Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Rosomak padł

Afganistan - zamach na polski konwój

To ponura zapowiedź tego, co czeka naszych żołnierzy.

Udało się zniszczyć jedyny typ pojazdu, który dawał im stuprocentową ochronę. Teraz talibowie pójdą za ciosem.

Rebelianci mówią na nie „zielone diabły" lub „zielone smoki". Jak by rosomaków nie zwali - bali się ich ogromnej siły ognia i bardzo wytrzymałego pancerza. Od momentu, gdy dwa lata temu pojawiły się na wyposażeniu polskiego kontyngentu, wielokrotnie próbowali je zniszczyć. Ale choć strzelali do nich z wyrzutni przeciwpancernych i podkładali coraz silniejsze bomby, nigdy im się to nie udało. Jednak eksperci przestrzegali, że jest tylko kwestią czasu, gdy talibowie skonstruują na tyle silny ładunek, by unieszkodliwić transporter i zabić załogę. Ich słowa sprawdziły się w piątek.

To równie zła wiadomość, jak śmierć kolejnego polskiego żołnierza. Rosomaki były jedynymi transporterami, w których nasi wojskowi mogli czuć się bezpiecznie podczas patroli. Teraz tę ochronę stracili. Tymczasem talibowie triumfują - potrafią zniszczyć znienawidzonego „smoka". Autorzy akcji z pewnością już dzielą się z kompanami wiedzą na temat tego, jak to zrobić. Ci z kolei będą chcieli sprawdzić, czy „przepis" jest dobry. Dlatego w najbliższym czasie trzeba spodziewać się kolejnych ataków - równie silnych i, niestety, równie tragicznych w skutkach.

Ale znaczenie piątkowych wydarzeń jest szersze. Los, który spotkał plutonowego Marcina Porębę pokazuje, że na wojnie nie istnieje pojęcie „skutecznej ochrony". Zawsze znajdzie się broń, którą ją przełamie. Dlatego nawet wysłanie czołgów niewiele by zmieniło. Oczywiście nie znaczy to, że nic nie można zrobić, tylko czekać na kolejne pogrzeby.

Bezpieczeństwo naszych żołnierzy z pewnością poprawiłoby wyposażenie ich w rozpoznawcze bezzałogowce, i to najlepiej uzbrojone. Takie, które „wisząc" na niebie godzinami mogą kontrolować drogi, a w razie potrzeby unieszkodliwiać tych, którzy podkładają przy nich bomby. Eksperci i żołnierze od dawna apelują o to do MON. Jak na razie bezskutecznie.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną