Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ludzie zlinczowali człowieka

Jeśli państwo zawodzi, obywatele mają prawo sami się bronić. Ale nie mają prawa sami – zamiast państwa – wymierzać kary.

Tej prostej reguły nie chcą uznać ci, którzy za skrajnie niesprawiedliwe uznają skazanie braci W. z warmińskiego Włodowa. W 2005 r., nie mogąc doczekać się pomocy policji, bracia zabili terroryzującego ich wieś sąsiada. Podważający werdykt sądów kolejnych instancji przekonują, że w razie bezczynności władzy obywatele mogą sami zaprowadzić porządek – a nawet ustanowić rodzaj ludowych trybunałów. Nieformalny lider krytyków, ex-minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, sugeruje przy tym, że prezydent RP powinien ułaskawić skazanych.

Rzecz w tym, że sędziowie, wymierzając braciom W. karę, brali pod uwagę także inne reguły i wartości zarówno natury etycznej, jak prawnej. Uznali, po pierwsze, że ofiarą był okrutny, agresywny, wielokrotnie wcześniej skazywany bandyta – ale jednak człowiek. Innymi słowy: we Włodowie ludzie nie zabili diabła, lecz człowieka. Po drugie, śmierć ta była linczem, a nie działaniem w obronie koniecznej – nawet pojmowanej bardzo szeroko, na co od kilku lat pozwala polskie prawo. Skądinąd wymiar kary – cztery lata więzienia – świadczy o tym, że sąd uwzględnił w tej sprawie okoliczności łagodzące. Czym innym jest jednak absolutne usprawiedliwianie braci W. i wręcz kreowanie ich na herosów walki z bandytyzmem.

A do czego prowadzić może przyzwolenie na tego rodzaju ludowy wymiar sprawiedliwości dowodzą dzieje linczu w miejscu, gdzie pojęcie to powstało, czyli w Stanach Zjednoczonych. Tam także samosądy tłumaczono słabością czy nieudolnością władzy: nazwa „lincz” wzięła się od nazwiska kpt. Williama Lyncha, który w XVIII-wiecznej Wirginii rzucił hasło zaprowadzenia porządku w prowincji siłami samych mieszkańców. Odzew był natychmiastowy, bo bandytyzm szalał, a wymiar sprawiedliwości szwankował. Ale idea walki lokalnej społeczności z przestępczością rychło uległa zwyrodnieniu, stając się narzędziem rasizmu.

W latach 1882-1968 w USA zlinczowano blisko 5 tys. Murzynów, Meksykanów, Chińczyków, Indian i Sycylijczyków. Czasem były to spontaniczne reakcje rozsierdzonego motłochu, czasem zaplanowane akcje z udziałem szeryfa, burmistrza czy pastora. Za pretekst służyły podejrzenia o kradzież, gwałt czy morderstwo. Przed śmiercią ofiary najczęściej torturowano. Sprawcy prawie zawsze pozostawali bezkarni. Formalnie lincze były zbrodnią, ale zwykle trudno było ustalić, kto konkretnie dopuścił się mordu, a nadto mało który sąd na Południu chciał skazywać białych za zabicie Murzyna. Amerykański Senat – mimo wezwań kolejnych prezydentów – przez blisko sto lat blokował zaś ustawę uznającą lincz za przestępstwo federalne. Za tolerowanie linczów Kongres przeprosił dopiero w... 2004 r.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną