Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wyborcy jak motłoch

Zakaz kandydowania skazanych do parlamentu ogranicza prawa wyborców.

Senatorowie, śladem posłów, postanowili zmienić konstytucję, aby zablokować drogę do parlamentarnej kariery osobom skazanym niegdyś „prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego". Chodzić ma o poprawę poziomu i wizerunku rodzimego parlamentaryzmu, a także o osłabienie powiązań klasy politycznej ze światem przestępczym.

Rzecz w tym, że zakaz kandydowania skazanych do parlamentu oznacza też ograniczenie praw wyborców. Bo to do obywatela powinna należeć ostateczna decyzja, kogo ustanawia swoim reprezentantem na Wiejskiej. Naturalnie, czasem wybór może okazać się chybiony. By zmniejszyć niebezpieczeństwo pomyłek, wyborcy muszą mieć możliwie największy pakiet informacji o kandydatach - w tym o ich ewentualnych konfliktach z prawem. Dostarczenie tych wiadomości jest zadaniem mediów i kampanii wyborczych (a więc konkurentów z innych ugrupowań). Jeśli mimo wszystko wyborca zaufa byłemu przestępcy, trzeba to uszanować. Zabranianie mu tego świadczy o tyleż o populizmie, co paternalizmie, by nie rzec arogancji, obecnych parlamentarzystów. Mówiąc wprost: traktowaniu wyborców jako nierozumnego motłochu.

Zwłaszcza, że wprowadzanie sztucznych barier jest nieskuteczne. Podobne restrykcje wobec skazanych obowiązują już w wyborach do samorządu i europarlamentu. Tymczasem zarówno radni, jak europosłowie wciąż są bohaterami rozmaitych afer, a i poziom ich pracy bywa tragiczny.

Na dodatek, wedle obowiązujących wciąż w Polsce regulacji zakazem kandydowania objęci byliby nie tylko sprawcy faktycznie poważnych przestępstw, ale również osoby skazane, na przykład, za znieważenie prezydenta czy pomówienie, czyli czyny o całkiem innym charakterze.

Wreszcie: we współczesnej demokracji polityczny wybór i tak jest ograniczony, bo w dużej mierze narzucają go partyjni liderzy. I to oni, ustalając listy kandydatów swoich ugrupowań, nie wahają się sięgać po kolegów z wyrokami.

Reklama
Reklama