Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nie ma czego badać?

Wiceminister edukacji dyskalkulię nazwał humbugiem naukowym. Sęk w tym, że nie można jej w ten sposób nazwać.

Wiceminister edukacji narodowej prof. Zbigniew Marciniak na łamach „Rzeczpospolitej" dał do zrozumienia, że nie przewiduje ulg w egzaminach z matematyki dla osób z dyskalkulią, czyli zaburzeniem zdolności matematycznych. Dyskalkulię nazwał humbugiem naukowym i stwierdził, że teoria dotycząca jej powstawania nigdy nie została potwierdzona. W ten sposób odniósł się do pomysłu Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej, które chciało przeprowadzić ogólnopolskie badania nad problemem dyskalkulii w Polsce. Zwróciło się do poradni psychologiczno-pedagogicznych z pytaniami m.in. o to, jak często diagnozują te trudności, czy specjaliści są przygotowani do ich badania, czy potrzebne byłyby ułatwienia dla uczniów z dyskalkulią w czasie egzaminów (od przyszłego roku matura z matematyki ma być obowiązkowa). Ostatecznie wiceminister od tego pomysłu Centrum odwiódł. Sęk w tym, że dyskalkulii absolutnie nie można nazwać humbugiem.

Jak zauważa prof. Marta Bogdanowicz, psycholog i wieloletnia przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Dysleksji, to zaburzenie wymienione w największych światowych klasyfikacjach - m. in. w wykorzystywanej w Polsce Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10. Choć słowo „dyskalkulia" w tym spisie nie pada, zaburzenia matematyczne są opisane - jako wrodzona lub nabyta trudność w rozwiązywaniu zadań matematycznych, występująca przy przeciętnej lub nawet ponadprzeciętnej inteligencji i niemożliwa do wyjaśnienia opóźnieniem umysłowym, błędami w nauczaniu, albo zaniedbaniami środowiska. Cierpi na nią kilka procent populacji. Faktem jest, że naukowcy wciąż pracują nad ustalaniem dokładnych przyczyn tych problemów. Ale to, że nie wiadomo, z czego zaburzenie wynika, nie znaczy, że go nie ma.

Owszem, decyzja o ułatwieniu w egzaminach dla osób z dyskalkulią mogłaby doprowadzić do nadużyć. Ale to dlatego, że nie ma ogólnopolskich norm, które umożliwiłyby porównanie uczniów i wyłapanie tych ze szczególnie dużym problemem, naprawdę potrzebujących pomocy w egzaminach. Tyle tylko, że właśnie przeprowadzenie badań w całym kraju, jak planowało Centrum, mogło być świetnym początkiem uważnego przyjrzenia się sprawie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną