Władze Warszawy postanowiły uczcić obchody Dnia Bez Samochodu korkując jedną z nielicznych przejezdnych jeszcze arterii w mieście. Dzięki wydzieleniu specjalnych buspasów na Trasie Łazienkowskiej samochody osobowe mają teraz do dyspozycji o jedną nitkę do ruchu mniej. W ten sposób bardzo skutecznie utrudni się życie wszystkich, którzy dotąd, w godzinach porannego szczytu, dojeżdżali tą drogą do pracy. Zamiast tracić w korkach godzinę – to i tak przecież jest sporo – teraz codziennie będą mieli 1,5 h mniej czasu, który mogą spędzić z rodziną.
Tworzenie buspasów jest zgodne z najnowszymi trendami w światowej wiedzy o życiu metropolii. Ma to uprzywilejować ruch komunikacji miejskiej, bo tylko masowy transport jest w stanie obsłużyć setki tysięcy osób, które codziennie trzeba dowieźć do pracy. Podobne ruchy wykonują samorządowcy innych dużych i coraz bardziej zakorkowanych polskich miast.
Problem polega na tym, że na całym świecie takie działania są częścią większego systemu. Owszem – wprowadza się opłaty za wjazd samochodem do centrum miasta. Owszem – zmniejsza się liczbę miejsc parkingowych. Ale jednocześnie – rozbudowuje się sieć wygodnych miejskich połączeń, tworzy przyjazną infrastrukturę, buduje obwodnice miast i olbrzymie parkingi na ich obrzeżach. Utrudniając życie kierowców zachęca się ich jednocześnie, aby przesiadali się do autobusów, tramwajów, metra.
Tymczasem w miejscu w którym mieszkam (na obrzeżach Warszawy), nie zauważyłem dziś jakichkolwiek nowych wygodnych połączeń autobusowych, o metrze czy tramwaju nie wspomnę. Nie powstała żadna nowa trasa, która sprawi, że wioząc dziecko do lekarza na drugi koniec miasta ominę zakorkowane centrum. Ale buspasy już są, a miejscy włodarze odtrąbią kolejny sukces w walce o ekologię.