturę. A kto tak ładnie je pokazywał? Telewizje! A na czym zarabiają sieci telewizyjne? Na reklamach masowych produktów wytwarzanych przez wielkie koncerny. Bez reklam proszków do prania, które piorą lepiej niż inne proszki, czy innych równie porywających programów, nie byłoby pewnie komu kreować gwiazd dzisiejszej polityki. Politycy wdzierający się na ekrany pomiędzy reklamami, dostosowują się do ich poziomu. Nie robią tego wcale z premedytacją. To znaczy nie są na tyle mądrzy, żeby „zniżyć" się do gustów konsumentów. Media kreują nie tych którzy głupotę udają, ale tych, którzy są najbardziej autentyczni. Przecież nie można psuć widzom miłego relaksu po kolejnym odcinku jakiegoś serialu, przerywanego jakimiś reklamami. Poruszanie zbyt trudnych spraw mogłoby wywołać u telewidzów-wyborców pewien „dysonans poznawczy".

Skąd przypuszczenie, że urzędnicy państwowi mogą położyć kres nadużyciom ze strony urzędników korporacyjnych? To tak, jakby stwierdzić, że ktoś, kto decyduje się zostać urzędnikiem państwowym jest z definicji lepszy od kogoś, kto chce zostać urzędnikiem korporacyjnym. Największy problem byłby z tymi, którzy raz są urzędnikami korporacyjnymi, raz państwowymi. Bezpiecznego przykładu - bo z dalekiej Ameryki - dostarcza Paul Paulson, który jako sekretarz skarbu organizował pomoc dla banku w którym wcześniej pracował. Ale nie trzeba się specjalnie rozglądać, żeby dostrzec takie same przykłady znacznie bliżej.

Dlatego najlepszy system, to system wolnorynkowy. Ale taki z czasów Adama Smitha. Co prawda Pan Minister Jan Vincent Rostowski, który aktualnie jest urzędnikiem państwowym, stwierdził niedawno, że rząd nie zajmuje się teoriami zmarłych ekonomistów, ale myślę sobie,  że jakiś krótki skrypt o „Teorii uczuć moralnych" to by się Panu Ministrowi i jego kolegom z rządu i korporacji finansowych przydało przeczytać.


Czy korporacje niszczą demokrację? Przeczytaj także opinie Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz prof. Jerzego Osiatyńskiego i weź udział w debacie na naszym forum!


Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną