Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Katastrofa w kopalni Wujek

Omega933 / Wikipedia
Albo siły natury kolejny raz pokonały człowieka, albo człowiek je do tego sprowokował.

Górnicy pozdrawiają się pod ziemią tradycyjnym „Szczęść Boże!”. Bywa jednak, że Pan Bóg na chwilę ich opuszcza. Jak w piątek w kopalni Wujek–Śląsk na pograniczu Katowic i Rudy Śląskiej. W czeluściach, 1050 m pod ziemią, zginęło 12 górników, a jeden zmarł w szpitalu; 41 zostało rannych, w tym 18 ciężko. Zabił ich metan. Prawdopodobnie nastąpiło zapalenie gazu (temperatura błyskawicznie wzrasta do ok. 700 stopni Celsjusza) lub jego wybuch (wtedy sięga 1000 stopni i towarzyszy jej niesamowicie silny podmuch). Istne piekło.

Jak zwykle w takich przypadkach zacznie się ustalanie przyczyn. Mogą być tylko dwie: albo siły natury kolejny raz pokonały człowieka, albo człowiek je do tego sprowokował. Bezmyślnością, rutyną i chciwością. Jak w listopadzie 2006 r. w sąsiedniej Halembie w Rudzie Śląskiej, kiedy, w największej od 30 lat w polskim górnictwie katastrofie, zapalenie metanu spowodowało wybuch pyłu węglowego - zginęło 23 górników. Trzy lata temu we wszystkich węglowych kopalniach śmierć poniosło 45 osób. Pod koniec ubiegłego roku w sprawie Halemby na sądowej ławie zasiadło 27 osób. Oskarżonych o bezmyślność, rutynę i chciwość. Proces trwa.

Do tragicznego piątkowego ranka statystyka wypadków w kopalniach węgla kamiennego była ani gorsza, ani lepsza niż w poprzednich latach: 12 ofiar śmiertelnych, 11 ciężko rannych – 1765 wypadków (do tego momentu w ogóle w polskich kopalniach zginęło 14 górników, a 17 odniosło ciężkie obrażenia – wypadków było 2232). Jeżeli bieg spraw byłby podobny, jak w minionych miesiącach, to można byłoby przypuszczać, że w tym roku - zostańmy tylko przy węglu kamiennym - w kopalniach zginie nie więcej górników, niż w ostatnich latach: 2007 – 16, rok później – 24.

Rok 2007 naznaczony był, przynajmniej w pierwszych miesiącach, piętnem tragedii w Halembie. Wszyscy – od prostego hajera po prezesa węglowej spółki – byli pod jej wrażeniem. Był to najbezpieczniejszy okres w powojennej historii polskiego górnictwa. Rygorystyczne przestrzeganie przepisów dawało efekty. Ale nie dawało węgla. Potem, jak zwykle, górę wzięła rutyna, głupota i bezmyślność – z jednej strony. A pogoń za tonami i wynikiem ekonomicznym – z drugiej. Te czynniki tworzą pod ziemią najgroźniejszą mieszankę wybuchową. Jeżeli w śledztwie potwierdzi się informacja, że w kopalni Wujek – Śląsk także doszło do fałszowania lub lekceważenia pomiarów metanu na dole, podobnie jak w Halembie, to będzie oznaczać, że w ostatni piątek to ta właśnie mieszanka wybuchła. Bo szybko trzeba było zlikwidować starą ścianę, a jeszcze szybciej uruchomić nową. Bo szybko trzeba poprawić kiepskie wyniki ekonomiczne, ponieważ po zapaści cen i wydobycia w ostatnich miesiącach znowu na tym rynku coś drgnęło. Bo...

W takiej sytuacji, kiedy rodziny zabitych nie otarły jeszcze łez i nie pochowały najbliższych, niczym ponury żart brzmią informacje, że polskie górnictwo – mimo zdarzających się katastrof - zaliczane jest do najbezpieczniejszych na świecie. Obok niemieckiego i amerykańskiego. Poziom bezpieczeństwa pracy w górnictwie mierzy się m.in. ilością wypadków śmiertelnych na jeden milion ton wydobytego węgla. W poprzednim roku ten ponury, mimo wszystko, wskaźnik wyniósł 0,29. Rok wcześniej – 0,18. W 2006 r. tragedia w Halembie wywindowała go na 0,48. Według nieoficjalnych szacunków wskaźnik ten u innych wielkich producentów węgla wynosił ostatnio: Chiny – 6, Ukraina – 4, Rosja – 0,65. Marne to pocieszenie, bo w USA i w Niemczech – 0,04. Niemcy wydobywają w podobnych warunkach czterokrotnie mniej węgla niż Polska. Wypadki śmiertelne u nich się zdarzają – o katastrofach dawno nikt nie słyszał.

Cóż powiedzieć w tych ponurych godzinach i dniach, kiedy w wielu śląskich domach przeklinany jest ten przeklęty węgiel? Już teraz wydobywamy go ponad kilometr pod ziemią, a będziemy schodzić coraz niżej. Z każdym metrem wzrastają zagrożenia ze strony wszystkich podziemnych żywiołów, którymi, jak mało gdzie, dotknięte jest właśnie polskie górnictwo: metan, pył węglowy, woda z niezbadanych podziemnych jezior, tąpnięcia mające siłę trzęsień ziemi... Dość powiedzieć, że 80 proc. węgla pochodzi z pokładów metanowych. Górnicy potrafią z metanem sobie nieźle radzić. Ale przychodzą takie sekundy, jak w Halembie, jak wczoraj w kopalni Wujek – Śląsk... I jeszcze przyjdą. Przy takich tragediach od lat pada to samo pytanie: czy w warunkach polskich głębinowe wydobycie węgla ma sens społeczny i ekonomiczny? Ale jedni przeżywają tragedię, a inni zjeżdżają na dół i dalej fedrują. Bo jeżeli nie węgiel, to co? I to nie jest pytanie do górników harujących w tym momencie kilometr pod ziemią.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną