Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Każdy wziął swoje

Wynik wyborów do PE specjalnie nie zaskoczył. Platforma wyraźnie wygrała, ale PiS bardzo nie przegrał. A potem dwóch mniejszych braci i maruderzy pod wyborczą kreską.

W sumie każdy wziął swoje, proporcje poparcia, mimo mniejszej niż w krajowych wyborach frekwencji, zostały zachowane. Platforma (według jeszcze niepełnych danych) nieco poprawiła wynik z 2007 r. PiS trochę spadł, ale układ sił pozostał niezmieniony, status quo trwa, a przełom, na jaki trochę zapewne liczył Jarosław Kaczyński, nie nastąpił. Jakby wyborcy powiedzieli: nic się nie zmieniło, wciąż obowiązuje nasza decyzja sprzed dwóch lat. Nie było żółtej kartki dla rządu. Tusk okazuje się wyjątkowo odporny na polityczną erozję, jeśli gdzieś straci, to w innym miejscu odzyskuje.

Jak zwykle SLD może liczyć na swój stały elektorat, a PSL, które między wyborami okresowo zanika w sondażach, w samych wyborach z podziwu godną regularnością przekracza o 3-4 pkt proc. wymagany próg. I tym razem wsparło swojego koalicjanta kilkoma mandatami.

Jeszcze raz się okazało, że małe pozaparlamentarne ugrupowania nie mają szans w żadnych wyborach, nawet w takich, w których nie rozstrzyga się los władzy w kraju. Niektóre ugrupowania usiłowały przedstawić te wybory jako na swój sposób koneserskie, gdzie już nie miało chodzić o odstawienie PiS od władzy, nie było czerwonego alarmu i można było wybierać po prostu ciekawych i kompetentnych ludzi. Ale zadziałał mechanizm plebiscytu, odżyły znane emocje, a nowe jakości nie zagrały. Wyborcom szkoda było głosu na eksperymenty, bali się, aby swoim „ciekawym" wyborem nie wzmocnić zasadniczego politycznego przeciwnika.
Liczyły się zatem tylko największe partie, pod małe szyldy nikt specjalnie nie zaglądał, dlatego przepadli tak wartościowi kandydaci jak Dariusz Rosati czy Janusz Onyszkiewicz z Centrolewicy. Na tym ostatnim przykładzie widać, jak rozmyło się powodzenie dawnej Unii Wolności, która pięć lat temu zaskoczyła dobrym, dającym nadzieję na przyszłość wynikiem, ale w końcu padła ofiarą własnych koalicyjnych zakrętów, a przede wszystkim logiki dwupartyjnego w istocie systemu politycznego w Polsce. Wybory te były wreszcie podzwonnym dla starych sił, jak LPR i Samoobrona, które w kraju wypadły z obiegu w 2007 r., ale w PE jeszcze tkwiły jak prehistoryczne relikty. LPR nie pomogła przebieranka w Libertas. (...)

Pełna treść artykułu Mariusza Janickiego w drukowanej POLITYCE, w kioskach już od jutra, 9 czerwca. 

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną