Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Byłem kapitanem

Grzegorz Napieralski - pierwszy wywiad po wyborach

„Przegraliśmy. Jestem odpowiedzialny, bo byłem kapitanem”. „Przegraliśmy. Jestem odpowiedzialny, bo byłem kapitanem”. Piotr Apolinarski / Forum
Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD, o przyczynach wyborczej porażki, o przyszłości lewicy i „Gwiezdnych wojnach”
„Kapitan jest jeden. Złożyłem dymisję. Zapowiedziałem zwołanie kongresu najszybciej, jak to możliwe”.Leszek Zych/Polityka „Kapitan jest jeden. Złożyłem dymisję. Zapowiedziałem zwołanie kongresu najszybciej, jak to możliwe”.
„Zostanę w SLD bez względu na rolę”.Leszek Zych/Polityka „Zostanę w SLD bez względu na rolę”.

Jacek Żakowski: – Co słychać u Lorda Vadera?
Grzegorz Napieralski: – Nie wiem.

Pańska żona mówi, że po wyborach przestał pan odbierać telefony, bo ogląda pan „Gwiezdne wojny”.
Dobry film na ciężkie czasy. Ciekawe połączenie chrześcijaństwa, filozofii Zen, historii arturiańskiej.

Po co to Napieralskiemu dziś, kiedy dostał po głowie.
Ja ten film oglądam od czasu do czasu bez względu na to, czy akurat dostaję po głowie, czy przeciwnie.

Pan jest mrocznym Vaderem czy szlachetnym Skywalkerem?
Zawsze po stronie dobra.

Jak się czuje dobro, pod którego przywództwem Konfederacja straciła połowę swojej mocy?
Jedna z części nazywa się „Imperium kontratakuje”. Dobro może mieć problem. Ale na końcu wygrywa. W polityce trzeba być gotowym na porażki. Już mi się zdarzało przegrywać wybory. Lokalne i sejmowe. Ale się odbijałem.

Czyli spoko?
To nie jest wynik, na który liczyliśmy. Staraliśmy się. Pokazaliśmy dobrą drużynę i bardzo dobry program.

Program SLD czy program Business Center Club?
Program SLD. Z bardzo dobrymi wyliczeniami. I mieliśmy bardzo dobrą drużynę, której ja byłem kapitanem. Zawiedliśmy. Jako kapitan ponoszę odpowiedzialność.

Z programem to mnie pan zaskoczył. Na pana spotkaniu z ministrem Rostowskim było widać, że SLD miał dwa programy. Jeden dla wyborców. Drugi dla przedsiębiorców.
Program był jeden. Ale szukaliśmy porozumienia i dialogu między pracodawcami a pracobiorcami.

Zawierając sojusz z pracodawcami wrócił pan do rzeki, w której premier Miller spektakularnie utonął. A jeszcze wziął pan ze sobą samego Millera, żeby towarzyszył panu jako doświadczony topielec.
To była jedna z wielu decyzji, jakie podjęliśmy w tej kampanii.

Dobra?
Podyktowana chęcią współpracy, a nie zdobywania punktów sondażowych. Odpowiedzialna partia wie, że pracownicy potrzebują miejsc pracy, czyli muszą się liczyć z tymi, którzy je tworzą. Partii lewicowej niezbędny jest dialog z pracodawcami.

Na transmitowanym w telewizji przedwyborczym spotkaniu z ministrem Rostowskim posadził pan obok siebie prof. Gomułkę, a nie na przykład prof. Kołodkę czy prof. Kowalika. Przekaz był jasny. Idąc za Millerem przeszedł pan na drugą stronę mocy.
Pokazaliśmy, że umiemy rozmawiać nie tylko ze związkowcami, ale też z pracodawcami. Przez całą kadencję stawaliśmy po stronie pracowników. Byliśmy z OPZZ w jego sporach z rządem. Teraz pokazaliśmy, że chcemy porozumienia z tymi, którzy tworzą miejsca pracy.

Ze związkami zawodowymi nie podpisywaliście takich porozumień.
Podpisaliśmy z OPZZ i z ZNP.

Nie słyszałem.
Może za mało się o tym mówiło. Postulaty związków – obrona pracowników – są naszymi postulatami. Godna praca. Bezpieczna praca. Dobrze płatna praca. Ale żeby te miejsca pracy były, pracodawcy muszą mieć odpowiednie warunki. Nie kosztem ludzi. Nigdy.

Przez dwa lata budował pan wyraziście lewicową partię, a potem przeskoczył do nurtu millerowskiego. Elektorat został w domu z otwartymi ustami. Stąd pewnie ta dwukrotna różnica między pana sukcesem z wyborów prezydenckich a wynikiem wyborczym SLD.
Nigdzie nie przeskakiwałem. SLD konsekwentnie pokazywał, że jest partią dialogu. Przegraliśmy. Jestem odpowiedzialny, bo byłem kapitanem.

Oficerem politycznym był Miller.
Kapitan jest jeden. Złożyłem dymisję. Zapowiedziałem zwołanie kongresu najszybciej, jak to możliwe. Ważne, żeby przemyśleć wszystko od samego dołu. Będzie debata w kołach, gminach, regionach. Wszyscy będziemy wybierani od samego początku. Nie będę kandydował.

Kapitan honorowo strzelił sobie w łeb.
Odpowiedzialny polityk podejmuje odpowiedzialne decyzje. Stanę z otwartą przyłbicą. Powiem: oceńcie mnie. Na poziomie koła, powiatu, województwa.

Dlaczego tak źle poszło?
Dla mnie jest za wcześnie na rzetelną analizę.

Ale coś pan sądzi?
Musimy dać dziś lewicy nowy impuls na wszystkich poziomach działania. Najważniejsze, aby dzisiejsze problemy przekuć wkrótce w sukces.

Odejść z SLD?
Z SLD nie odchodzę. W 1995 r. zapisałem się do koła nr 12 w Szczecinie. I tam pozostanę. Na dobre i na złe. Bo to jest moje środowisko. Moja idea. Mój program. Dla tej partii, dla ludzi tej partii, będę dalej pracował. Również jako szeregowy członek w kole 12.

Będzie pan rozlepiał plakaty w wyborach samorządowych?
Nie przyszedłem do polityki dla funkcji. Zapisałem się do SLD, zanim jeszcze Aleksander Kwaśniewski został prezydentem. Bo byłem zły na to, co się w Polsce działo. Ojciec stracił pracę. Matka straciła pracę. Naprawdę było nam ciężko. Widziałem, co się działo w rodzinach moich szkolnych kolegów. Jak szybko ludzie tracili pracę. Jak trudno było ją w Szczecinie znaleźć. Chodziłem do technikum. Nikt nie wiedział, czy naszą szkołę zamkną, czy nie. Widziałem dużo niesprawiedliwości. Jednym się szybko poprawiało. Innym się gwałtownie pogarszało. Większości się pogarszało. Zbuntowałem się. Uznałem, że polityka jest po to, żeby to zmienić. Działając w SLD zmieniałem to tak, jak umiałem. Na szczeblu lokalnym i krajowym. Kiedy się zapisywałem, nawet nie marzyłem, że zostanę posłem. Tym bardziej szefem partii. Trzeciej co do wielkości w Polsce. Zostanę w SLD bez względu na rolę.

Po co?
Żeby zmieniać. Bo wierzę, że nowoczesna partia lewicowa, która będzie walczyła z nierównościami i będzie chciała polityki otwartej, nowoczesnej, europejskiej, jest w Polsce potrzebna.

SLD jest potrzebny? Czy taka formacja jest potrzebna?
SLD jest potrzebny.

Część pana starszych kolegów mówi, że potrzebna jest nowa lewica. Że trzeba zwołać kongres lewicy, a nie kongres SLD. Że teraz trzeba budować coś całkiem nowego. Z Palikotem, z Krytyką Polityczną, z Zielonymi. Żeby powstała realna alternatywa dla przyszłego zwycięstwa PiS.
Przede wszystkim dziękuję Zielonym i Partii Kobiet, że byli z nami w tym trudnym czasie. Dziękuję Krytyce Politycznej, która zawsze wpuszcza trochę świeżego powietrza po lewej stronie sceny politycznej. Januszowi Palikotowi szczerze gratuluję.

I jestem na niego wkurzony?
Nie. To jest sukces. Gratuluję. Jeśli będzie miał projekty dobre dla ludzi, będę współpracował. Natomiast nie chcę, żeby idea lewicy czy socjaldemokracji sprowadziła się do happeningów. Starajmy się pokazywać problemy, zamiast robić PR.

Pan wie, że jeśli lewica ma być w Polsce silna, to musi być jedna.
Będzie jedna. Jestem przekonany, że wokół SLD w trudnych czasach zgromadzi się szeroka drużyna czy grupa środowisk, które będą budowały nowoczesną lewicę. Z przekonań. Nie na chwilę. Lewicowe na dobre i na złe. Nie tylko światopoglądowo, ale też gospodarczo, społecznie.

Po porozumieniu z BCC i po ostrożnościowych wypowiedziach pana starszych kolegów w sprawach obyczajowych i światopoglądowych wylądowaliście na prawo od Palikota. Staliście się małą Platformą dla ubogich.
Ja teraz tego nie oceniam. Kongres to oceni i przedstawi nową formułę programową. Ale jak pan przeczyta nasz program i jak pan sobie przypomni, co robiliśmy przez poprzednią kadencję, nie będzie pan miał wątpliwości, że jesteśmy po lewej stronie sceny politycznej. Konsekwentnie.

Teraz Palikot, PSL i lewe skrzydło PO będą się z wami ścigali po lewej bandzie polskiej polityki.
Nie dywagujmy. Nie ścigajmy się. Wyborca będzie oceniał, kto jest w lewicowości prawdziwy.

Chyba właśnie ocenił. Niemiło dla SLD.
To się za chwilę zmieni. SLD pokaże, gdzie jest prawdziwa lewica. Świat wciąż jest zły dla ludzi. My możemy to zmieniać.

Zależy, kto pana zastąpi.
To będzie decyzja kolegów i koleżanek.

No to kto pana zastąpi: Leszek Miller, Ryszard Kalisz?
Nie wiem. Przyspieszyliśmy kongres, żeby jak najszybciej odbyć zasadniczą debatę. Odbędzie się może nawet w grudniu. Będę wspierał nowe kierownictwo klubu parlamentarnego i partii. Bo teraz nie może już być mowy o żadnych obozach – Olejniczaka, Kalisza, Napieralskiego, Piekarskiej. SLD musi być nowoczesny, zjednoczony i silny.

Będzie pan pracował na sukces Ryszarda Kalisza?
Na każdego przewodniczącego lub przewodniczącą. To jestem winien wszystkim ludziom w powiatach, którzy tę kampanię prowadzili. Udowodnię, że jestem wierny przekonaniom i partii.

Tak się elegancko mówi. Człowiek tak nie czuje.
Ale przed nami są trzy trudne lata budowania nowoczesnej lewicowej formacji, która będzie dbała, żeby rządzący nie zrzucali odpowiedzialności za kryzys na barki najsłabszych.

Do następnych wyborów samotny SLD nie będzie miał wielkiego wpływu na politykę.
Po to jest kongres, żeby każdy członek partii mógł się wypowiedzieć, jak zrobić, żeby ten wpływ mieć.

Włodzimierz Czarzasty mówi o budowaniu formacji od Borowskiego do Palikota.
Nie po to ustąpiłem, by teraz mówić kolegom, jak mają postępować. Warszawa powinna teraz trochę pomilczeć. Niech zdecydują ludzie w kołach, gminach i powiatach. Oni najlepiej wiedzą, jak zrobić, żeby wyborcy wrócili. Bo zostali w domach. Siedzą i patrzą, co się dzieje.

Ma pan duży żal do tych kolegów, którzy poszli na listy PO i Palikota?
Trzymam za nich kciuki i życzę wszystkiego najlepszego.

Znów ta elegancja.
Nikomu źle nie życzę.

Jakby nie odeszli, to SLD pewnie zebrałby więcej głosów. Ale gdyby jednak nie zebrał, to w Sejmie byłoby jeszcze mniej ludzi lewicy. Która logika lepiej do pana przemawia?
Każdy obiera swoją drogę.

Ale się z pana zrobił Zaratustra. Jest między wami fosa nie do pokonania czy może się pan z nimi dogadywać?
Po czynach ich poznamy.

Chciałby pan znów być w jednej partii z Wandą Nowicką?
Byłoby mi bardzo miło, gdybyśmy mogli razem pracować nad dobrymi projektami.

Ciężko nam idzie. Kiedy pan zaczynał jako szef SLD, mówił pan, że trzeba znaleźć nowych ludzi. Słusznie, bo dominacja sześćdziesięciolatków w polskiej polityce jest mordercza. Ale z promowaniem młodych średnio się panu udało.
Nieprawda. W wyborach samorządowych się udało. Wiele nowych osób zdobyło mandaty. Prezydenci Zielonej Góry, Częstochowy, Będzina. W parlamentarnych też pojawiły się nowe osoby.

Ilu nowych będzie w klubie?
...Na przykład Dariusz Joński z Łodzi... To będzie dobry klub. Będą młodzi pierwszy raz zasiadający w Sejmie, ale będzie też Anna Bańkowska. Będzie Tomasz Kamiński i będzie Leszek Miller. Świeżość połączy się z doświadczeniem.

Bez nadmiaru świeżości.
W Polsce odnawianie elit politycznych to proces długotrwały. Chciałem, żeby to poszło szybciej. Wielu nowych mimo dobrych miejsc przegrało wybory. Ja też przegrywałem. A potem wygrałem. Nie ma się co obrażać. Tych młodych, którym się za pierwszym razem nie udało, trzeba zagospodarować. Powinno się ich wciągnąć do władz partii. Po trudnym doświadczeniu będą jeszcze bardziej aktywni. Będą bardziej pokorni wobec procesów demokratycznych. Nie udało się w 2011 r., to uda się w 2015 r. To jest nasza szansa.

Za dwa miesiące będzie pan otwierał kongres SLD. Jakie będzie pana pierwsze słowo. Dziękuję, przepraszam, proszę?
Dziękuję, że byliście z nami. I że jesteście z nami na dobre i na złe.

A przepraszam?
To będzie długie wystąpienie.

Polityka 43.2011 (2830) z dnia 19.10.2011; Polityka; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Byłem kapitanem"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną