To wszystko wiedzą już politycy PiS, a zwłaszcza prawicowi komentatorzy. Piotr Semka napisał w „Rzeczpospolitej”: „Wszystko wskazuje na to, że Donald Tusk – jak zwykle usiłując działać ostrożnie i pragmatycznie – nie wybrał jednoznacznego przesłania wrześniowych uroczystości”. A powinien oczywiście skorzystać z polityki historycznej IV RP. Wtedy do Polski nie przyjechałaby ani Angela Merkel, ani Władimir Putin, bo jeszcze odpowiednio nie przeprosili, Muzeum II Wojny Światowej stałoby się filią Muzeum Powstania Warszawskiego, nie byłoby tej całej pacyfistycznej gadaniny i symboliki oraz niedopuszczalnego „zrównywania ofiar”.
Impreza byłaby nasza, słuszna i moralnie wzmożona. Jednocześnie wciąż trwałyby narzekania na dogadywanie się Moskwy i Berlina za plecami Warszawy, przy braku refleksji, iż potrafią porozumieć się dawni wrogowie, którzy podczas II wojny doznali od siebie największych cierpień i strat. Ale wiadomo, oni dogadują się, bo są źli i podstępni. Polska powinna krytykować takie spiski i dawać świadectwo; powinna przemawiać, jak prezydent Kaczyński na placu w Tbilisi, a nie rozmawiać, jak Sarkozy w Moskwie. W polityce historycznej IV RP polityka zawsze przegrywała z historią. Sądząc po radach, jakie dają dzisiaj Tuskowi sieroty po IV RP, ma przegrywać nadal.